[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nargahydu, chromowanych metali, garniturów za dwieście dolców i obwisłych brzuchów ich
usta wypełniały się śliną. A przecież ci biedacy musieli mieć zapewne swego Jacka Johnsona,
swego Muhammada Ali, swego Clyde Barrowa. Stali i patrzyli. Oto po prawej bogaci ludzie -
pomyślał Richards. Grubi i zaniedbani, ale uginający się pod ciężarem pancerzy i uzbrojeni
po zęby. Po lewej, ważący najwyżej po sześćdziesiąt parę kilo głodujący biedacy. Kieruje
nimi głód. Wydaliby Chrystusa za funt salami. W West Stickwille nastąpiła polaryzacja.
Uważajcie na te dwie zwaśnione strony - myślał. Walka nie będzie się toczyć tylko na ringu,
ale i na całej sali.
Czy znajdzie się jakiś kozioł ofiarny, który będzie w stanie ich pogodzić?
Samochód zwolnił. Jechał teraz mniej więcej trzydzieści na godzinę. Z taką właśnie
prędkością Ben Richards przejeżdżał pomiędzy dwiema zwaśnionymi grupami.
MINUS 038. ODLICZANIE TRWA
Była już czwarta. Cienie skradały się wzdłuż drogi. Richards obsunął się na siedzeniu.
Ostrożnie wyciągnął koszulę ze spodni, by przyjrzeć się uważnie nowej ranie. Kula wyżłobiła
głęboką, brzydką bruzdę w jego boku. Rana zasklepiła się już, ale wiedział, że jeden szybki
ruch wystarczyłby, aby otworzyła się na nowo. Krwawienie byłoby wtedy jeszcze obfitsze.
Nie grało to jednak teraz większej roli. Chcieli go załatwić. W obliczu uzbrojonych po zęby
oddziałów jego plan mógł zakrawać na kpinę. Będzie jechał przed siebie, dopóki nie zdarzy
się jakiś  wypadek i samochód nie zmieni się w stertę potrzaskanego żelastwa (...straszliwy
wypadek... zostanie przeprowadzone oficjalne śledztwo - człowiek, który nacisnął spust
zostanie niewątpliwie przesłuchany - rzecz jasna to godny pożałowania czyn... utrata
niewinnego życia ludzkiego itd., itp.), a wiadomość na ten temat zostanie podana pomiędzy
informacjami gospodarczymi a ostatnim wystąpieniem papieża.
Martwił się o Amelię, która popełniła spory błąd, wybierając się w ten środowy
poranek na zakupy.
- Mają tam czołgi - powiedziała nagle. W jej głosie brzmiała nuta histerii. -
Wyobrażasz sobie? Wyobrażasz to sobie? - zaczęła płakać.
- Gdzie teraz jesteśmy?
- W... Winterport. Ja już nie mogę. Nie mogę dłużej czekać... Nie mogę czekać na ich
ruch. Oni to zrobią. A ja już naprawdę nie mogę!
- Dobra - powiedział.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- O co ci chodzi?
- Zatrzymaj wóz i wysiadaj.
- Ale... oni cię zabiją.
- Tak, ale nie będzie już więcej przelewania krwi. Mają taką siłę ognia, że po prostu
zmienią mnie wraz z tym wozem w kupkę popiołu.
- Kłamiesz. Zabijesz mnie.
Trzymał rewolwer obu dłońmi pomiędzy kolanami. Upuścił go na podłogę. Nawet nie
stuknął, uderzając o gumową wykładzinę.
- Czemu nie zaczekałeś na następny wóz? O Boże, Boże!
Richards zaczął się śmiać. Zachłystywał się śmiechem, w boku znów poczuł dotkliwy,
przejmujący ból. Zamknął oczy i śmiał się, póki spod powiek nie wypłynęły mu pierwsze
krople łez.
- Zimno tu. Wieje przez tę strzaskaną szybę - powiedziała nagle. - Włącz ogrzewanie.
Jej twarz była białą plamą pośród cieni póznego popołudnia.
MINUS 037. ODLICZANIE TRWA
- Jesteśmy w Derry - oznajmiła.
Na ulicach roiło się od ludzi. Stali na dachach, balkonach i werandach. Zajadali
kanapki i kawałki pieczonego kurczaka wyjmowane z zatłuszczonych opakowań.
- Widzisz wjazd na lotnisko?
- Tak. Pewno zaraz zamkną bramę.
- Zagrożę, że cię zabiję, jeżeli to zrobią.
- Chcesz porwać samolot?
- Spróbuję.
- Nie uda ci się.
- Pewno masz rację.
Skręcili w lewo, potem w prawo. Monotonny głos z megafonu nakłaniał ludzi do
cofnięcia się i rozejścia. - Czy ona naprawdę jest twoją żoną? Ta kobieta na zdjęciach.
- Tak. Ma na imię Sheila. Nasze dziecko, Cathy, ma półtora roczku. Jest chora. Ma
grypę. Może już z nią lepiej, nie wiem. To dla niej to robię.
Nad samochodem przeleciał helikopter, rzucając na drogę olbrzymi cień. Głos z
megafonu namawiał Richardsa do wypuszczenia zakładniczki. Kiedy helikopter odleciał i
znów mogli rozmawiać, powiedziała:
- Twoja żona jest trochę zaniedbana. Mogłaby lepiej zatroszczyć się o siebie.
- Zdjęcie zostało spreparowane - rzekł Richards bezbarwnym głosem.
- Zrobiliby coś takiego?
- Zrobili to.
- Lotnisko. Jesteśmy już prawie na miejscu.
- Czy brama wjazdowa jest zamknięta? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \