[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co za żarty, moja córko, urządzasz sobie za moimi plecami?
75
RS
Manny odstawił szklankę. A więc to jej ojczym, pomyślał. Nic
dziwnego, że nie chciała zaprosić go na wesele. Przyglądał się, jak Randi
usiłuje zapanować nad sobą. Dla jej dobra postanowił zachować się tak
samo. Na pewno nie chciałaby, żeby urządził scenę, lecz w każdej chwili
gotów był wkroczyć do akcji.
Randi zignorowała ton ojczyma i jego słowa.
- Chciałabym ci przedstawić mojego męża. - Wyciągnęła rękę. -
Manny Sanchez, a to mój ojczym, Frank Riley. Pobraliśmy się dziś po
południu. Może wypijesz z nami toast?
Mężczyzna spurpurowiał. Po chwili pąs jego twarzy przeszedł w
fiolet. Manny wiedziony instynktem zrobił krok w kierunku żony. Ojczym
chwycił Randi za ramię i potrząsnął.
- Oszalałaś?! Unieważnię to!
Tym razem Manny zdecydowanie ruszył do przodu, bo Randi ledwie
stała na nogach.
- Ty głupia, mała wiedzmo! Dałem ci wszystko, co mogłem.
Wzbogaciłbym nas oboje. A ty wychodzisz za jakiegoś meksykańskiego
śmiecia?
Frank zamachnął się i nim ktokolwiek zdążył temu zapobiec,
spoliczkował pasierbicę z taką siłą, że upadła na podłogę. Manny
zareagował z furią. Na sekundę stracił jasność widzenia. Gdy ją odzyskał,
Witt odciągał go od Franka, który leżał na podłodze, wzywając pomocy
rozbitymi, spuchniętymi wargami.
Lewis Lee dzwignął go z ziemi i trzymał mocno. Do Manny'ego
dotarło, że Marian i Hannah udzielają Randi pomocy, a Ricky krzyczy w
76
RS
swoim kojcu, ile sił w płucach. Miał wielką ochotę zacisnąć ręce na szyi
Franka i skończyć z nim, gdy usłyszał głos Randi:
- Proszę, nic nie rób! Zostaw go! Nie jest tego wart.
77
RS
ROZDZIAA ÓSMY
Manny gwałtownie oderwał palce od naczynia z gorącą wodą i
podskoczył na krześle.
- Chcesz mnie na dodatek poparzyć? - zawołał.
- Biedaczek! Brzydka woda chciała mu zrobić kuku - roześmiał się
Witt.
Godzinę wcześniej Lewis Lee i Hannah wyprowadzili z domu Randi
jej ojczyma, który bezustannie odgrażał się, że ze wszystkimi zrobi tu
porządek. Manny ani trochę nie przejmował się jego pogróżkami, lecz
niepokoił się o Randi. Nie widział jej, odkąd podniósł ją z podłogi, a
Marian zaprowadziła ją na górę.
- Przestań gadać i wrzuć do wody kostkę lodu - rzekł do przyjaciela.
Witt zrobił, o co go prosił, i zanurzył poranione dłonie Manny'ego w
ciepłym płynie zmieszanym z maścią.
- To ci pomoże - zapewnił.
- Do licha, co mi się stało? - denerwował się Manny.
- Nigdy wcześniej nie straciłem panowania nad sobą podczas
pełnienia misji. Zawsze uważałem się za profesjonalistę.
- Może ta misja różni się od innych? Niewykluczone, że się
zakochałeś.
Rozległ się trzask otwieranych drzwi i w kuchni pojawił się Lewis
Lee.
- Pomyślałem, że masz rozbitą rękę, więc przyniosłem coś, co dobrze
ci zrobi - powiedział i wyciągnął butelkę whisky.
78
RS
- Stary Frank też pocierpi parę dni. Założyli mu sześć szwów. -
Rządca nigdy się nie uśmiechał, lecz tym razem, po wypiciu pierwszego
łyka whisky, w oczach zamigotała mu wesołość.
Manny wziÄ…Å‚ od niego butelkÄ™ i pociÄ…gnÄ…Å‚.
- Dzięki, przyjacielu.
