[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Niektóre z tych ziół mają lecznicze właściwości  powiedział  a innych
używa się do przywoływania duchów. Są też takie, które dają nienaturalną siłę lub
przyprawiają ludzi o szaleństwo. Te mi się przydadzą.
Zarozinia usiadła przy jego boku, odgarniając czarne włosy pulchną ręką. Pier-
si dziewczyny wznosiły się i opadały gwałtownie.
 Czy istotnie jesteś przynoszącym zło czarnoksiężnikiem, o którym mówią
legendy, panie Elryku? Trudno mi w to uwierzyć.
 W wiele miejsc sprowadziłem zło  odparł albinos  ale w większo-
ści przypadków istniało ono tam już wcześniej. Nie szukam wymówek. Wiem,
kim jestem i co zrobiłem. Zabijałem bezlitosnych czarnoksiężników i niszczyłem
złych władców, ale jestem też odpowiedzialny za śmierć wielu szlachetnych męż-
czyzn i jednej kobiety. Była moją kuzynką. Kochałem ją i zabiłem. Mój miecz ją
zabił.
 A czy jesteÅ› panem swego miecza?
 Często się nad tym zastanawiam. Bez niego jestem bezradny.  Melnibo-
néanin objÄ…Å‚ dÅ‚oniÄ… rÄ™kojeść Zwiastuna Burzy.  Powinienem być mu wdziÄ™czny.
 Ponownie czerwone oczy albinosa zyskały na głębi, skrywając pełną goryczy
świadomość głęboko zakorzenioną w jego duszy.
 Przepraszam, jeżeli obudziłam jakieś bolesne wspomnienia. . .
 Nie przepraszaj, Zarozinio. Ten ból tkwi we mnie od dawna, ty nie masz
z tym nic wspólnego. Mówiąc szczerze w twojej obecności czuję wielką ulgę.
Zaskoczona, spojrzała na albinosa i uśmiechnęła się.
 Nie chcę, byś pomyślał, że jestem kobietą swobodnych obyczajów, ale. . .
53
Melnibonéanin wstaÅ‚ szybko.
 Moonglumie, czy z ogniem wszystko w porzÄ…dku?
 Oczywiście, Elryku. Będzie się palił przez całą noc.  Moonglum prze-
chylił głowę na bok. Równie bezsensowne pytania nie leżały w naturze Elryka,
ale że albinos nie odezwał się już więcej, mały człowieczek wzruszył ramionami
i odwrócił się, by zająć się sprawdzaniem broni.
Nie wiedząc, o co jeszcze mógłby się zapytać, Elryk zwrócił się do Zarozinii,
mówiąc cicho i z naciskiem:
 Jestem mordercą i złodziejem, nie nadaję się do. . .
 Panie Elryku, jestem. . .
 JesteÅ› zauroczona legendÄ…, to wszystko.
 Nie! Gdybyś czuł to, co ja, wiedziałbyś, że to musi być coś więcej.
 Jesteś młoda.
 Wystarczająco dorosła.
 Strzeż się. Moje przeznaczenie musi się dopełnić.
 Przeznaczenie?
 To właściwie nie przeznaczenie, lecz okrutna rzecz zwana klątwą. Nie od-
czuwam litości, chyba że widzę coś we własnej duszy. Wtedy czuję litość i lituję
się. Ale nienawidzę przyglądać się własnej duszy. Na tym polega moja klątwa.
To nie Los, nie Gwiazdy, nie Ludzie, nie Demony, nie Bogowie. Spójrz na mnie,
Zarozinio. Widzisz przed sobą albinosa, igraszkę w rękach Bogów Czasu. Elryka
z Melniboné, który dąży do powolnej i okrutnej samodestrukcji.
 To samobójstwo!
 Owszem. Skazałem się na powolną śmierć. A ci, których spotkam na swej
drodze, cierpią także.
 To wszystko nieprawda, Elryku. Przemawia przez ciebie szaleństwo, zro-
dzone z poczucia winy.
 Bo jestem winny, Zarozinio.
 A przecież Moonglum podróżuje z tobą pomimo ciążącej klątwy.
 On jest inny. Pewność siebie chroni go przed wszelkim złem.
 Ja też jestem pewna siebie, Elryku.
 Ale w twoim przypadku wynika to z młodości. To co innego.
 Czy więc muszę stracić siłę wraz z młodością?
 Jesteś silna. Jesteś równie silna jak my, zapewniam cię.
Zarozinia wstała, otwierając ramiona.
 A wiÄ™c pojednajmy siÄ™, Elryku z Melniboné.
I tak uczynili. Elryk chwycił dziewczynę, całując ją z mocą wynikającą nie
tylko z namiętności. Po raz pierwszy zapomniał o Cymoril z Imrryr. Leżeli razem
na miękkiej darni, niepomni na Moongluma, który polerował zakrzywioną klingę
54
z piekącą zazdrością w sercu.
Wszyscy zasnęli i ogień wygasł.
Ogarnięty radością Elryk zapomniał, a może nie chciał pamiętać, że nadeszła
jego kolej, by stanąć na straży. Moonglum czuwał do póznej nocy, lecz w koń-
cu zmorzył go sen, jako że Elwheryjczyk nie miał nic, z czego mógłby czerpać
dodatkowe siły.
W cieniu potwornych drzew ostrożnie poruszyły się jakieś postacie.
Mieszkańcy Org o zdeformowanych ciałach poczęli podkradać się niezgrabnie
w stronę śpiących.
Instynkt kazał Elrykowi otworzyć oczy. Albinos popatrzył na spokojną twarz
leżącej obok Zarozinii, po czym, nie ruszając głową, rozejrzał się dokoła i do-
strzegł niebezpieczeństwo. Przekręciwszy się na bok chwycił Zwiastuna Burzy
i wyszarpnął klingę z pochwy. Miecz zawarczał, jak gdyby niezadowolony, że go
budzÄ….
 Moonglumie! NiebezpieczeÅ„stwo!  wrzasnÄ…Å‚ Melnibonéanin, przerażo-
ny, gdyż ryzykował coś więcej niż tylko własne życie. Niewysoki mężczyzna pod-
niósł raptownie głowę. Spał trzymając zakrzywioną szablę na kolanach, więc teraz
zerwał się na równe nogi i z bronią podbiegł do Elryka. Napastnicy podchodzili
coraz bliżej.
 Przepraszam  powiedział.
 To moja wina, ja. . .
I wówczas tubylcy zaatakowali. Elryk i Moonglum stanęli nad dziewczyną,
która obudziła się i zobaczyła, co się dzieje. Nie krzyknąwszy nawet, zaczęła roz-
glądać się za jakąś bronią. Nie znalazła jej jednak, więc siedziała spokojnie, nie
mogąc zrobić nic innego.
Cały tuzin śmierdzących padliną stworów mamrocząc coś po cichu wymierzył
w stronę Elryka i Moongluma długie, grozne ostrza przypominające katowskie
miecze.
Zwiastun Burzy ze świstem przeciął powietrze, odepchnął miecz i pozbawił
głowy jego właściciela. Krew trysnęła z tułowia osuwającego się bezwładnie koło
ogniska. Moonglum uchylił się przed furkoczącym ostrzem, stracił równowagę,
upadł i ciął przeciwnika pod kolana, przerywając ścięgna. Napastnik wrzeszcząc
zwalił się na ziemię. Moonglum, nie podnosząc się, zadał cios od dołu, przebijając
serce kolejnego z tubylców. Wtedy wreszcie zerwał się na nogi i stanął ramię
w ramię z Elrykiem, osłaniając wstającą z posłania Zarozinię.
 Konie  rzucił albinos.  Jeżeli to bezpieczne, spróbuj je przyprowadzić.
Przy życiu pozostało jeszcze siedmiu tubylców. Moonglum syknął, gdy ostrze
odcięło kawałek ciała z jego lewego ramienia, lecz oddał cios, przebijając gardło
napastnika, po czym obrócił się lekko i rozrąbał twarz następnego. Trójka przyja-
55
ciół parła naprzód, odpierając ataki rozwścieczonych napastników. Sycząc z bólu
Moonglum, którego lewa dłoń ociekała jego własną krwią, wyciągnął z pochwy
swój długi sztylet. Ułożywszy kciuk na rękojeści niski mężczyzna zablokował
szablą cios przeciwnika, zbliżył się do niego i mierząc od dołu rozorał mu pierś
sztyletem. Pulsujący ból w ranie stał się nie do zniesienia.
Elryk, trzymając swój wielki, runiczny miecz oburącz zatoczył nim półkole,
powalając na ziemię kilka wyjących, zdeformowanych stworów. Zarozinia rzuciła
się w stronę koni, skoczyła na swego wałacha i podprowadziła pozostałe wierz-
chowce w kierunku walczących mężczyzn. Albinos zadał kolejny cios i jednym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \