[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poczynania - otwarcie drzwi wyrywa rączkę szczoteczki spomiędzy kleszczy spinacza.
Zatrzaskują się i zwierają druty.
- Tak. Zamyka się obwód i prąd płynie do radia, które powinno nielicho ryknąć. To najprostszy
alarm do drzwi. Każdy może sobie taki zrobić w pięć minut.
- Trochę dłużej ci zeszło - uśmiechnął się pan Tomasz patrząc na zegarek.
- Bo jeszcze musiałem wymyślać po drodze szczegóły - wyjaśniłem.
- Pora zastanowić się nad kilkoma kwestiami - mruknął szef, gdy już się rozlokowaliśmy w
pokoju.
Wyjąłem z kieszeni notatnik.
- A więc mamy stuprocentową niemal pewność, że pociąg ukryli Niemcy. - W takim razie, czy
do skrytki jest obecnie dostęp?
- Trzeba nad tym pomyśleć - powiedziałem. - Oczywiście gdy ukrywali skarby musieli liczyć
się z tym, że kiedyś przyjdzie pora je wydobyć...
- Wkraczają Rosjanie. W dodatku uprzedzeni przez swoich dywersantów, że gdzieś tu należy
szukać pociągu pełnego skarbów.
Ukrywający musieli liczyć się z tym, że Armia Czerwona, NKWD i inne organizacje będą
starały się odnalezć pociąg. Skrytka musiała wiec być świetnie zabezpieczona, najlepiej zasypana
dziesiątkami metrów skalnych odłamków albo nawet zalana wielometrową warstwą betonu. I
oczywiście zaminowana.
- Dobrze - powiedziałem. - Wobec tego ja przedstawię nieco inny pogląd na tę sprawę.
Oczywiście łup należało ukryć starannie....
- Niemcy z pewnością nie spodziewali się, że utracą ziemie będące częścią ich państwa od
stuleci. Liczyli się z faktem, że będą okupowani, ale sądzili, że po kilkuletniej okupacji Rosjanie
opuszczą ich terytorium, a wówczas będzie można wydobyć łup - stwierdził pan Tomasz.
- Teraz przedstawię wam moją koncepcję - powiedziałem. - Sądzę, że faktycznie liczyli na to,
że pozostaną na tych ziemiach. Zapewne chcieli sobie przygotować grunt do odbudowy państwa
niemieckiego. Do tego celu przydałoby się czterdzieści milionów dolarów...
- Czterdzieści miliardów - poprawił mnie szef.
- Czterdzieści miliardów dolarów wystarczyłoby na zakupienie odpowiedniej ilości broni na
czarnym rynku, odbudowę przemysłu zbrojeniowego i dalsze badania nad bronią rakietową.
Dlatego sądzę, że zastosowali koncepcję mieszaną.
- To znaczy? - zaciekawił się szef.
- Aup ukryto w lochach zalanych tysiącami metrów sześciennych betonu albo w sztolniach
kopalnianych. Jednocześnie jednak przygotowano wąskie przejście omijające zawały, oczywiście
starannie zamaskowane i znane jedynie wąskiej grupce wybranych, ale umożliwiające stopniowe
opróżnianie skrytki, gdy będą tego wymagały okoliczności.
- Krąg wtajemniczonych musiałby być naprawdę wąski.
- Z drugiej strony istniałaby nieco szersza grupka ludzi wiedzących, w którym miejscu znajduje
się kryjówka i oczywiście pilnujących jej jak oka w głowie.
Pan Tomasz postukał palcami po stoliku.
- To by sporo wyjaśniało - westchnął.
- Opowiedz, wujku - Zosia zachęciła szefa do zwierzeń.
- To było w końcu lat sześćdziesiątych. Utworzono właśnie naszą komórkę przy Ministerstwie
Kultury i Sztuki. Marczak został dyrektorem, a Waldemar Batura grał jeszcze, że się tak wyrażę,
w naszej lidze. W tym czasie dość głośna była sprawa niejakiego Klosego, niemieckiego
policjanta z czasów okupacji. Tylko nie mylcie go z Hansem Klossem - pogroził nam żartobliwie
palcem. - Klose wpadł w ręce UB. Ukrywał się od końca wojny. Za zwrócenie wolności złożył
wyjątkowo interesujące zeznania. Mianowicie pod sam koniec wojny brał udział w ukrywaniu
skrzyń przechowywanych w piwnicach komendantury we Wrocławiu. Wedle jego zeznań
wywieziono je kolumną ciężarówek do Karpacza. Tam przepakowano je na wozy i przewieziono
tak zwaną Zląską Drogą w góry. Klose twierdził, że gdy skrzynie były już na furmankach spadł z
konia i stracił przytomność. Musieli go odwiezć do szpitala, dlatego nie potrafił wskazać miejsca
ukrycia. Ale ja z Waldkiem zdołaliśmy zidentyfikować przypuszczalne miejsce ukrycia skarbu.
W kotle pod Znieżką znajdowały się przed wojną dwa szyby kopalniane Herman i Gustaw oraz
sztolnia Barbara i jaskinia Porfirowa Dziura. Na współczesnych mapach po tych obiektach nie
ma żadnego śladu. Waldek znalazł w bibliotece w Wałbrzychu rysunki szybów pochodzące z
połowy ubiegłego wieku. Wystąpiliśmy do ministra z prośbą o zezwolenie na podjęcie
poszukiwań. Otrzymaliśmy ją. Krakowska Akademia Górniczo-Hutnicza dała nam do pomocy
dziesięciu studentów, a jedna z kopalni, chyba "Siersza", świder używany do głębokich
poszukiwań geologicznych. Właśnie tworzono na tych terenach Karkonowski Park Narodowy,
więc oni też przydzielili nam człowieka, który miał zadbać o to, abyśmy naszymi wierceniami
nie zniszczyli chronionych roślin... Udało nam się wywiercić dziury i założyć ładunki...
- Aadunki wybuchowe? - zaciekawiła się Zosia.
- Tak.
- Ale po co?
- Och, to standardowa technika badawcza tamtego okresu - uśmiechnął się. - Wierci się otwory,
a potem na głębokości kilkudziesięciu metrów detonuje słabe ładunki wybuchowe i mierzy
rozchodzenie się fal sejsmicznych. Dzięki temu można odkryć podziemne wyrobiska. Metoda
zawodna, ale nie było wówczas lepszych. Wytypowaliśmy kilka miejsc, które wydały nam się
podejrzane i zdecydowaliśmy się wiercić otwory sondażowe. I wtedy właśnie przyszło polecenie
z Warszawy. Nakazano nam natychmiastowe przekazanie całej dokumentacji Urzędowi
Bezpieczeństwa oraz zwinięcie interesu.
- Przerwaliście prace? - zaciekawiła się Zosia.
- Po otrzymaniu tego rozkazu wierciliśmy jeszcze przez sześć godzin. W końcu jednak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]