[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ludzmi. Kierował się ku kordonowi policyjnemu. Większość osób ustępowała
mu z drogi, kiedy grzecznie prosił, a tym, którzy nie chcieli od razu tego
zrobić, pokazywał kły. Skończył się czas ukrywania swojej tożsamości. Tom
uśmiechnął się mimowolnie: początkowo agresywni, przechodnie nagle
kurczyli się w sobie i cofali pod jednym spojrzeniem jego strasznego szefa.
Kiedy zbliżyli się do blokady policyjnej, Lucien przesunął ramię, tak że
ogromna maczeta, którą trzymał zawieszoną na przegubie, wsunęła się pod
jego długi płaszcz z czarnej skóry. Wampir zerknął do tyłu, by się upewnić,
że Tom, Hag i demony wciąż idą za nim. Ludzie napierali na metalową
barierę i policja miała kłopoty, by powstrzymać niektórych z nich: ci
najwyrazniej mieli członków rodziny albo przyjaciół po drugiej stronie.
Zadawali gniewne pytania zdezorientowanym funkcjonariuszom, którzy
udzielali im lakonicznych odpowiedzi. Trochę z boku zebrała się grupka
reporterów: pospiesznie notowali i gdzieś dzwonili, był wśród nich nawet
jeden kamerzysta; znalezli się i tacy, którzy próbowali przeprowadzić
wywiad z bardzo speszonym policjantem. Tom spojrzał do góry: nad ich
głowami unosił się policyjny helikopter, którego dudnienie było głośniejsze
niż odgłosy tłumu. Lucien przepchnął się na koniec bariery, która stykała się
z frontową ścianą jakiegoś sklepu.
- Musi się pan cofnąć! - krzyknął w jego stronę młody funkcjonariusz.
- Nie sądzę! - odrzekł wampir. - Widzi pan, ja i moi przyjaciele musimy
się tam dostać. - Kiwnął głową w stronę monstrualnej kopuły majaczącej
przed nimi.
- To niemożliwe. Wycofajcie się.
Lucien pokręcił głową, a mężczyzna zerknął na jego towarzyszy. Tłum na
środku bariery naparł mocniej i większość policjantów skupiła się w tamtym
miejscu. Teraz wampir miał przed sobą tylko czterech stróżów prawa.
Kolejno spojrzał każdemu w oczy. Wyczuwał ich strach. Wziął głęboki
oddech i zamrugał. Dla każdego z tych ludzi świat nagle znieruchomiał.
Jakby wciśnięto pauzę i zatrzymał się czas, dzwięk i ruch.
- Ja i moi przyjaciele musimy przejść poza waszą blokadę - przemówił
wampir niskim natarczywym głosem. - Pozwolicie nam przejść. Odsuniecie
się na tyle daleko, byśmy mogli ruszyć dalej, ale nie przepuścicie nikogo
innego. Kiedy znajdziemy się za wami, zapomnicie, że tu byliśmy.
Zrozumiano?
Policjanci wymamrotali twierdzącą odpowiedz.
Lucien skinął głową i dodał:
- Zwietnie sobie radzicie. Bądzcie dzielni i chrońcie tych ludzi. Zrobimy,
co w naszej mocy, żeby pomóc. A teraz się odsuńcie.
Funkcjonariusze posłusznie odciągnęli blokadę, tak by Lucien i jego ludzie
mogli się przecisnąć. Ostatni przeszedł wampir.
- To już wszyscy - wyszeptał do policjanta, który pierwszy się do nich
odezwał. Ten szybko przepchnął metalową barierę na miejsce. W następnej
chwili świat znowu ożył dla tego młodego mężczyzny. Policjant na moment
zmarszczył brwi, zanim odwrócił się do tłumu i zaczął krzyczeć, żeby ludzie
się uspokoili. Miał dziwne wrażenie, że coś lub ktoś jest za jego plecami.
Ogromna kobieta w niebieskiej czapce baseballowej podeszła do bariery i
zaczęła wrzeszczeć mu prosto w twarz. Otrząsnął się z tamtego dziwnego
uczucia i skupił na swoim zadaniu - trzymać ludzi z daleka od tego czegoś,
dopóki władze nie zdecydują co robić.
Lucien i jego towarzysze szybko zdążali w kierunku Tarczy, oddalając się
od zgiełku tłumu. Im bliżej się znajdowali, tym wyrazniej widzieli ludzkie
postacie po drugiej stronie niewidzialnej kopuły. Jedni krążyli niczym duchy
wzdłuż jej granicy, to w jedną, to w drugą stronę, szukając drogi ucieczki,
inni tkwili w miejscu sparaliżowani strachem. W pewnym momencie od
grupy odłączył się jakiś desperat i rzucił na barierę. Znieruchomiał na chwilę,
wstrząsany konwulsjami, jakby przez jego ciało popłynął prąd, i zaraz został
odrzucony od niewidzialnej ściany z powrotem w mgłę.
Nie tylko w ten sposób ludzie próbowali przebić się przez Tarczę. Widać
było dużo uszkodzonych samochodów, którymi z pewnością próbowano
przejechać na drugą stronę. Większość miała maski zgniecione w
harmonijkę.
Rozległ się krzyk i Lucien spojrzał na prawo: w ich stronę szybko
zmierzało dwóch policjantów.
- Hej, wy tam! Co tu robicie? To obszar wydzielony...
Hag zamruczała coś pod nosem i w następnej chwili obaj mężczyzni
nieprzytomni osunęli się na ziemię.
- Ruszajcie - zwrócił się do towarzyszących im dwóch inkubów Lucien.
Demony podbiegły do leżących, spojrzały na nich i zamieniły ich w swoje
repliki. Potem zaciągnęły mężczyzn do porzuconego samochodu, gdzie
szybko przebrały się w ich mundury. Jeden z nich po chwili wrócił.
- Udamy się na patrol i będziemy pilnować, żeby nikt wam nie
przeszkadzał - oznajmił demon.
- Nie wolno wam nikogo zranić, zrozumiano?
- Oczywiście - odpowiedział inkub. - Powodzenia - dodał i wrócił do
swojego partnera.
Lucien skinął głową z aprobatą, spoglądając na Hag. Poszli dalej, aż
znalezli się zaledwie kilka metrów od Tarczy. Przed nimi, mniej więcej na
wysokość autobusu, wznosiła się migocąca ściana pola siłowego, która dalej
się zakrzywiała. Ciągnęła się od jednej strony ulicy do drugiej, przechodząc
przez budynki, i znikała dalej.
- Skąd tam mgła? - zapytał Tom.
- Tam nie ma żadnej mgły - odpowiedziała Hag. - To Tarcza stwarza takie
wrażenie. Jeśli pomyślisz, do czego była używana, zrozumiesz. To przecież
sensowne, by móc ukryć ruchy wojsk wewnątrz kopuły przed kimś na
zewnątrz. - Tam - pokazała ręką - niebo będzie ciemne, purpurowe i czyste:
kawałek Otchłani sprowadzony na ziemię.
- Jak duża jest ta kopuła?
- Wystarczająco duża - burknęła czarodziejka. - Aż się boję pomyśleć, ilu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]