[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za nogę. Usiłował mnie ratować. Zaczęliśmy walczyć z poża
rem, ale zajęła się już cała kuchnia. Wysłałem Randa po pomoc,
a sam pobiegłem na górę po ważne dokumenty. A propos, gdzie
jest mój brulion? - zapytał z niepokojem.
- Nie martw się, zaopiekowałam się nim.
A niech to diabli! Lucien uśmiechnął się z przymusem.
Raine nie spuszczała z niego wzroku.
- To chyba coś piekielnie ważnego, skoro ryzykowałeś życie?
SMAK CYTRYN 123
O nie! - Raine nigdy się nie dowie, jak bardzo ważny jest
ten brulion.
- Bez przesady. Zdążyłbym bez trudu, ale niestety, znów
zemdlałem. Nałykałem się za dużo dymu. A wtedy chyba zja
wiłaś się ty?
- Tak, ale twoi ludzie przybyli wkrótce po mnie.
- Rand sprowadził pomoc?
- Rand albo Pies. W każdym razie Rand był z nimi. - Raine
rzuciła okiem na zegarek i jęknęła. - Ojej, musimy już jechać!
Nanna obedrze nas ze skóry.
- Nie ma mowy! Nanna poczeka. Musimy jeszcze porozma
wiać o dziecku! - Chwycił ją za ręce, próbując ponownie do
siebie przyciągnąć.
Ku jego zdziwieniu, Raine skrzywiła się i wzdrygnęła.
- Co się stało? - spytał z niepokojem.
- Nic - odparła, uśmiechając się z przymusem.
- Jak to nic? - Ujął jej zaciśnięte dłonie i delikatnie, lecz
stanowczo je rozwarł.
To, co zobaczył, odjęło mu mowę. Po chwili zaklął siarczy
ście i zawołał:
- Co się stało? Musisz mi to wytłumaczyć! Teraz.
ROZDZIAA DZIEWITY
Raine westchnęła.
- To tylko zadrapanie.
- Aadne mi zadrapanie. Wygląda tak, jakbyś wdała się
w walkę z jakimś dzikim zwierzęciem i bestia wygrała. To drut
kolczasty? Przyznaj się.
- Tak, drut. Zawaliłam sprawę. Zapomniałam rękawic. To
naprawdę drobiazg.
- Aadny mi drobiazg! Coś mi się wydaje, że to ja jestem za
to odpowiedzialny?
Patrzył na nią z takim przejęciem, że parsknęła śmiechem.
- Tak, Kincaid! Oczywiście. Ty zawsze jesteś odpowiedzial
ny za wszystko. Ale nie tym razem, przykro mi. Nie pozwolę ci
odebrać mi mojego jedynego, drobnego sukcesu.
- Jeśli to nazywasz sukcesem, to wolę nie oglądać twojej
porażki - odparował Lucien.
- Porażkę odniosłabym, gdyby nie udało mi się przedrzeć
przez ten drut.
Zrozumiał w lot.
- W dzień pożaru?
- Tak. Jak zwykle zagrodził mi drogę. Tyle że tym razem
nie zdążyłam włożyć rękawic.
Lucien uniósł powoli jej dłonie do ust i delikatnie ucałował
nadgarstki, tuż nad ranami.
- Wciąż tylko zadaję ci ból. Paps, dziecko, teraz to. Ale
SMAK CYTRYN 125
wiesz, że zrobiłbym wszystko, żeby cię chronić. Wiesz o tym,
prawda?
- Wiem. - Wyrwała mu ręce. - Ale to nie jest twoje zadanie.
- Właśnie, że jest.
Pokręciła głową.
- Nie słuchasz uważnie, Kincaid. Ja umiem o siebie zadbać.
Być może gdybyś szukał partnera, znalazłbyś go we mnie. Ale
jeśli szukasz bezradnej i kruchej istotki, to zapomnij o tym.
Przestań wreszcie grać księcia na białym koniu, który przybywa
ocalić swoją księżniczkę. Ja nie jestem księżniczką. Też chcę
czasem przywdziać zbroję i przybyć ci na ratunek. To był jeden
z tych przypadków. OK?
Ku jej zdziwieniu, Lucien nie zaprotestował.
- OK odparł z przekonaniem. - A teraz, partnerze, może
powiesz mi, co z nami będzie?
Spojrzała mu prosto w oczy.
- Chyba domyślam się, do czego zmierzasz.
- O, to nietrudno zgadnąć. Moim zdaniem nie ma w tym nic
dziwnego, że chcę być z moim dzieckiem i z jego matką? -
W głosie Luciena dało się wyczuć pewne napięcie. - Kilka
tygodni temu być może mieliśmy inne plany i inaczej patrzyli
śmy na naszą przyszłość. Moglibyśmy spróbować popracować
nad naszym związkiem.
- Nad jakim związkiem? - Raine najwyrazniej nie zamie
rzała dać się ponieść emocjom.
Lucien prychnął z rozdrażnieniem.
- Nie zaczynaj znowu dyskusji, Raine! Musisz uczciwie
przyznać, że trudno nam było trzymać się od siebie z daleka. Po
tylu latach, i po tym wszystkim, co stanęło między nami. To
chyba o czymś świadczy?
Nie mogła zaprzeczyć.
- Być może w innych okolicznościach nasz związek miałby
12 6 DAY LECLABtE
szansę. - Raine urwała, widząc, jak Lucien znużonym gestem
pociera czoło. - Lucien, porozmawiamy innym razem. Musisz
jak najszybciej się położyć.
- Jeszcze moment. - Przyjrzał się jej uważnie. - A zatem
uważasz małżeństwo ze mną za całkowitą ostateczność?
- Czy to oświadczyny, Kincaid?
W jej głosie usłyszał coś takiego, co kazało mu czym prędzej
się wycofać. Nie rozumiał, dlaczego Raine tak się zachowywała,
ale wyczuwał, że musi dać jej czas.
- Owszem, to jest jakieś rozwiązanie.
- Jednak mało prawdopodobne? Rzeczywiście, muszę ci
przyznać rację. To nie są wymarzone okoliczności - powiedział
Lucien. - Jeśli nie chcesz, nie musimy się pobierać.
Wyciągnął rękę i pogładził jej czarne włosy. Ta delikatna
pieszczota wystarczyła, by Raine utraciła zdolność logicznego
myślenia. Zapragnęła tylko jednego - znalezć się w jego ramio
nach i upajać się jego pocałunkami, choćby do końca życia.
Lucien nie golił się od kilku dni, miał zaczerwienione powieki,
podrapane czoło, ale dla niej był najpiękniejszym mężczyzną
świata.
- Ach tak - wymruczała. - Więc co zrobimy?
- Jest jeszcze jeden powód, dla którego powinniśmy być
razem.
- Jaki?
- Byłabyś zdumiona, gdybym ci powiedział, o czym czasem
myślę. - Raine najwyrazniej czekała, by skończył, więc dodał:
- Myślę o nas. Widzę nas nagich.
- Nagich. - Raine się rozmarzyła. Całe szczęście, że siedzie
li w samochodzie, na poboczu publicznej drogi, bo inaczej do
prawdy nie wiadomo, co by się mogło teraz wydarzyć. - Przy
znam ci się, że ja też czasem miewam podobne myśli.
Jego oczy pociemniały.
SMAK CYTRYN
127
- Chodz tu.
- Nie. Nie mamy czasu. - Pokręciła głową.
- Na to zawsze jest czas. - Przytulił ją i przywarł ustami do
jej warg. Od tej chwili nic się nie liczyło. Znikły wszystkie
przeszkody, sporna ziemia, płoty ż kolczastego drutu, bolesna
przeszłość. Nawet słońcem zalana jezdnia, ludzie i samochody.
Tylko splecione ramiona i połączone w pocałunku usta.
- Chodz tu do mnie - szepnął, wprawiając jej zmysły w wir.
- Przesuń się trochę.
W tym momencie rozległo się donośne pukanie w szybę.
Odskoczyli od siebie jak poparzeni. Ujrzeli pochylonego przy
samochodzie szeryfa Tilsona. Nie wiedzieć czemu na jego
ustach widniał szeroki uśmiech.
Lucien omal nie zaklął siarczyście. Opuścił szybę.
- Właśnie zamierzałem rozpocząć poszukiwania samochodu
Nanny, i co widzę! Jeśli macie oddawać się fizycznym ucie
chom, to znajdzcie sobie bardziej ustronne miejsce, zgoda?
Raine poczuła nawet lekkie rozgoryczenie, bo Lucien nad
spodziewanie szybko odzyskał zimną krew. Bez cienia zmiesza
nia podał szeryfowi rękę.
- Witaj, Tilson. Miło cię widzieć.
- Akurat! - Szeryf roześmiał się wesoło.
- Może rzeczywiście to nie jest najlepszy moment - zawtó
rował mu Lucien. - Ale i tak miałem do ciebie dzwonić. Powi
nieneś uwolnić tego młodziaka, Randa.
- A więc mówił prawdę? Pomagał gasić pożar? Nie prze
szkadzał?
- Przeszkadzał trochę przed, a pomagał po. Ale skoro usta
liliśmy między sobą pewne fakty, myślę, że mi już nie zagraża.
Między nami mówiąc, Tilson, to chyba mój brat.
- Szczerze mówiąc, kogoś mi przypomina. Teraz już wiem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]