[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAA CZWARTY
Pocałował ją. Miał w tym kilka celów.
Już nie był tamtym wiecznie rozochoconym ogierem. Jego zamiarem było tylko pokazanie Caroline,
że może mu ufać. Teraz.
Ale ona odpowiedziała na pocałunek i wszystkie jego zamiary diabli wzięli. Smakowała solą ze
śladem słodyczy i karmelu. Przez mokre ubranie wyczuwał jej biust i biodra. W uszach huczało mu
morze... albo własny oddech.
Nagle prawie stracił równowagę. Dopiero po chwili zorientował się, że to silny prąd wsteczny
wypłukuje mu piasek spod stóp.
Podniósł głowę i pozwolił sobie na chwilę przyjemności, jakiej mu dostarczał jej widok. Oczy miała
szeroko otwarte, szybko wypełniające się emocjami, wśród których były i konsternacja, i wstręt.
Z żartobliwym prychnięciem spróbował załagodzić nadciągającą burzę.
- Ale wciąga, nieprawdaż?
Dwuznaczność była niezamierzona, ale oboje ją zauważyli. Aż syknęła. Natychmiast się wycofał.
- To znaczy piasek. Czuję, jak ustępuje pod stopami. Je-
48
Merline Lovelace
śli nie chcesz teraz ty mnie ratować, powinniśmy wracać na plażę.
Woda sięgała tylko do kostek, ale prąd był tak silny, że musiał objąć ją w pasie, by jej pomóc dotrzeć
na brzeg. Gdy tylko znalezli się na suchym lądzie, uwolniła się gwałtownie. Oczekiwał ataku, ale ku
jego zaskoczeniu miała pretensje do siebie.
- Co ja sobie myślałam? Dlaczego właściwie w ogóle nie myślałam?
Sprawiała wrażenie tak skonsternowanej, tak zniesmaczonej, że z trudem się powstrzymał od
wyrażenia swego zdumienia.
- Nigdy nie pozwalam sobie na coś takiego! Nigdy!
- To znaczy, że ty nie... %7łe nigdy...
Jego niedowierzanie wyrwało ją z samooskarżania.
- Nigdy nie byłam z nikim oprócz ciebie? - dokończyła, unosząc brodę. - Nie pochlebiaj sobie, Burkę.
Nie winię ciebie za to... za tę głupotę, tylko siebie. Wierz mi, to się już nie powtórzy.
Akurat. Teraz, gdy już miał okazję jej posmakować, postanowił zmodyfikować swoje plany wobec
niej. Punkty piąty i szósty wymagały poważnej korekty.
Obmyślał ich nowe wersje, gdy tymczasem Caroline odwróciła się, przeszła dwa metry i zatrzymała
się gwałtownie. Podniósł wzrok i zobaczył to samo co ona: długi rząd oświetlonych, sięgających od
podłogi do sufitu okien.
Cholera! Byli tam. Harry, Sondra, Abdul-Hamid i wszyscy, którzy zostali po kolacji. Skupili się przy
oknach, z wyraznym zainteresowaniem przyglądając się scenie na plaży.
Bukiet na walentynki
49
- O nie... - jęknęła Caroline, bardziej do siebie niż do niego. - Jak ja im rano spojrzę w oczy?
Nawet nie próbował jej tłumaczyć, że to nic wielkiego. Sam mógł znieść podkpiwanie z igraszek w
falach, sądził jednak, że dla niej to może być trudne. Nie z powodu zachwiania jej wizerunku
profesjonalistki, o utrzymanie którego tak dbała. To przeszłość uczyniła ją szczególnie wraSiiwą na
szepty i ukradkowe spojrzenia. Za żadne skarby nie mógł pozwolić, by ponownie ją to spotkało z jego
powodu.
- Załatwię to z moimi ludzmi. Nie musisz się obawiać spotkania z nimi arii jutro, ani żadnego innego
dnia.
To spokojne oświadczenie złagodziło, nieco wzburzenie Caro. Był taki pewny siebie, taki rzeczowy.
Jakby wskoczenie do Morza Zródziemnego i przytulanie się do ociekającej wodą kobiety zupełnie nic
nie znaczyło.
Prawdopodobnie była to prawda. Dla niego. Ona za to wciąż czuła jego smak na wargach.
Rozstali się zaraz po wejściu do holu. Caroline dopiero w bezpiecznym ustroniu swojego pokoju dała
upust kłębiącym się emocjom.
- Głupia, głupia! Głupia!!!
Chciała się rozpłakać. Walić pięściami w poduszki. Wrzeszczeć albo kogoś skopać. Cokolwiek, byle
zatrzeć ślady bolesnego upokorzenia ostatnich dziesięciu minut.
Musiała się zadowolić wpadnięciem do łazienki, zdarciem z siebie swetra i ciśnięciem nim o ścianę.
Odrobinę jej ulżyło. Po chwili w ślady swetra poszły spodnie i bielizna.
Gapiła się na ociekający wodą stosik Przepełniało ją obrzydzenie do samej siebie. Poza jednym,
małym, bun-
50
Merline Lovelace
towniczym fragmentem umysłu, który domagał się przywołania każdej sekundy tamtego pocałunku,
tamtego żaru.
Nie okłamała Burke'a. Miała innych mężczyzn. Dokładnie dwóch. Z pierwszym umawiała się pół
roku, zanim zdołała przełamać wewnętrzne bariery na tyle, by pójść z nim do łóżka. Niestety, ten seks
okazał się niewart czekania.
Devon przedstawiła ją drugiemu, biologowi, którego jej przyjaciółka spotkała przy jakiejś okazji
związanej z programem Lets Go Green. Ernie bardzo poważnie traktował swoją działalność, lecz
najbardziej chwytał za serce uwielbieniem dla starych nagrań Deana Martina i każdego bezdomnego
kota, na jakiego trafił. Caro chciała go kochać. Naprawdę. Tak do niej pasował, tak był łagodny i dbały
w łóżku.
Za bardzo. Nie potrafiła nie porównywać ostrożnych pieszczot Erniego z dziką eksplozją rozkoszy,
jakiej doświadczyła tamtej nocy z Rorym - taką samą, jaką poczuła dziś. Podniecenie trawiło ją jak
gorączka, grożąc wyrwaniem się z wewnętrznych barier.
Weszła pod prysznic i rozkręciła go do maksimum. Podstawiając twarz pod silnie bijące strugi,
pozwoliła sobie na pełen frustracji jęk.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]