[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zanim Ivy zamknęła za sobą drzwi, Kit ujrzała w nich niezwykle
przystojnego mężczyznę w białej, rozpiętej pod szyją koszuli i w
spodniach z popielatej wełny. Wyglądał jak gwiazdor filmowy.
- Ivy... - zaczÄ…Å‚.
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, porozmawiajmy trochę dalej.
- Dlaczego? Pali się gdzieś? - Kit widziała, jak Ivy odciąga mężczyznę w
głąb korytarza.
Rozejrzała się po zdumiewającym pokoju Ivy. Każdy centymetr
kwadratowy ściany był pokryty obrazkami,
309
plakatami, programami teatralnymi, tekturowymi podkładkami pod kufle z
piwem i maleńkimi wycinkami z czasopism. W tym pokoju nie można się
nudzić - pomyślała. Aż chce się zostać dłużej. Ale nie mogła nadużywać
jej gościnności. Wiedziała, że musi wyjść, jak tylko dopije herbatę. Tak,
mogła co najwyżej napisać list do Leny, a potem powinna wyjść.
MiaÅ‚a wrażenie, że z korytarza dobiegajÄ… podniesione gÅ‚osy. Ów
przystojny mężczyzna, niezależnie od tego, kim był, nie zyskał aprobaty
Ivy.
- Posłuchaj, wniosę tę skrzynię do mieszkania. Chyba nie chcesz, żeby
ktoś skręcił sobie kark, a potem włóczył cię po sądach.
- Sama ją wniosę, tylko pózniej. Mówiłam już, że sobie poradzę.
Nawet nie chciał o tym słyszeć. Przepchnął drewnianą skrzynię przez
drzwi, a kiedy podniósł głowę, zobaczył Kit.
- A niech mnie...
- Dzień dobry - Kit uśmiechnęła się.
Wyglądało na to, iż Ivy chce się go jak najszybciej pozbyć.
- Jeśli to już wszystko... - zaczęła.
- Dam ci swój klucz. Powieś go z innymi. Ktoś się po tę skrzynię zgłosi.
- Dobrze, już dobrze - ucięła Ivy. - Wszystko zrozumiałam. Szczęśliwej
podróży!
- A kogóż to gościsz, Ivy? - zapytał z ciepłym uśmiechem.
- To moja znajoma, Mary Katherine... Zaskoczona Kit otworzyła usta.
- Miło mi, Mary.
- Mnie również... - powiedziała to z taką intonacją, jakby pytała go o imię.
Na ulicy zatrąbił klakson.
- Taksówka nie będzie wiecznie czekać - ponaglała go Ivy.
Wtedy wyszedł. Rozmawiali chwilę w hallu i przez okienko w drzwiach.
Mężczyzna usiłował cmoknąć Ivy w policzek, ale się od niego odsunęła.
310
- Kto to? Jest bosko przystojny.
- To ladaco, Kit. Wielkie ladaco.
- Dlaczego powiedziałaś, że mam na imię Mary Katherine?
- Twoja mama... - zaczęła Ivy, ale natychmiast z tego wybrnęła: - Lena
mówiła mi, że twoja mama dała ci te imiona na chrzcie, że tak ci mówią w
szkole.
- Kto by to pomyślał, że w Londynie tak dobrze mnie znają! - Kit aż
zaklaskała z radości.
Ivy nie miała serca jej wypraszać. Bo dokąd by ta biedna Kit poszła? A
skoro Lena jeszcze nie wróciła, to pewnie wróci pózno. Zresztą uzgodniły,
że nie wolno jej tu zaglądać.
- Kit, kochanie, poczekaj sekundkę. Muszę zostawić coś na górze. Zaraz
wracam. - Wbiegła na piętro z ołówkiem i z kartką w ręku. Ona tu jest" -
napisała i wsunęła kartkę pod drzwi. Potem zbiegła na parter, przeskakując
po dwa stopnie naraz.
Kit siedziała na swoim miejscu. Nie przeczytała nalepki na skrzyni Louisa.
Nalepki, na której napisał, że skrzynia jest do odbioru i należy do Louisa
Graya.
- Napijmy się jeszcze herbaty - zaproponowała Ivy.
- Jeśli tylko pani nie przeszkadzam...
- Nie, kochana. Cieszę się, że mnie odwiedziłaś. - Wiedząc, iż Lenie
przyjdzie żyć życiem bez Louisa, doszła do wniosku, że dobrze będzie
przekazać jej chociaż garść szczegółów z odwiedzin córki.
Otworzyły się frontowe drzwi. Ivy poderwała głowę. W jej oczach było
coś tak dziwnego, że Kit też popatrzyła w tamtą stronę. Przez szybę w
drzwiach dostrzegła zarys głowy ciemnowłosej kobiety. Zasłonka
uniemożliwiała lepszy widok.
- Wszystko w porządku! - zawołała Ivy nienaturalnie wysokim głosem. -
Zostawiłam ci wiadomość na górze! Nie musisz tu zachodzić! -
Odpowiedz była stłumiona, Ivy jej nie zrozumiała. - Zajrzę do ciebie
pózniej. Mam gościa. - Recytowała tekst jak kiepska aktorka.
Kit nigdy nie potrafiła sobie wytłumaczyć, co kazało jej wówczas podejść
do drzwi. Miała uczucie, że to Lena nieoczekiwanie wróciła do domu.
Kobieta, która wchodziła na schody, odwróciła się, słysząc szczęk klamki.
311
Stała tam. W kremowej sukience i kremowym żakiecie na ramionach, z
długą błękitno-złotą apaszką na szyi, z twarzą obramowaną ciemnymi,
kędzierzawymi włosami.
Kit wydała z siebie zdławiony okrzyk. Chwila przeciągała się w
nieskończoność. Kobieta wciąż stała na schodach, Ivy Brown w progu
drzwi, a Kit tuż przed nią, z rękami na szyi.
- Mama! - krzyknęła. - Mama! Kobiety milczały.
- Mama - powtórzyła Kit po raz trzeci. Lena wyciągnęła do niej rękę, ale
Kit się cofnęła.
- Ty wcale nie umarłaś, ty uciekłaś. Ty się nie utopiłaś, ty po prostu od nas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]