[ Pobierz całość w formacie PDF ]
¿yæ Panom Niewolników i rycerzom Klingi? Czy powinniSmy zni-
¿yæ siê do zabijania najwiêkszych ofiar systemu? W Smilodon Bay
odpowiedzi by³y proste. Mo¿e kreatory maj¹ racjê, ¿e czas ju¿ znisz-
czyæ to wszystko, zlikwidowaæ ludzkoSæ i zacz¹æ od zera.
Sam w to nie wierzysz, prawda? zapyta³a Fava.
Nie wiem ju¿, w co wierzyæ.
W Bashevgo rzek³a Fava Wertha s¹dzi³, ¿e jesteS Okan-
sharai, ¿e mo¿esz wyzwoliæ ludzi. Modli³ siê za ciebie.
Nie powinien marnowaæ powietrza rozeSmia³ siê Tull.
ZawarliSmy przymierze powiedzia³a Darrissea. Przyrze-
k³eS, ¿e mi pomo¿esz.
Zrobiê, co bêdê móg³ odpar³ Tull. Skoro nauczy³em siê
sztuki wêdrówki ducha, bêdziemy mogli pomóc niektórym uciec
z Craala i Bashevgo. Ale pomySl tylko: na ka¿dego uwolnionego nie-
wolnika przypadnie kilkunastu, którzy siê urodz¹ niewolnikami.
Z czasem zbudujemy naród wolnych ludzi, ale nigdy nie bêdziemy
mogli siê zmierzyæ z Craalem. Darrissea zaczê³a coS mówiæ, lecz
Tull przerwa³ jej gestem. S³uchajcie...
Darrissea us³ysza³a jêk. MySla³a, ¿e to trzeszcz¹ belki ³odzi, ale
statek wykonany by³ z metalu.
Wê¿e odp³ywaj¹ wyszepta³ Tull. S¹ z³e.
Otworzy³ drzwi i wbieg³ do kabiny. Stan¹³ przy oknie i patrzy³
przez dziurê w plandece. By³o znacznie ciemniej ni¿ s¹dzi³a Darris-
sea. Zrozumia³a, ¿e czas, który spêdzili na dole, up³yn¹³ im szybko.
Zapad³a ju¿ noc.
Widzê statek! powiedzia³ Tull. Tantos przybywa na bitwê
z kreatorami. Strzela z armat.
Darrissea i Fava pobieg³y na górê, wyjrza³y przez szparê. O kil-
ka mil dalej, na morzu, wielki metalowy okrêt rozSwietla³ ciemnoSæ
armatnimi salwami. Smoki stworzone przez kreatory obleg³y okrêt
od góry, wielkie wê¿e od do³u, ale Tantos pos³u¿y³ siê tym samym
291
stalowym olbrzymem, którym przywieziono niewolników z Dziczy.
Wobec tego okrêtu, bestie okaza³y siê bezsilne. Konwencjonalne
dzia³a grzmia³y z pok³adu, jednoczeSnie powietrze przeszywa³y pro-
mienie z przenoSnych dzia³ek laserowych. Szare ptaki nie przy³¹-
czy³y siê do ataku, jakby nie s³ysza³y armat grzmi¹cych w oddali.
Zbli¿aj¹ siê powiedzia³a Darrissea. Czy mog¹ nas zau-
wa¿yæ?
Nie, jeSli teraz odp³yniemy odpar³a Fava. Zanim Darrissea
zd¹¿y³a zareagowaæ, Fava otworzy³a drzwi kabiny i wysz³a na po-
k³ad. Przez kilka minut nic nie by³o s³ychaæ, potem spad³y plandeki
z przednich szyb.
Darrissea podesz³a do okna. Brzeg by³ czarny od Spi¹cych pta-
ków. Podobnie wygl¹da³ pok³ad ³odzi. Patrzy³a jak Fava podwi¹zuje
plandekê i powoli podchodzi do dziobu ³odzi, ostro¿nie st¹paj¹c na
palcach miêdzy Spi¹cymi ptakami. Od czasu do czasu, któryS z pta-
ków unosi³ g³owê i we Snie dzioba³ Favê w kostki. Fava zagryza³a
wargi, ¿eby nie krzyczeæ. Odwi¹za³a linê, któr¹ ³Ã³dx przycumowana
by³a do brzegu i wyprostowa³a siê chwiejnie. Potykaj¹c siê podesz³a
z powrotem do drzwi, nie zwracaj¹c uwagi na ptaki dziobi¹ce j¹ po
nogach. Wesz³a zadyszana, spocona i upad³a na pod³ogê.
Tull schwyci³ j¹ i przytuli³.
Nie powinnaS tego robiæ.
Umyjcie mi nogi! Fava krzyknê³a niemal histerycznym to-
nem. S¹ zimne jak lód. Nie czujê ich!
Tull pobieg³ do ³adowni po trochê wody, a Darrissea tymczasem
podtrzymywa³a Favê.
Przepraszam... powiedzia³a Fava. Te ptaki maj¹ chyba tru-
j¹ce dzioby. Musia³am to zrobiæ od razu, ¿eby siê nie rozmySliæ.
Tull wpad³ do kabiny i zacz¹³ laæ wodê na rany Favy.
Niexle krwawi¹. Trucizna powinna wyp³yn¹æ razem z krwi¹
powiedzia³. Darrissea popatrzy³a na rany. Krwawi³y bardziej ni¿ nie-
xle . To by³o zmasakrowane miêso, ka¿da rana sk³ada³a siê z wielu
ciêæ. Darrisseê zaskoczy³o, ¿e ptaki, zupe³nie przypadkiem, mog³y
tak mocno raniæ.
Huk armat przybli¿a³ siê. Fava popatrzy³a na Tulla i dysz¹c po-
wiedzia³a:
Zabieraj st¹d ³Ã³dx. Nic wiêcej ju¿ nie mo¿esz dla mnie zrobiæ.
W bladym Swietle gwiazd pot b³yszcza³ na czole Favy, kabinê wype³-
nia³o jej dyszenie. Darrissea odpali³a silniki i próbowa³a odbiæ od brzegu.
£Ã³dx nie chcia³a siê cofn¹æ.
292
Za g³êboko wer¿nêliSmy siê w piasek wrzasnê³a do Tulla.
KtoS musi nas popchn¹æ. Popatrzy³a na stopy Favy. Dziewczyna nie
nosi³a butów. Darrissea schwyci³a jakieS szmaty i obwi¹za³a je wo-
kó³ w³asnych butów wzmacniaj¹c nimi miêkk¹ skórê. Rycerze Klin-
gi zabrali jej zbrojê, kiedy j¹ z³apali, wiêc nie mia³a os³ony. Narzuci-
³a na siebie ciê¿k¹ tunikê i wziê³a nó¿ o d³ugim ostrzu. Tull nadal
siedzia³ na pod³odze obmywaj¹c nogi Favy.
¯yczê szczêScia powiedzia³a Darrissea, podesz³a do drzwi ka-
biny i wysz³a na pok³ad. Posuwa³a siê powoli w Swietle ksiê¿yca. Mimo
to ptaki dzioba³y j¹ w kostki, kiedy próbowa³a odsuwaæ je na bok.
No¿em odpar³a ataki ptaków i zeskoczy³a na piasek. Odepchnê-
³a ³Ã³dx. Stateczek ³atwiej ni¿ mySla³a zsun¹³ siê z pla¿y i wkrótce
ko³ysa³ siê na falach. W oknie pokaza³ siê Tull i gestami zacz¹³ j¹
ponaglaæ, ¿eby wskoczy³a do wody i podesz³a do ³odzi.
Darrissea pomacha³a mu rêk¹.
¯yczê szczêScia wyszepta³a. Mocniej otuli³a siê p³aszczem
i powoli zaczê³a przedzieraæ siê pla¿¹ w stronê drzew. Szuka³a Phy-
lomona. Tull odczeka³ parê minut, potem w³¹czy³ silniki i ³Ã³dx po-
p³ynê³a na pó³noc.
Phylomon stwierdzi³, ¿e im dalej od brzegu, tym ptaków jest
mniej. W kêpach krzaków k³êbi³o siê od ma³ych gryzoni podobnych
z wygl¹du do szczupaków. Zjada³y obfit¹, wysok¹ trawê rosn¹c¹ tu
mimo zimy. Rnieg nie pokrywa³ ziemi, nie by³o nawet kawa³ka lodu.
Phylomona zdziwi³a bujna wegetacja, praktycznie niemo¿liwa tak
daleko na pó³nocy. Przesta³ siê dziwiæ, gdy dotkn¹³ rêk¹ ziemi. Po-
czu³ ciep³o przenikaj¹ce grub¹ warstwê humusu. Podniós³ garSæ gle-
by promieniowa³a gor¹cem.
Zda³ sobie sprawê, ¿e to ¿yj¹ce w glebie bakterie wytwarzaj¹
ciep³o. Trawa wokó³ niego ros³a tak szybko, ¿e móg³by to nieomal
zobaczyæ, gdyby odpowiednio d³ugo posta³ w jednym miejscu. Ma³e
[ Pobierz całość w formacie PDF ]