[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wowa westchnął.
- Niech ci będzie. Jedzmy do mnie, poprosimy Aśkę, żeby zaszyła te dziury.
- Nabijasz się, tak? - zapytałem ponurym głosem.
- Ani mi to w głowie! Nie chcę tylko, żebyś mi tu zaczął opowiadać, jaki to jesteś
biedny, nieszczęśliwy i jak rodzice będą ci wiercić za tę koszulę dziurę w brzuchu.
- A czy ja kiedykolwiek coś takiego powiedziałem?!
Wowka wzruszył ramionami.
- Nie pamiętam, ale ja bym na pewno tak powiedział.
* * *
Mniej więcej godzinę pózniej dotarliśmy na miejsce. Kolega Władimir przekręcił
klucz w zamku, otworzył drzwi i zamiast wejść do środka, zatrzymał się w progu. Po
dwóch minutach znudziło mi się oglądanie pleców Wowki, więc przesunąłem go lekko
i zajrzałem do mieszkania.
To co zobaczyłem, niemalże zwaliło mnie z nóg.
Ciocia Lida jest pedantką jakich mało. Uważa, że wszystko powinno leżeć na
swoim miejscu, a jeśli na szafie osiądzie choćby najdrobniejszy pyłek kurzu,
natychmiast uśmierca go za pomocą szmatki. Najchętniej wszystko poprzybijałaby do
ścian i podłogi gwozdziami, żeby zawsze leżało na właściwym miejscu. Dość
powiedzieć, że Asia wdała się w matkę. Zawsze mnie zastanawiało, jak Wowka przeżył
tyle lat w tak sterylnych warunkach. Ja bym się powiesił już na drugi dzień.
Chociaż pewnie przesadzam. Mój kolega ze wszystkich sił walczy z tym
przebrzydłym porządkiem i jego pokój wyglądał całkiem normalnie - spodnie pod
wersalką, skarpetki za kaloryferem, koszula na biurku między zeszytami... Ogólnie
rzecz biorąc, wszystko tip-top.
Od rana w domu nie było nikogo poza Aśką, a to oznaczało, że mieszkanie
powinno lśnić czystością i pachnieć świeżością. Jednakże teraz pośrodku korytarza
walały się wściekle zielone pantofle na wysokiej szpilce. Ten  skandaliczny bałagan
mógł się równać jedynie z wybuchem bomby atomowej.
- Po zielonej słonecznej polanie, skaczą ropuszki zielono-rumiane, aż potopiły się
wszystkie w cholerę, dobrze, że mamy już z głowy ulewę - zanucił zamyślony Wowka.
Potem rozejrzał się dookoła i krzyknął: - Aśka, jesteś tam?!
Odpowiedziała mu cisza.
- Bardzo zabawne - mruknął.
Nie zdejmując butów, pobiegł do pokoju. Po chwili usłyszałem jego głos:
- Co się stało? Czego nic nie mówisz?
Asia odburknęła coś cicho i nerwowo, ale słów nie dosłyszałem.
- Obraziłaś się? Przepraszam, nie miałem racji... Naprawdę! Mocno obtarłaś?
Dziewczyna odpowiedziała spokojniej i głośniej:
- Niewłaściwe słowo.
Kiedy doszedłem do wniosku, że tym razem nie zamierza zabić brata (świadkowie
są niewygodni), zdjąłem buty, zamknąłem za sobą drzwi i poszedłem za głosami.
Asia i Wowka siedzieli w salonie. Dziewczyna rozpuściła w wodzie nadmanganian
potasu i moczyła nogi w wysokiej misce.
- Cześć.
- Cześć, Andriej. - Spojrzała na mnie i najpierw się uśmiechnęła, a potem
zachichotała: - O matko, jak ty wyglądasz?!
Westchnąłem.
- Wiem. A tobie co się stało?
- Poszłam do centrum, chciałam się trochę rozerwać, pospacerować. Wróciłam
pięć minut przed wami. Całkiem sobie nogi poobdzierałam tymi nowymi pantoflami.
Dość powiedzieć, że włoskie!
- Współczuję.
- Dziękuję. - Aśka wykrzywiła usta. - Przynajmniej teraz wiem, że powiedzonko
 hiszpańskie buty dawno się zdezaktualizowało. Powinno się mówić  włoskie
pantofle .
Uśmiechnąłem się smutno. Asia wyjęła nogi z miski, wytarła je i zapytała:
- Andriej, a tak w ogóle co ci się stało?
Zerknąłem na upaćkaną błotem i porwaną koszulę.
- Szedłem ulicą, potknąłem się i upadłem.
- Jasne - prychnęła z niedowierzaniem. - Jeszcze powiedz, że nogę złamałeś!
Chwyciła miskę i wyszła z pokoju. Po chwili wróciła już bez miski i nieznoszącym
sprzeciwu tonem przykazała:
- Zdejmuj koszulę.
- Ale... - zamurowało mnie. - Ale po co?!
Wszystko rozumiem, przecież po to tu przyjechałem, ale żeby się od razu
rozbierać?! Chyba może zaszyć koszulę na mnie? Nawet nitkę włożę między zęby,
żeby, jak to się mówi, pamięci nie zaszyć. Aha, jasne, jakby było co zaszywać. Wowka
zachichotał szyderczo, a Asia uniosła brwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \