[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wózek podskoczył, przejeżdżając po martwym gnomie. Sowa ojca Hybryda skrzeczała
złośliwie przy każdym szarpnięciu.
- Skwaark - wrzasnęła wśród szumów, strosząc poplamione nikotyną białe pióra. Po
latach palenia musiała poddać się tracheotomii i obecnie jej krzyki dobiegały ze
specjalnego aparatu.
53
Nigel nie z własnej woli zabrał sowę ojca. W ten weekend nie tylko zaczynał się
semestr, ale też odbywał zjazd koleżeński, co oznaczało, że mama i tato zabrali
się z nim (na szczęście huragan Fiona wylądowała u babci i dziadka Gringorów).
Tak bardzo się ich wstydził, że uparł się pójść przodem pod osłoną starej
peleryny niewidki. Nigela nie cieszyła perspektywa podróży jazda zapowiadała
się na długą i nudną, a co gorsza, wiedział, że matka ani na moment nie spuści z
niego czujnego oka. To ostatnie odbierało najmniejszy cień atrakcyjności
pogłoskom o wielowymiarowych imprezach z całowaniem. Może jednak zdoła jakoś
uciec. Ale raczej na pewno nie.
Dziesięć kroków dalej rodzice Nigela sprzeczali się lekko. Nagle nie musieli
opiekować się Fioną i odkryli, że przepełnia ich energia.
- Co takiego? spytał Barry.-Aniech mnie piorun strzeli!
Powiedziałam, że chyba zwariowałeś - powtórzyła Herbina.
-Nie słyszę was, marynarzu, przekrzywił mi się har-cap. - Barry odsunął
przepaskę z oka i przyjrzał się rozkładowi. Brobdingnag! - ryknął i płachta
się powiększyła*.
- Słyszysz aż za dobrze - rzuciła z oburzeniem Herbina. Pospiesz się, Barry.
Spokojnie, szczurze lądowy, wciąż mamy Barry zmrużył oczy i spojrzał uważnie -
minus dwie minuty.
* Zaklęcia bywają bardzo użyteczne, ale trochę przypominają psy. Im głośniej i
bardziej stanowczo je rzucamy, tym większe prawdopodobieństwo, że zwrócą na nas
uwagę i zrobią to co każemy.
54
- Mamo, tato, szybciej! - krzyknęła para bezcielesnych rąk. - Odjadą bez nas. -
Nigel był dziś mocno podenerwowany.
- Idę tak szybko jak mogę, marynarzu - wymamrotał Barry. - Spróbuj chodzić z
jedną nogą. - Spadł mu trój graniasty kapelusz.
- Zostaw go. - Herbina przystanęła, czekając, aż mąż ją
dogoni.
- Ale Herb, kaucja...
- Zostaw poleciła Herbina*.
Tuż za nią przesuwał się samojezdny magiczny wózek. Zlany potem Barry w końcu ją
dogonił.
- Do diabła z tym wydyszał, zdejmując sztuczną drewnianą nogę. - Lepszy byłby
kostium klowna.
- Powinieneś popracować nad swoją formą zauważyła Herbina. - Pocisz się jak
świnia.
- Nadmuchiwane papugi są cięższe, niż się wydaje odparł kwaśno.
- Nie pojmuję. Czemu uparłeś się przy tym kretyńskim
kostiumie?
- Powtarzałem ci tyle razy: to nie kostium, to przebranie. Barry skrzywił się,
powtarzając ostatnie słowo. - Nie rozumiem, czemu nie chciałaś włożyć swojego.
Aaa!
-To był strój francuskiej pokojówki! - warknęła Herbina.
-Jeśli dorwą nas paparazzi, będzie to wyłącznie wasza
wina, marynarzu.
Peron był prawie pusty.
c Mężowie bardzo pod tym względem przypominają zaklęcia.
55
Z przodu Nigel stukał w wagon różdżką. Puk, puk. Jak na magiczny pociąg, wydawał
się mocno zardzewiały. Chłopiec przyjrzał się z goryczą różdżce; podejrzewał, że
jej moce ograniczają się do stukania. Wraz z ojcem kupili ten zdecydowanie
nieatrakcyjny kawałek sklejki tydzień temu w RóżdżkoMarkecie. Po co marnować
pieniądze na różdżką, jeśli jej właścicielowi wyraznie brakuje magii?
Gdy tylko znalezli się w przerazliwie klimatyzowanym wnętrzu RóżdżkoMarketu,
ojciec zaczął wspominać.
- Kiedy sam byłem w twoim wieku - zaczął, przywołując uniwersalny kod na
przestań słuchać" wszyscy kupowali różdżki u Colliemandera. Sklepem kierowały
psy, nie można tam było nic znalezć - psy nie znają alfabetu - ale miało to swój
urok. Barry westchnął.
- Urok? Taki magiczny? - spytał Nigel, kończąc baton motylicowy. Połączenie
śluzu i czekolady było osobliwe, ale całkiem smaczne.
- Nie wydaje mi się, choć biorąc pod uwagę, jak często sprzedawcy próbowali
kopulować z czyjąś nogą, możliwe. Barry nagle przypomniał sobie częstotliwość,
z jaką klienci wdeptywali w psie kupy. Szczerze mówiąc, niemal na pewno.
Wtryniali ci pierwszą z brzegu starą różdżkę, liczyli podwójną cenę, a jeśli się
skarżyłeś, gryzli. Poza tym wszędzie roiło się od pcheł dodał Barry,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]