[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Już go czytałem. Wszystko, co dotyczy
produktów, jest ściśle tajne. A co z tym, że Clas
Greve jest cudzoziemcem? Jak mam skłonić tego
klienta nacjonalistę, żeby to przełknął?
- Tym nie zawracaj sobie głowy, wezmę to na
siebie. Nie przejmuj się tak, Ferdy.
- Ferdy?
- Owszem. Trochę się nad tym zastanawiałem.
Ferdinand jest za długie. W porządku?
Patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Ferdy?
- Oczywiście nie przy klientach - uśmiechnąłem
się szeroko i poczułem, że ból głowy już mi trochę
przechodzi. - Skończyliśmy, Ferdy?
Skończyliśmy.
Do lunchu łykałem paralgin i patrzyłem na
zegarek.
Podczas przerwy na lunch poszedłem do jubilera
vis--vis Sushi & Coffee.
- Te - oświadczyłem, wskazując na brylantowe
kolczyki na wystawie.
Miałem pokrycie na karcie. Ledwie. Ale
ciemnoczerwony zamsz pudełka był delikatny jak
skóra szczeniaka.
Po lunchu dalej łykałem paralgin i patrzyłem na
zegarek.
Dokładnie o piątej zaparkowałem na chodniku
przy Inkognitogata. Ze znalezieniem miejsca nie
miałem kłopotów; i ci, którzy tu pracowali, i ci,
którzy tu mieszkali, najwyrazniej byli w drodze do
domu. Akurat spadł deszcz. Podeszwy butów cmokały
po asfalcie. Teczka wydawała się lekka. Kopia była
średniej jakości i oczywiście mocno przepłacona,
kosztowała aż piętnaście tysięcy koron. Ale to akurat
miało w tej chwili małe znaczenie.
Jeśli w Oslo istnieje modna ulica, to jest nią
Oscars gate. Kamienice to mieszanina rozmaitych
stylów architektonicznych, głównie neorenesans.
Fasady z neogotyckimi wzorami, frontowe ogródki.
To tutaj w końcu dziewiętnastego wieku mieszkali
dyrektorzy i wyżsi urzędnicy państwowi.
Z naprzeciwka nadszedł w moją stronę mężczyzna
z pudłem na smyczy. Tu, w centrum, nie było psów
myśliwskich. Mężczyzna patrzył przeze mnie.
Centrum.
Podszedłem pod numer trzydzieści pięć. Według
informacji w Internecie była to kamienica w stylu
średniowiecza w ujęciu hanowerskim . Bardziej
zainteresowała mnie informacja, że ambasada
Hiszpanii już się tu nie mieści, mogłem więc liczyć na
brak irytujących kamer. Kamienica powitała mnie w
milczeniu ciemnymi oknami, przed nią nie było
nikogo. Klucz, który dostałem od Ovego, miał
pasować zarówno do bramy, jak i do drzwi do
mieszkania. Z bramą przynajmniej się zgadzało.
Szybko wszedłem po schodach. Zdecydowanie. Nie
ciężko i nie lekko. Jak osoba, która wie, dokąd idzie, i
nie ma nic do ukrycia. Klucz trzymałem w pogotowiu,
żebym nie musiał przeszukiwać kieszeni przed
drzwiami do mieszkania. Takie rzeczy słychać w
starej akustycznej kamienicy.
Trzecie piętro. %7ładnego nazwiska na drzwiach, ale
wiedziałem, że to tutaj. Dwuskrzydłowe drzwi z
mętnym szkłem. Nie byłem tak spokojny, jak sobie
wyobrażałem, bo serce tłukło mi się o żebra i nie
trafiłem w dziurkę od klucza. Ove powiedział mi
kiedyś, że pierwszą rzeczą, którą się traci, gdy
człowiek czuje strach, jest motoryka mała. Przeczytał
to w jakiejś książce o walce wręcz. Podobna znika
zdolność załadowania pistoletu, kiedy człowiek staje
naprzeciwko innej broni. Jednak za drugą próbą klucz
trafił w dziurkę. I obrócił się bezszelestnie, gładko i
idealnie. Nacisnąłem klamkę i pociągnąłem drzwi do
siebie. Pchnąłem. Ale nie chciały się otworzyć.
Jeszcze raz pociągnąłem. Jasna cholera! Czy Greve
zamontował dodatkowy zamek? Czyżby wszystkie
moje marzenia i plany legły w gruzach z powodu
jakiegoś pieprzonego dodatkowego zamka? Z całej
siły pociągnąłem za drzwi, bliski paniki. Oderwały się
od futryny z trzaskiem, szkło zadrgało w oprawie, a
jego dzwonienie echem rozniosło się po klatce.
Wsunąłem się do środka, zamknąłem za sobą i
wypuściłem powietrze. Myśl, która przyszła mi do
głowy wczoraj wieczorem, nagle wydała mi się
idiotyczna. Czy nie będzie mi brakowało tego
napięcia, do którego tak się przyzwyczaiłem?
Przy wdechu nos, usta i płuca wypełniły się
rozpuszczalnikiem, farbami lateksowymi, lakierem i
klejem.
Dałem krok nad wiadrami z farbą i rolkami tapety
w przedpokoju, ruszyłem w głąb mieszkania. Szary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]