[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zatopili się w długim i gorącym pocałunku.
- Kto by pomyślał, że będzie nam razem tak dobrze - stwierdził Mac, kiedy
wreszcie przyszedł czas na drzemkę.
- Tak - powiedziała cicho i przeciągle. - Kto by pomyślał.
Cztery dni pózniej Shallie siedziała przy narożnym stoliku restauracji Od
Zmierzchu do Zwitu i obserwowała spierających się Maca i J.T. Nie umiała zdefinio-
wać swoich uczuć, ale wydawało jej się, że była zadowolona z powrotu na stare śmie-
ci.
Może kiedy podejmowała decyzję o powrocie do Sundown, kierowała się chęcią
przynależności do jakiegoś miejsca? A może dobrze się czuła w otoczeniu tylu wspa-
niałych ludzi, którzy zgotowali jej serdeczne powitanie? A niektórzy, jak na przykład
Ali, zaakceptowali ją nawet jako przyjaciółkę. Nareszcie czuła, że należy do tego
miejsca, które jest prawdziwe, namacalne i pozytywne, co miało dla niej szczególne
znaczenie.
R
L
T
- Pomyślałabyś, że po pewnym czasie przestaną się wreszcie kłócić? - powie-
działa, kręcąc z dezaprobatą głową Ali Tyler, żona J.T. i lekarz weterynarii w Sun-
down. Mężczyzni jedli burgery, a kobiety podjadały frytki. - Nigdy tego nie zrozu-
miem w facetach.
- Takie zachowania są podobno zakodowane w męskich chromosomach.
Shallie polubiła Ali od pierwszego dnia, kiedy się poznały na imprezie nowo-
rocznej zorganizowanej na powitanie Shallie. Jej opinia na temat tej ładnej blondynki
nie zmieniła się od tamtej pory i nie miała nic przeciwko jej ciepłej i otwartej przyjaz-
ni. Na dodatek to dzięki niej J.T. był szczęśliwym człowiekiem.
- Naprawdę? - zapytała Ali, otwierając szeroko oczy.
- Niekoniecznie - przyznała Shallie. - Ale może to być dobre wyjaśnienie tego
problemu. Możliwe, że ktoś kiedyś zrobił badania na ten temat.
Ali roześmiała się i sięgnęła po kolejną frytkę.
- Pewnie masz rację. Cóż z nich za para.
- Powinnaś ich widzieć, kiedy byli dziećmi.
- Opowiedz, proszę. - Ali pochyliła się przez stół w kierunku Shallie. - Chętnie
użyłabym kilku pikantnych szczególików przeciwko mojemu mężczyznie.
- O, nie - ostrzegł J.T., wtrącając się niespodziewanie w damską konwersację i
grożąc ostrzegawczo palcem. - Shallie, mam nadzieję, że dobrze pamiętasz nasz
układ.
- Układ? - Ali zrobiła zdziwioną minę i przeniosła wzrok z J.T. na Shallie.
- Musiałam złożyć przyrzeczenie i poświadczyć je własną krwią - wyjaśniła
Shallie.
Ali westchnęła głęboko.
- Nie zrobiłaś tego.
- Obawiam się, że tak - powiedział Mac i puścił oko do Shallie. - Każde z naszej
trójki wie o pozostałych tyle rzeczy, że nikt nie odważyłby się otworzyć tej puszki
Pandory.
R
L
T
- Byliście przecież dziećmi - zaprotestowała Ali. - Niemożliwe, że byliście aż
tak zli.
J.T. spojrzał na Maca, który z kolei zerknął na Shallie, a ta przeniosła wzrok na
J.T. Cała trójka wybuchnęła rubasznym śmiechem. Shallie domyśliła się, że wszyscy
pomyśleli prawdopodobnie o nieszczęsnej kozie, która zniknęła z farmy Clementa Ha-
skinsa, a została odnaleziona w lokalnej bibliotece. Możliwe też, że ich pamięć przy-
wołała pięknie zapakowane pudełko z końskimi odchodami, które zostało dostarczone
prosto na biurko Coopera, dyrektora szkoły. Historii do wspominania było mnóstwo,
bo we trójkę maczali palce w wielu niegroznych wybrykach, które na zawsze pozosta-
ną tylko ich tajemnicą.
- Kiedyś wyciągnę z ciebie to wszystko - zapowiedziała Ali mężowi, przybiera-
jąc minę wiedzmy.
J.T. udał, że jest przerażony.
- Ona ma swoje sposoby - zawołał. - Mogę się kiedyś złamać pod wpływem
przyjemności, to znaczy presji.
- Jest kilka słów, którymi można określić faceta takiego jak ty - zaatakował go
Mac.
- Tak - odpowiedział J.T., wpatrując się w Ali bardzo rozmarzonym wzrokiem. -
Szczęściarz. - Pochylił się przez stół i czule pocałował żonę. - Czy powinniśmy im
powiedzieć? - zapytał.
Uśmiechnęła się i odwróciła do Maca.
- Spodziewamy się dziecka.
Shallie poczuła się jak sparaliżowana. Szybko jednak zebrała się w sobie i
uśmiechnęła szeroko do szczęśliwej pary.
- To wspaniale. Gratulacje. Kiedy termin?
Shallie słyszała całą radosną wymianę informacji o wszystkich detalach ciąży i
porodu. Zmusiła się do uśmiechu, ale miała wrażenie, że jej twarz zaraz się rozsypie.
Zdawała też sobie sprawę z tego, że Mac przygląda jej się uważnie, z wyrazem troski
w oczach.
R
L
T
Ona nie mogła się dzielić wiadomościami o swojej ciąży z taką samą radością, z
jaką robili to Ali i J.T. Ich dziecko zostanie wychowane w szczęśliwej i kochającej
rodzinie, w której rodzice uwielbiają się nawzajem.
- Czy dobrze się czujesz? - zapytał Mac, gdy tylko Ali i J.T. poszli do domu.
- Pewnie - odpowiedziała, siląc się na uśmiech. - Zwietna wiadomość. Ali i J.T.
są bardzo szczęśliwi.
- Tak, to prawda. Przykro mi, Shallie, widziałem, że było ci ciężko.
- Nie bądz niemądry. Cieszę się ich szczęściem. Zasługują na taką radość.
- Ty też zasługujesz na to, by być szczęśliwą - powiedział Mac i objął ją ramie-
niem.
- Jasne, że zasługuję - przytaknęła i poruszyła szybko powiekami, aby zatrzymać
łzy, które chciały spłynąć ciężkim strumieniem w dół policzków. Nienawidziła tej
huśtawki emocjonalnej, w którą wpędzały ją hormony ciążowe. - Jestem teraz szczę-
śliwa.
Odchylił ją do tyłu. Położył dłonie na jej ramionach i potrząsnął nimi delikatnie.
- Ten facet, kimkolwiek jest, nie jest wart twoich łez i nie zasługuje ani na cie-
bie, ani na dziecko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \