[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wspomnisz wtedy moje słowa!
Wszyscy chcieli uściskać przyszłych rodziców i złożyć im gratulacje. Helenę i Lars promienieli.
Obejmo-
195
wali się, gawędząc wesoło z ludzmi i przyjmując od nich najlepsze życzenia. Elizabeth zrobiło się
ciepło na sercu. Kto by pomyślał, że Helenę nareszcie zostanie matką! Podniosła wzrok i spojrzała na
szare niebo. Może ktoś tam na górze zauważył wreszcie, że mieszkańcom Dalsrud należy się trochę
szczęścia?
Do końca dnia nie mówiono już o niczym innym, jak tylko o ciąży Helenę. Są z Larsem małżeństwem
już od pewnego czasu, najwyższa pora na dziecko, twierdzili ludzie. Całą prawdę znali tylko
Elizabeth, Kristian i Lars. Wiedzieli, że nieszczęsna kobieta musiała kiedyś przerwać ciążę i była
święcie przekonana, że już nigdy nie urodzi. To dopiero musiało być dla niej zaskoczenie! Toż to cud,
pomyślała Elizabeth, z radością patrząc na szczęśliwą parę.
Helenę siedziała nad talerzem, zajadała z apetytem rybę i bekon, i raz po raz szukała pod stołem dłoni
ukochanego męża.
- Właściwie to trochę ci zazdroszczę - powiedziała Elizabeth. - Bo z tego co pamiętam, w ogóle nie
miałaś przez te cztery miesiące mdłości.
- Nawet przez jeden dzień - Helenę uśmiechnęła się bardzo z siebie zadowolona.
- No, może beczała trochę więcej niż zwykle - zauważył Lars.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - %7łona spojrzała na niego uważnie.
- Nic takiego, tylko żartowałem.
- No dobrze - Helenę roześmiała się i rozczochrała mu bujne loki. - Wiem, że czasem byłam nie w so-
sie. Ale to ta niepewność tak mnie denerwowała, poza tym tyle się ostatnio działo. Wszystkim nam
było ciężko... - Umilkła, a Elizabeth dobrze wiedziała, że przyjaciółka ma na myśli Ane i Linę.
193
- Będziemy mieli pełne ręce roboty - stwierdził Lars. - Zbliża się czas zimowego połowu. Ale teraz,
gdy Pan wysłuchał wreszcie moich modlitw, nie mam zamiaru prosić go o nic więcej.
- Może Pan miał wreszcie dość tego twojego marudzenia? - Helenę posłała mu uśmiech.
- A może i tak. Trzeba będzie mu bardzo podziękować.
Maria i Helenę zajęły się zmywaniem.
- Jeśli urodzi się dziewczynka, to Signe będzie miała konkurentkę do serca Williama - uśmiechnęła się
Maria. - A jak chłopiec, to nasz William nie będzie miał z kolei łatwego życia.
- Nie zapominaj, że twój William jest dziedzicem Dalsrud, a moje dziecko odziedziczy co najwyżej
kąt w izbie dla parobków.
- Zupełnie jakby to coś znaczyło - parsknęła Maria. Helenę wybuchnęła śmiechem, ale zaraz
spoważniała. .
- Będę szczęśliwa, jeśli małe urodzi się zdrowe i będzie się dobrze chować. Niczego innego nie
oczekuję.
- Ale chyba nie chcecie się przeprowadzić? - spytała Elizabeth.
- Czemu o to pytasz?
- Cóż... - zawahała się gospodyni. - Może być wam ciasno w trójkę w tej małej izbie.
- Znam dziesięcio - albo nawet dwunastoosobowe rodziny, które mają mniej miejsca niż my i jakoś so-
bie radzą. Zresztą ja większość czasu i tak spędzam tu w domu - mówiła Helenę, pobrzękując
szklankami.
Elizabeth dokładnie przyjrzała się trzymanemu w dłoniach ręcznikowi. Po chwili rzuciła go na ławę.
- Poczekaj chwilę, zaraz wrócę.
- Kristian? - Zajrzała do salonu, ale nikogo w nim
197
nie zastała. Uchyliła drzwi do gabinetu. Pusto. Zebrała, w dłoni spódnice i w kilku susach pokonała
schody na stryszek. Chciała zapytać Kristiana, czy dałoby się powiększyć izbę dla parobków. Można
by dostawić jakąś małą przybudówkę, żeby izba zaczęła przypominać osobny budynek. Gospodyni
najchętniej zabrałaby się do pracy od razu i dlatego musiała natychmiast uzgodnić szczegóły z mężem.
