[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Może powiedziałem coś nie tak?
- Zastanawiałam się, dlaczego człowiek nie może być
zawsze szczęśliwy. Szczęście przychodzi i odchodzi, cza
sem bez ostrzeżenia.
- Dobrze rozumiem, co czujesz. - Ujął ją za rękę. -
Zdarza się, że wydaje ci się, że zbudowałaś sobie raj na
ziemi, a tu nagle wszystko zaczyna się walić.
Wstrzymała oddech. Nigdy dotychczas nie zwracał się
do niej tak poważnym tonem. Może wreszcie opowie
jej swojÄ… historiÄ™?
- Kiedy włożyłem na palec Rebeki zaręczynowy pier
ścionek, myślałem, że osiągnąłem już wszystko, o czym
mogłem marzyć - mówił cichym, jakby nieobecnym gło
sem. - Minął rok, odkąd ją poznałem. Bywało, że praco
waliśmy na różnych statkach, ale nawet wtedy udawało
nam się wygospodarować wolny weekend, żeby spędzić
go razem w jakimÅ› egzotycznym miejscu.
Gdy urwał, Katie zaniepokoiła się, że znowu niczego
siÄ™ nie dowie.
- Brzmi to jak idylla. I co się stało?
- Wypłynęliśmy we wspólny rejs i postanowiliśmy po
brać się na Karaibach. Wzięliśmy z sobą młodego lekarza,
JAK W BAJCE
105
który miał mnie zastąpić w czasie miodowego miesiąca.
Hugh sprawiał dobre wrażenie i mimo krótkiego stażu był
nader kompetentny. Wszystko układało się świetnie, aż...
- Przyglądała się mu w skupieniu, nie próbując się nawet
odezwać. - Jakieś dwa tygodnie przed ślubem zostałem
w środku nocy wezwany do starszej kobiety. Miała wylew.
Kazałem ją przenieść do kabiny szpitalnej i zadzwoniłem
po Rebekę. - Znowu się zawahał.
- Nie przyszła?
- W jej kabinie nikt nie podnosił słuchawki. Wykręci
łem numer Hugh, ale tam też nikt nie odpowiadał, więc
pobiegłem po Rebekę do jej kabiny. Po drodze mijałem
drzwi Hugh. Wewnątrz paliło się światło, a zza drzwi do
biegł mnie głos mojej narzeczonej.
- I co zrobiłeś?
- Po prostu zapukałem. Minęło kilka minut, zanim
Hugh otworzył drzwi. Kiedy zobaczył, że to ja, próbował
je zamknąć, ale udało mi się go odepchnąć. Rebeka leżała
na łóżku w pozie nie pozostawiającej żadnych wątpli
wości, że... Chciałem rzucić się z pięściami na Hugh,
ale na szczęście nie do końca postradałem rozum. Mi
mo że ogarnęła mnie furia, coś mnie powstrzymało. Prze
cież nie zaciągnął jej do siebie siłą. Zrozumiałem, że to
koniec.
Podniósł się z miejsca, przechylił przez poręcz tarasu
i utkwił wzrok w morskiej toni.
- Nie wybaczyłem jej, choć próbowała przepraszać.
Twierdziła, że tylko uległa chwilowej słabości i żałuje
tego, co się stało.
Katie odsunęła krzesło. Musi mu jakoś pomóc. Kiedy
JAK W BAJCE
zbliżyła się do poręczy, Tim przyciągnął ją do siebie
i mocno przytulił.
- A co z pierścionkiem, który jej dałeś? Zwróciła ci go
przynajmniej?
Spojrzał na nią z wyrazem kompletnego zaskoczenia.
- Nigdy o tym nie pomyślałem. Po prostu nie chciałem
jej więcej widzieć.
- Czułam się dokładnie tak samo, kiedy Rick mnie
porzucił. Pieniądze przestają się liczyć, kiedy ktoś, komu
ufasz, zdradzi.
Przez dłuższą chwilę wpatrywali się w wodę.
- Jak widzisz, oboje mamy przykre doświadczenia.
Może dlatego rozumiemy się tak dobrze.
- Tak, oboje przeszliśmy przez piekło, więc...
Patrzyła mu prosto w oczy.
- Więc żadne z nas nie chciałoby powtórzyć tej drogi
- dokończył. - Po doświadczeniu z Rebeką poprzysiąg
łem sobie, że nigdy więcej się nie zakocham. To nie zna
czy, że wybrałem żywot pustelnika, ale nawet nie zaświtała
mi w głowie myśl o małżeństwie. A tobie?
- Oczywiście, że nie. Całkowicie się z tobą zgadzam
- odrzekła, może zbyt pospiesznie. - Kiedy Rick mnie
zostawił, miałam ochotę pójść do klasztoru.
- Na szczęście zmieniłaś zdanie - powiedział i roze
śmiał się, rozładowując napięcie, po czym objął ją w pasie.
- Boże, całkiem zapomniałem o szampanie.
Wszedł do pokoju i wrócił z butelką umieszczoną
w kubełku z lodem.
- Kazałem kelnerowi zostawić go w środku, żeby się
nie grzał na słońcu.
JAK W BAJCE 107
Po chwili w górę wystrzelił korek.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin i Dnia
Zakochanych! - Spojrzał na nią z taką czułością, że Ka-
tie poczuła kolejny przypływ niewypowiedzianego szczę
ścia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]