[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To ty myślisz, że ja zachowuję się jak twoja przyjaciółka Melanto? zawyła.
Tak?
Puść ją, Glauke rozkazałam. Ten żart zaszedł już dość daleko.
Wynurzyła się moja dziewczyna krztusząc się i bełkocząc, udała całkowicie poko-
naną; ale niebawem, gdy Glauke się zagapiła, pchnęła ją tyłem w głębinę. Były tylko roz-
dokazywane i nie miały wobec siebie złej woli. Odwołałam jednak Glauke i spytałam:
Co ty powiedziałaś przed chwilą?
Nic, pani.
Glauke, to nieprawda. Wpadłaś w złość i powiedziałaś więcej, niżbyś chciała.
Wiem, bo rozejrzałaś się z poczuciem winy, czy nie dosłyszałam.
Nie mam żadnej urazy do Melanto.
I wtedy bogini Atena włożyła mi w usta te słowa:
A jednak to o Melanto plotkowałyście, kiedy wczoraj rankiem odwiedziłam tkal-
niÄ™.
Ja nie plotkowałam, pani.
Glauke, mów prawdę, bo jak wezmę kijankę i zdzielę cię po głowie, to rodzona
matka na twój widok spyta: Kto to może być?
Klnę się na wszystkich bogów, że nie plotkowałam! Ja tylko słuchałam.
Bardzo dobrze, no a co słyszałaś?
Doprawdy same kłamstwa. Z pewnością kłamstwa. Wiesz, jak się obmawia na
placu targowym.
50
O, wiem. Ale musisz mi powiedzieć, jak w tym wypadku obmawiano! Melanto
jest córką Melantiosa, rządcy trzód, a także służką pani Ktimeny; jestem zobowiązana
bronić jej dobrego imienia.
Strachem wydobyłam prawdę. W pewien upalny dzień, zdaje się w czas sjesty, zo-
baczono, jak Melanto wymykała się ukradkiem z szopy na łodzie na drugim brzegu po-
łudniowej przystani, a chociaż nikt nie wiedział, czy była tam w czyimś towarzystwie,
po trzech dniach zaczęła nosić cenną złotą bransoletę. Utrzymywała, że znalazła ją na
grzędzie warzywnej za swoją chatą, gdy poszła rwać sałatę, i że Melantios pozwolił jej
zatrzymać ją sobie.
Spytałam Glauke:
Czyja jest ta szopa?
Nie wiem na pewno.
No, a mówią, że czyja? Bajeczki z placu targowego są zawsze szczegółowe.
Daruj mi, pani...
Mam kijankę pod ręką, co powiesz?
%7łe twój zalotnik, pan mój Eurymach, jest właścicielem szopy.
Dobrze, Glauke. Nie wierzę tej bajdzie, jak i ty, ale zawsze najlepiej wiedzieć, co
ludzie gadajÄ….
Zmusiłam się do wesołego śmiechu i krzyknęłam:
Teraz wyjdzcie, dziewczęta! Spłuczcie z siebie morską wodę w zródle i namaść-
cie się. Mam tu olejek, a muszle mięczaków zdadzą się na skrobaczki.
Powróciłyśmy do yródeł, gdzie obmyłyśmy się, namaściły i natarły, uczesałyśmy
włosy i nakryły do obiadu. Wino było mocne i chociaż dobrze je rozprowadziłam,
dziewczęta podochociły sobie i zaraz po jedzeniu zechciały tańczyć jak rozbrykane kla-
cze na polu koniczyny.
Nie teraz powiedziałam. Jak odpoczniecie. A jeśli mi obiecacie, że będzie-
cie zachowywać się spokojnie, póki cień tego kija nie sięgnie krawędzi tamtego kamie-
nia, to zatańczę razem z wami taniec z piłką.
Pokładły się wszystkie posłusznie i drzemały. Ja czuwałam i patrząc, jak cień pełznie
powoli do kamienia, porządkowałam myśli. Więc Melanto prowadziła potajemny ro-
mans z Eurymachem, tak? Musiał on trwać już kilka miesięcy, jeśli Eurymach przekupił
ją, co jest oczywiste, by opowiedziała tę bajeczkę o sydońskim okręcie. Ale po co? Co zy-
skałby na tym kłamstwie? I czemu by jego matka miała go w tym popierać? Odgadłam
już wcześniej odpowiedz. Stawić czoło niebezpiecznej a nieznośnej sytuacji oto nie
cierpiące zwłoki zadanie. Raz jeszcze pomodliłam się po cichu do bogini, wstałam po-
krzepiona i zbudziłam służki.
Znowu pobiegłyśmy na wybrzeże, narysowałyśmy labiryntowy wzór na gładkim
białym piasku i rozpoczęłyśmy sławny trojański taniec z piłką, w którym wykonujemy
51
skomplikowane ruchy, zwijając się szeregiem i rozwijając z ślimacznicy, i rzucamy jedna
drugiej piłkę przy każdej zmianie melodii. Wszystko szło doskonale, póki nie rzuciłam
piłki tej okropnej Glauke, która podskoczyła za wysoko i kciukiem wybiła ją do wody.
Rejtron posiada prąd, częściowo wytworzony zasilającym go strumieniem, czę-
ściowo zaś przez przypływ księżycowy; różnica głębokości pomiędzy przypływem
a odpływem wynosi blisko trzy stopy. Patrzyłyśmy, jak prąd niesie piłkę na głęboką
wodę, a dziewczęta krzyczały w strachu, bo żadna nie umiała pływać.
Ja pływam wcale niezle i już miałam zrzucić chiton, żeby odzyskać piłkę (zrobioną
z korka obszytego białą skórą pomalowaną w czerwone kręgi), aż tu nagle wrzaski za-
mieniły się w ogólny pisk i służki umknęły w popłochu. Została tylko Glauke, cisnąc się
do mnie z przerażeniem. Odwróciłam się i ku swojemu zdumieniu ujrzałam nagiego
młodzieńca, który słaniając się szedł do nas brzegiem; jedną ręką osłaniał gałęzią oliwki
wstydliwe części swego ciała, drugą wyciągnął, dłonią w górę, gestem błagalnika. Musiał
ukrywać się w gęstwinie obok miejsca, gdzie obiadowałyśmy.
Nastąpiła krótkotrwała cisza, którą przerwał chichot Glauke i jej drżący okrzyk:
Pani, oto idzie twoje dziecię! Chłopiec, którego zgodnie z przepowiednią Euryklei
przyprowadzisz z nadmorskiej gęstwiny.
Mogłabym ją udusić, głuptaka.
Młody człowiek wydawał się opadać z sił, w każdym zaś razie nie potrzebowały-
śmy się bardzo bać; dziesięć krzepkich kobiet uzbrojonych w kijanki to siła, której nie
wolno lekceważyć w walce. Stałam więc spokojnie i pozwoliłam mu się zbliżyć, pełzną-
cemu poprzez piach, aby mnie podjąć za kolana obyczajem błagałników. Zatrzymał się
jednak w przyzwoitej odległości i wsparłszy głowę na dłoniach wpatrzył się we mnie
uporczywie.
Kogóż to u licha Atena mi przysyła? dziwiłam się.
NAGI KRETECCZYK
Trudno o coś poprawniejszego nad przemowę nagiego młodzieńca.
Wybacz mi, pani! rzekł, z obca, ale melodyjnie wymawiając greckie słowa.
Mając oczy zaćmione zarówno z wyczerpania jak i od morskiej wody, nie mogę zdać
się na nie, by mnie oświeciły, czyś ty bogini, czy śmiertelna. Jeśliś bogini, możesz być
tylko Aowczynią Artemidą; ciało twe tak smukłe, silne, tak królewskie. Lecz jeśliś śmier-
telna, jakże zazdroszczę rodzicom posiadania takiego wzoru doskonałości! Przyglądałem
się tobie z zarośli, jak tańczyłaś, a każde poruszenie, każdy twój gest był niezrównany
zaćmiewałaś swoje towarzyszki, jak księżyc zaćmiewa gwiazdy. A bezgranicznie wię-
cej niż twoi rodzice będzie godzien zazdrości mąż, który ich zdoła nakłonić hojnymi da-
rami, by go przyjęli na zięcia! Sama myśl o takim szczęściu pogłębia niedolę mego po-
łożenia. Patrz! uboższy jestem niż jednodniowe dziecię; ono ma przynajmniej własną
kolebkÄ™ oraz ciepÅ‚e powijaki, na których kochajÄ…ce krewne wyha5àowaÅ‚y jego znak ple-
mienny. Ja nie mam nawet przepaski na lędzwie, by ukryć swoją nagość; chciwe morze
obrało mnie ze wszystkiego prócz męstwa i tych oto silnych dłoni.
Urwał, aby zbadać, jaki skutek wywarły na mnie te słowa. Obdarzyłam go półuśmie-
chem, gdyż język i maniery wskazywały, że pochodził ze znakomitego rodu. Ponadto,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]