Jeśli by się pospieszyli, mogliby to załatwić jeszcze tej jesieni, zanim owce wrócą z gór.
Znalazła Kristiana w sypialni. Gospodarz umył się i uczesał włosy, a teraz z trudem zapinał guziki
koszuli do kościoła.
- Daleko jedziesz? - zapytała Elizabeth z jadem w głosie.
- Co masz na myśli?
- Wystroiłeś się, jak byś się wybierał na audiencję u samego króla. Chociaż właściwie to tak właśnie
jest. Przecież Sara jest dla ciebie królową.
Kristian wybuchnął śmiechem, zdawał się zupełnie nie zauważać poirytowania żony.
- Przecież muszę przyzwoicie wyglądać, gdy idę w gości - stwierdził. - A ty nie przebierzesz się przed
wizytą w Heimly?
-Co twoim zdaniem miałabym im powiedzieć, gdy spytają, czemu ze mną nie przyjechałeś?
- Możesz powiedzieć prawdę, że nie mogłem. Nie rezygnuj z tych odwiedzin z mojego powodu.
- Dorte i Indianne są chore, więc zostanę w domu.
- No to pojedziemy do nich innym razem. Dorte na pewno bardzo się ucieszy, gdy usłyszy o Helenę i
Larsie. Ona uwielbia takie wiadomości. - Kristian zapiął już wszystkie guziki i poprawił kołnierzyk.
Elizabeth wolałaby, żeby mąż został w domu. Powinni jakoś uczcić wiadomość o ciąży służącej. Ale
nie
195
proponowała mu tego nawet. Wiedziała, że odmówiłby natychmiast.
- Chciałaś mi jeszcze coś powiedzieć? - spytał, poprawiając włosy.
- Nie. - Odwróciła się do niego plecami i opanowując wzburzenie zeszła na dół.
- Nagle bardzo ci się zaczęło spieszyć. - Helenę popatrzyła na nią pytająco.
- Nastaw wodę na kawę. Mam dla ciebie wiadomość - powiedziała Elizabeth i skinęła głową w kie-
runku salonu.
- Co ty znowu wymyśliłaś? - zapytała Mana.
- Wszystko wam powiem, tylko chodzcie już. To ważny moment. Kieliszek wina na pewno też nie za-
szkodzi.
Kristian zajrzał do kuchni.
- No to jadę, ale pewnie niedługo wrócę.
Elizabeth była bez reszty pochłonięta wyjmowaniem filiżanek z szafki. Dopiero gdy mąż wyszedł, od-
wróciła się dó zdziwionych kobiet.
- Nie jedziesz do Heimly? - zapytała Maria.
- Nie, Dorte i Indianne się rozchorowały, odwiedzę je innym razem. A teraz chodzmy do salonu. Za-
wołajcie Jensa i Larsa. Signe, chodz z nami. Za chwilę dostaniesz soku.
- Dzidziuś. - Dziewczynka podniosła głowę znad
garnków, którymi się bawiła.
- Tak, jego też przyniesiemy.
- No dobrze - powiedziała Elizabeth, gdy wszyscy usiedli już przy stole. - Zaraz wam wyjaśnię, jak to
zaplanowałam.
- Co takiego zaplanowałaś? - zapytała Helenę.
- Przebudowę izby dla parobków. Myślę, że tu
199
moglibyśmy postawić sypialnię. - Naszkicowała kilka linii na kartce papieru. - Co o tym myślicie?
- Drogo wyjdzie - odezwał się cicho Lars. Rozpromienił się nagle. - Ale moglibyście potrącić mi z
pensji, a całą pracę wykonam sam.
- Pomogę ci - zaoferował się Jens.
-Ale to przecież za dużo. - Helenę nie była przekonana. - Jest nam dobrze tak jak teraz.
- Bzdury! - ucięła Elizabeth. - Musicie mieszkać jak ludzie, potrzebujecie sypialni. Kuchnia nie jest
konieczna, i tak wszystkie posiłki jecie tu z nami. A stara izba może być czymś w rodzaju pokoju
dziennego.
- Uszyję wam narzuty na łóżko. - Maria zapaliła się do pomysłu. - I zasłony! Bo chyba wstawimy im
okno?
- Oczywiście. - Elizabeth skinęła głową.
- Mogę pomóc z meblami - odezwał się Jens.
- Wypijmy za to. - Elizabeth wysoko uniosła kieliszek z winem.
- Na zdrowie! - krzyknęła Signe z kolan Jensa.
Domownicy dyskutowali o rozbudowie izby, Elizabeth zaś wyszła na chwilę, by przewinąć Williama. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \