[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ma. Gdybym znalazła sposób, aby powiedzieć
madame C, że Elephant Bleu to moja sprawa i niech
się pani do tego nie miesza ale nie znajduję.
Nie wyleczyłam się jeszcze w Finistere z nie-
zdolności, by stawiać sprawy jasno jest tak i tak.
Jestem wymijająca i podszyta tchórzem. Wstrętna
cecha, której nie mogę u siebie znieść, ale nie potrafię
wytrzebić.
Kiedy ogarnia mnie wściekłość z powodu takiej
zatwardziałości, wszystkich popełnianych błędów, z
których cała się składam, kiedy ogarnia mnie sza-
leństwo z powodu tępoty świata, kiedy już wykopałam
wszystkie dołki i przeniosłam kamienie, samochód
jest umyty, że bardziej nie można, kiedy nie ma już
niczego, co mogłoby poskromić moją wściekłość, nie
padając jej ofiarą, wtedy jadę na wysypisko do
Quimperle.
Często proponują mi pomoc przy wyrzucaniu
najcięższych rzeczy, ale ponieważ jestem tu właś-
206
nie po to, żeby wyrzucić je własnoręcznie, muszę
grzecznie, acz stanowczo odmawiać.
Jestem tu, aby ulżyć wściekłości, wrodzonej,
nabytej i wciąż powracającej.
Już samo to, że wciąż powraca, że wciąż na nowo
powtarzam stare błędy, daje powód do wściekłości.
Wściekłość należy do mnie, tylko ja mogę się z nią
uporać, a nic nie denerwuje mnie bardziej, niż kiedy
ktoś mówi, że nie mam powodów do zdenerwowania.
Nie mam?
Mam ich więcej, niż jestem w stanie znieść, choć
nie wścieknę się nawet w połowie tak strasznie, jak by
należało.
Nie ma powodów do zdenerwowania.
Albo: Skąd ta złość?", jak powiedział minister
gospodarki w mojej dawnej ojczyznie, kiedy próbo-
wałam nieco skorygować jego radosny obraz sytuacji
w kraju.
Dlaczego jesteś na mnie taka zła?
Dlaczego nie? Nie jesteśmy per ty i nie jestem
na ciebie bardziej zła niż na innych socjaldemokra-
tów, ani specjalnie socjal-, ani demokratów, wszyscy
oni stracili kontakt z rzeczywistością, o ile w ogóle go
kiedykolwiek mieli.
Lionel Jospin został zdemaskowany jako były
trockista. Pisze się o tym w gazetach w Finistere i w
ogólnokrajowej prasie, socjaldemokrata Jospin
207
należał w młodości do organizacji opartej na ideach
Lwa Trockiego.
Zdemaskowany.
Najgorsza zbrodnia, o jaką można dziś oskarżyć
socjaldemokratę, to ta, że kiedyś w coś wierzył.
Brakuje mi ojca z jego wściekłością. Zgodziliby-
śmy się co do tego, że nie zgadzamy się w tak wielu
sprawach. Albo nie zgodzilibyśmy się zgodzić. Tak
czy owak, nigdy nie zgadzaliśmy się co do wniosków
i co do środków, jakimi można się posłużyć, aby coś
wcielić w życie.
Cholerny ojciec! Kiedy w latach pięćdziesiątych
wynajmowałam pokój u prawicowej damulki
pisującej felietony w Lansposten", zafundował mi
prenumeratę Wiadomości z Kraju Rad".
Wyrzucam śmieci na wysypisku w Quimper-le.
Dzwigam i wywalam do pustego kontenera, ze
wszystkich sił, gromadzonych przez pięćdziesiąt pięć
lat, targam zepsutą umywalkę, popękane kafelki,
skamieniały cement, zwój zardzewiałego drutu,
blaszane wiadra, panele, metalową linkę, zepsute
radio, uszkodzony sedes, kadz do cementu. Klinkier
na klinkier, blacha do blachy. Wściekłe wyrzucanie
przerdzewiałej szafki z łazienki nie przywraca mi
równowagi, bo i nigdy przedtem jej nie miałam, ale
daje fizyczne wrażenie pewnej stabilności. Używam
przy tym całej siły mięśni zaprawionych do pracy w
ogrodzie.
208
Przenoszę szafkę z łazienki.
Faceci pracujący na wysypisku kiwają głowami.
O, przenosi szafkę.
WOLNOZ OBCYCH
Od pierwszych miesięcy w Finistere, kiedy spoty-
kałam się z monsieur Le R., nie przestaje mnie za-
przątać sprawa obcości.
Zastanawiało mnie to właściwie od pierwszych
miesięcy życia, a w czasie zmagań z książką powra-
cało raz za razem. W Finistere jestem uprzywile-
jowanym obcym, w najgorszym wypadku traktują
mnie jak dziwaczkę, z tym jej językiem i zwyczajami,
ale co by było, gdybym pochodziła spoza jak
precyzują to na urzędowych blankietach Wspólnoty
Europejskiej?
Muszę spytać madame C, czy tacy jak monsieur
Le R. należą w Finistere do rzadkości.
Nieraz w ciągu tego roku miałam ochotę pojechać
do monsieur Le R. i w jego misternym ogrodzie
zaserwować mu porządną porcję wolności, równości i
braterstwa, ale jak dotąd niechęć była silniejsza od
ochoty.
Zamiast tego zamierzam porozmawiać z madame
C. Ona wie, że dziecko nie wybiera kołyski. Jej nie
trzeba wyjaśniać spraw podstawowych.
209
Kiedy przyjeżdżam, madame C. jest w ogrodzie.
Odpowiednim do tego narzędziem wyrywa chwasty,
klęcząc na odpowiedniej do tego poduszce.
W ogrodzie w cieniu wspaniałych lip siedzą jej
synowie. Wszyscy trzej, ani chybi tu siedzą. Na mój
widok wołają bonjour madame", kiwając mi ani
chybi papierosami.
Trzej synowie, o których tyle słyszałam, mityczni
synowie jest tu cała trójka. Dwóch blondynów i
brunet.
Brunet to musi być rappeur, jego żargon okrasza
język madame C. Teraz brzdąka coś na gitarze. W
koszuli do ziemi, z warkoczykami, wygląda jak
wyjęty z Tysiąca i jednej nocy. Czarne rzęsy, fiolet
wokół oczu, może trochę przesadny, ale to w końcu
nie dla mnie. Niestety myślę sobie choć może i
na szczęście.
Dostrzega mnie madame C, woła bonjour",
zdejmuje rękawice i wyciąga do mnie ręce.
Jak dobrze, że pani przyjechała mówi.
Tak rzadko jesteśmy wszyscy razem, pewnie zwąt
piła pani, że mam synów kontynuuje z perlistym
śmiechem i przedstawia mi ich po kolei.
David, średni, jest surferem i spędza czas głównie
na wodzie w Australii, najmłodszy, Benjamin,
właśnie wrócił z tournee po Europie.
Jak zwykle pobity przez strażników na grani
cy mówi madame C. Może nawet bardziej niż
zwykle, bardziej niż ostatnio.
210
[ Pobierz całość w formacie PDF ]