Pomyślał, że właśnie tego dziś potrzebuje. Wypił jeszcze łyk i
westchnął błogo.
- Dobre - pochwalił.
Kolejno podawali sobie butelkę, podczas gdy Manny moczył rozbitą
dłoń.
- Niezle ci się zaczęła noc poślubna - zauważył Lewis Lee.
Manny wolał o tym nie pamiętać.
- Boże, Witt - zaczął, podparłszy głowę pięścią. - On ją uderzył. Ten
brudny tchórz naprawdę ją uderzył, a ja nie zdążyłem go powstrzymać.
- Zrobiłeś, co mogłeś - zapewnił przyjaciel, wypijając kolejną porcję
alkoholu. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie nie przyjdzie mu do
głowy, by to powtórzyć.
- Powinienem był go wykończyć i zrobię to, jeśli kiedykolwiek
spróbuje ją skrzywdzić - Manny nie był w stanie jasno myśleć. - Możesz
mi powiedzieć, o co mu chodziło? - Zwrócił się do Lewisa Lee.
- Tylko się domyślam. Frank wspominał o podziale rancza na
mniejsze działki, odkąd ożenił się z matką Ran-di. Ciągle chodzi mu to po
głowie. Powiadał, że bogacze z San Antonio czy Austin gotowi dobrze
zapłacić, by hobbystycznie bawić się w ranczerów. Zawsze twierdził, iż
bystry facet może zrobić na tym fortunę.
79
RS
Rządca napił się whisky i ze zdumieniem stwierdził, że w butelce
zaświeciło dno.
- Wiem, że odkąd zmarła mu żona, zadręczał Randi, by podpisała
pełnomocnictwo, które dałoby mu wolną rękę w rozporządzaniu ziemią.
- Każde z nich jest właścicielem części posiadłości? - spytał Manny.
- To nie moja sprawa. - Lewis Lee wzruszył ramionami.
- Randi nie chce się zgodzić na podział ziemi? - dociekał Manny.
- Obiecała ojcu na łożu śmierci, że do tego nie dopuści. Miała wtedy
dziesięć lat, lecz wzięła to sobie do serca. Prędzej umrze z głodu, niż
wpuści tu obcych.
- Naprawdę... grozi jej głód? - Manny zaczął składać w całość
historię życia swojej fikcyjnej żony.
- Może... - Lewis Lee w zatroskaniu potarł ręką brodę. Ktoś schodził
po schodach, więc wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.
- Witam panów - odezwała się Marian, wchodząc do kuchni i
zabierając ze stołu pustą butelkę, by ją wyrzucić. - Czas kończyć to małe
przyjęcie - rzekła i przybrała wyczekującą pozę.
- Pójdę już - Lewis Lee zaczął zbierać się do wyjścia.
- Witt przenocuje dziś u was? - upewniła się kobieta.
- Chwileczkę, Marian... - zaczął Manny z irytacją w głosie.
- W porządku, synu - Lewis Lee uspokajająco kiwnął ręką. - Za
pózno, by jechał do miasta. Rozumiem, o co jej chodzi. To w końcu twoja
poślubna noc.
Fałszywy ślub. Zciganie przemytników i handlarzy dzieci. Wszystko
to pojawiło się naraz w świadomości młodego mężczyzny. Tymczasem
80
RS
Lewis Lee oraz Witt pożegnali się i ruszyli pieszo do domu, zapewniając,
iż spacer w chłodną noc dobrze im zrobi.
Marian zaniosła śpiącego Ricky'ego do jego łóżeczka.
- Położyłam go - powiedziała. - Wychodzę, a ty ruszaj na górę, żona
ciÄ™ potrzebuje.
Po jej odejściu w domu zapadła cisza. W ciemnościach i bez butów
Manny wszedł na piętro, niosąc butelkę szampana oraz dwa kieliszki,
które znalazł w kuchni. Alkohol tkwił w pojemniku z lodem. Widać Randi
musiała wiązać specjalne nadzieje z tą nocą. Miał wyrzuty sumienia, że ją
tak wykorzystuje... pozbawia prawdziwego miodowego miesiÄ…ca... nie jest
prawdziwym mężem.
Winien jest tej dziewczynie choćby jeden toast, skoro wpędził ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]