[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dobrze, że tamten to w końcu zrozumiał.
Przeszli na drugą stronę ulicy. Zwiateł było tu mniej, świeciły blado, i cienie były głębsze.
Nagle Conan gwałtownie pochylił się do przodu.
 Czujesz to?
 Tak. To twój sztylet?
 Nie, twój. Tuż nad twoim tyłkiem. Jeżeli pchnę, będziesz martwy lub zostaniesz kaleką.
Co wolisz?
 Ostrożność nigdy nie wadzi, Conanie, lecz mądry człowiek rozumie, że tajemnica nie zawsze
oznacza niebezpieczeństwo.
 Sztylet, choćby wyjęty z pochwy, nie zawsze bywa używany& Aczkolwiek
Cymmerianie nie przywiązują zbytniej wagi do tego porzekadła. Czy ja mam jakiś powód, by ci
zaufać?
 Myślę, że tak. Jeśli potrafisz  wytrzymaj jeszcze przez chwilę. To niedaleko.
Conan westchnął. Minęli skrzyżowanie i skręcili za róg. Tu wyrzucił pestkę moreli.
Jeszcze kilka domów minęli i posłaniec otworzył jakieś drzwi. Weszli w nie. Krótki korytarz i
schody wiodące na piętro. Przewodnik szedł przodem, Conan bezczelnie wytarł lepkie dłonie w skraj
jego płaszcza, gdy wspinali się po stromych stopniach. Na podeście mężczyzna zapukał trzy razy do
drzwi, równocześnie gwiżdżąc te same trzy nuty. Drzwi otworzyły się do wewnątrz.
Conan zmrużył oczy  w pokoju jasno płonęły dwie lampy. Oświetlały stół, trzy krzesła, stary
zniszczony dywan. Na stole stał dzban i gliniane kubki. Mężczyzna, który otworzył im drzwi, już
zamknął je za nimi. Nie wyróżniał się niczym szczególnym na pierwszy rzut oka.
Spojrzał na Conana.
 Strzegę tego miejsca  rzekł krótko.
Conan skinął głową.
 Jestem uzbrojony i nie zamierzam rozstać się z bronią.
 Jeżeli nie zaplanowałeś morderstwa  zatrzymaj sobie swoją broń.
Conan obrócił się ku niemu, zaintrygowany. Był to mąż lat więcej niż czterdziestu, wyglądał na
kupca. Jego włosy uciekły już ku tyłowi głowy, zostawiając wysokie wypukłe czoło, połyskujące
nagą skórą. Szarość skrzyła się w jego brodzie niby wczesny jesienny szron. Luzną, pięknie
drapowaną tunikę zdobiły pasy zielonego haftu. Oczy spoglądały z ukosa, uwięzione w sieci
zmarszczek, podkrążone nad niebieskawymi worami.
 Cóż& Muszę ci zaufać, Conanie z Cymmerii.
 Rzekłeś dość głupio. Ty masz mi ufać? To ja zaufałem tobie, przychodząc tutaj, choć nawet nie
znam waszych imion, nic o was nie wiem!  Conan cofnął się o krok, ukazując przy tym długie
ostrze. Dłoń trzymał na rękojeści miecza, tkwiącego jednak wciąż w pochwie. W tej małej izbie było
jedno wąskie okienko i drzwi, którymi weszli.
 Napijesz się wina?  mężczyzna zapytał gładko, jakby podejmował gościa w
Królewskim Turanie.
 Zostawiłem w gospodzie wygody i miłą towarzyszkę Wkrótce wrócę, napiję się z nią.
 Jesteś dość& szczery.
 A ty nie. To błąd. Mów, póki jestem tutaj. Mężczyzna westchnął.
 Znasz imię& Balad?
 Twój posłaniec zaprzeczył, jakoby to Balad chciał ze mną rozmawiać.
 Zatem wiesz o Baladzie. Jesteś przyjacielem Aktera?
 Ulubieńcem, nie przyjacielem  Conan wzruszył ramionami.  To duża różnica. 
Nie spodziewał się, żeby chcieli zrobić cokolwiek przeciwko ulubieńcowi khana, więc milczał z
twarzą pozbawioną wyrazu i czekał.
 Balad wierzy, a ma do tej wiary podstawy  rzekł mąż w tunice  że Akter nie jest najlepszym
władcą dla Zambouli. To także opinia jej mieszkańców.
Mężczyzna zerknął na Conana, ciekaw wrażenia, jakie na nim zrobiła ta wypowiedz.
Conan jednak stał dalej z miną już prawie znudzoną. Tamci dwaj wymienili spojrzenia, i ten w tunice
rzekł cicho:
 Wróć do gospody i miej oczy otwarte. Posłaniec owinął się płaszczem i wyszedł w noc.
 Nazywam się Jelal, Conanie. Ten, który przywiódł cię tutaj, nie zna mego imienia& dla jego
własnego bezpieczeństwa.
Jakkolwiek mąż w haftowanej tunice zdawał się mieć go za tępego osiłka, to jednak Conan nie był
głupcem. Uśmiechnął się pod nosem, słysząc imię, zapewne nic nie znaczące. Imię miało zrobić na
nim wrażenie, przekonać go, że oto został dopuszczony do tajemnicy, że jest dla nich kimś
wyjątkowym. Nie wierzył w ani jedno słowo. Nie ufał im.
 Akter obawia się własnego cienia  mówił dalej ów  Jelal .  Stał się pijanym wieprzem,
rano, gdy powinien słuchać doradców, rozmawiać z poddanymi, władać, on śpi, odsypiając
całonocne pijaństwa i nowym pucharem lecząc ból głowy. Od południa znów pije, i tak do północy, a
potem zwala się w łoże bez czucia. Czy to przystoi władcy? Jego visir, Hafar, jest dobrym i mądrym
człowiekiem, lecz mało już znaczy. Teraz naprawdę rządzi Zafra, młody mag, który zamordował
swego mistrza, by dorwać się do władzy, i czeka na stosowną chwilę, by zrobić to samo z Akterem.
Ten mag jest mordercą, wiedziałeś o tym, jedząc z nim wieczerzę?
Conan nie odpowiedział. Nie widział nic złego w byciu młodym i żądnym władzy,
zwłaszcza gdy jako czyn naganny chciał to ukazać człowiek być może zamierzający także mordować,
by zdobyć władzę, lecz dla siebie łatwo znajdujący usprawiedliwienie.
 W lochach pałacu khana ludzie umierają codziennie, bez żadnego powodu, dla
zaspokojenia jego chciwości, strachu, żądzy&  dokończył Jelal w zadumie.
Tu Conan nadstawił ucha, i nagle zapytał:
 A jaka śmierć spotkała dziewczynę Shanki?
 Dużo wiesz  w oczach mężczyzny błysnęło zdumienie.  Zabito ją. Urażona duma Akter Khana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \