[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jamie nie odezwał się, ale Christina widziała, że mierzy
spojrzeniem sylwetkÄ™ Anglika.
- O! Więc jesteście! - Pani MacLeod odebrała latarnię
służącemu i podbiegła do nich. - A jużeśmy mieli wos
szukoć! Nic się nie stało, milady?
- Nic, pani MacLeod. - Christina gorączkowo szukała
jakiegoś usprawiedliwienia dla póznego powrotu, a także
obecności Jamiego i koni. Maire rzuciła jej niespokojne
spojrzenie. Aaron! Dlaczego o nim nie pomyślała? Mogła
odgadnąć, że pojawi siÄ™ w najbardziej niedogodnym mo­
mencie!
- Moja droga, ależ nas wystraszyłaś - odezwał się jej
narzeczony. - PrzybyÅ‚em niemal o zmroku, a twoja gos­
podyni była już u kresu wytrzymałości. Nie potrafiliśmy
172
odgadnąć, dokąd też mogłaś się wybrać na tak długo... ze
szkicownikiem.
Ujął jej dłoń i podniósł ją do ust. Robił tak zawsze, ale
tym razem ten gest wydaÅ‚ siÄ™ jej manifestacjÄ… praw posia­
dacza.
- Do... dobry wieczór, milordzie - wykrztusiła. Kątem
oka widziała, że Jamie, nadal siedzący w siodle, przygląda
się Aaronowi w zupełnym milczeniu. - Gdybym... gdybym
wiedziała, że zamierzasz przybyć, zachowywałabym się
mniej... beztrosko - dodała.
Maire spokojnie stanęła obok niej i podała szkicownik.
Dzięki Ci, Boże, za Maire! Nie pomyślała o tym szkicowniku
od chwili, kiedy zjawiły się w zagrodzie!
- Zupełnie zapomniałyśmy o upływie czasu. - ciągnęła
Christina. - A potem zabÅ‚Ä…dziÅ‚yÅ›my i zaczęłyÅ›my podej­
rzewać, że znalazłyśmy się na terenie cudzej posiadłości.
Istotnie, tak właśnie było, gdyż spotkałyśmy obecnego
tu pana MacIvera. - Skinęła lekko głową, wskazując Ja-
miego.
Aaron obrzuciÅ‚ jednym pogardliwym spojrzeniem niepo­
zorne górskie koniki oraz jej odzienie. Było jasne, co sądzi
o jej upodobaniach.
Wreszcie zwrócił się do wysokiej postaci na koniu.
- Zdaje siÄ™, iż staliÅ›my siÄ™ paÅ„skimi dÅ‚użnikami - oznaj­
mił chłodno, władczo. - Mam nadzieję, iż uratowanie mojej
narzeczonej nie sprawiło panu zbyt wielkiego kłopotu.
Christina poczuÅ‚a raczej, niż zobaczyÅ‚a, iż Jamie ze­
sztywniał.
- Doprawdy, to dla mnie wielka przyjemność, lordzie...
ach, obawiam się, że...
173
- Crenshawe - rzuciÅ‚ Aaron, po czym spojrzaÅ‚ na narze­
czoną. - Christino, lękam się, że za długo pozostawałaś na
tym odludziu. Zapominasz o manierach!
Dziewczyna spurpurowiała.
- Proszę o wybaczenie, panowie. - Zerknęła na Jamiego
i niemal się skrzywiła na widok jego nieruchomego profilu,
oczu nie wyrażających żadnego uczucia. O, Jamie, nie
chciałam cię tak oszukać! - Panie Jamesie MacIver, pozwoli
pan, że mu przedstawię lorda Aarona Crenshawe.
Aaron skłonił się, na co Jamie odpowiedział oschłym
skinieniem gÅ‚owy. Pózniej, zanim dziewczyna zdoÅ‚aÅ‚a oprzy­
tomnieć, wymruczał coś o póznej godzinie, ujął wodze
swojego konia oraz wierzchowców obu kobiet i, jeszcze raz
skłoniwszy się w milczeniu, zniknął w ciemnościach.
16
Po odjezdzie Jamiego pani MacLeod zaprosiÅ‚a wszyst­
kich do domu. Spytano, czy obie panie już jadły, gdyż
podano lekką kolację dla jego lordowskiej mości. Christina
odpowiedziaÅ‚a tak, jak zwykle po powrocie z  sesji malar­
skich":  Dziękujemy, pani MacLeod. Zabrałyśmy z kuchni
dość wiktuałów na cały dzień".
Aaron odprawił zatroskaną gospodynię, kręcącą się wokół
nich jak kwoka. Zanim Christina zdołała zaprotestować
przeciwko tak przedwczesnemu zarządzaniu jej służbą,
nakazał odejść także Maire.
Irlandka rzuciła dziewczynie współczujące spojrzenie,
dygnęła i odeszła, Christina została z Aaronem sama.
Lord Crenshawe przyjrzał się jej pomiętym tartanom,
spódnicom pobrudzonym nawozem i błotem. Pociągnął
nosem z wyrazem obrzydzenia.
- Doprawdy, moja droga, muszę wyznać, iż nie jestem
zachwycony tym przebraniem. Być może powinienem ci
pozwolić na kÄ…piel i zmianÄ™ sukni. Jednak pragnÄ™ przedys­
kutować z tobą pewne sprawy, a po męczącej podróży do
175
tej zapadłej wsi moja cierpliwość wyczerpała się nieco...
Sherry?
Christina patrzyła na niego bez słowa; podszedł do
kredensu i zajął się nalewaniem trunku. Był nieskazitelnie
zadbany, jak zawsze, nawet po  męczącej podróży". Modna
fryzura a la Tytus była ułożona bez zarzutu, na lśniących
butach nie można by znalezć ani jednej smugi, arysto­
kratyczna blada twarz o orlim nosie i jasnobłękitnych
oczach była gładko wygolona. Dziewczyna zerknęła na
szklankę, którą napełnił, nie czekając na przyzwolenie.
Moja własna sherry... Przypomniała sobie, co powiedział
o jej wyglÄ…dzie.  Może powinienem ci pozwolić..." Po­
zwolić!
Czuła narastającą niechęć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \