[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zasugerowała Joanna.
- To nie jest dobry pomysł - odparł Mack, chociaż dobrze wiedział, jak przerazliwe jest
poczucie bezczynności, kiedy patrzy się na mękę ukochanej osoby. - W niczym byś nie
pomogła.
- Naprawdę nic nie mogę zrobić?
Mack pokręcił głową, z uwagą przyglądając się jej twarzy, na której zmęczenie i troska
pozostawiły wyrazne ślady.
- Lepiej idz do domu i się wyśpij. Zawiadomię cię, jeśli tylko coś się zmieni.
- Wolę zostać.
- Nie, koniecznie musisz wypocząć - stanowczo stwierdził Mack.
- I co za pożytek z przewracania się z boku na bok? Nie mogę zasnąć, ciągle myślę o
Kate.
- Przez całą noc?
- Przez całą noc.
Mack milczał przez chwilę, w zamyśleniu bębniąc palcami o szybę.
- Przebierz się i poczekaj na mnie przed szpitalem.
- Dlaczego?
- Zaordynuję ci lekarstwo.
- Mnie wcale...
- Czekaj przed wejściem.
*
Bar skrył się w małej bocznej uliczce, dwie przecznice obok Memorial. Na pierwszy rzut
oka wyglądał jak marna speluna, z neonami na szybie reklamującymi Bud Light, Coors i
Miller Genuine Draft.
- Nie, nic nie będę piła - słabo broniła się Joanna.
- Zwietnie, to mi pokibicujesz - powiedział Mack i otworzył przed nią drzwi.
Wewnątrz bar okazał się większy, niż wydawał się z zewnątrz. Wszystkie boksy pod
ścianą były puste, podobnie jak kilka ustawionych na środku stolików. Z tyłu znajdowało się
małe podium, na którym siedząca za mikrofonem blondynka w kowbojskim kapeluszu stroiła
właśnie gitarę.
Kiedy weszli, dwóch siedzących przy barze mężczyzn odwróciło się, obrzuciło ich
spojrzeniem, po czym powrócili do swoich drinków. Rzucili zdjęte płaszcze na oparcia
drewnianych krzeseł i usiedli. Natychmiast pojawiła się młoda, wysoka blondynka z krótko
obciętymi włosami.
- Dzień dobry, panie doktorze.
- Dzień dobry, Chrissy - odpowiedział Mack z wyraznym teraz teksańskim akcentem. -
Jak tam Sam?
- Próbuje.
- Będzie dobrze, możesz mi wierzyć.
- Ach, żeby tak się stało - powiedziała Chrissy i podniosła oczy ku sufitowi. - To samo,
co zwykle?
- Dwa razy.
Joanna popatrzyła za oddalającą się kelnerką i spytała:
- Co to za Sam?
- Jej dwuletni synek - powiedział Mack i rozłożył się na krześle, wyciągając przed siebie
wyprostowane nogi. - Miał zapalenie opon mózgowych i niedosłyszy, ma także kłopoty z
mówieniem. Ale stopniowo mu się polepsza.
Joanna pokręciła głową.
- Czyżby nie było ludzi bez kłopotów?
- Ja przynajmniej takich nie znam.
Mężczyzni przy barze zaśmiewali się z jakiegoś dowcipu. Joanna spojrzała na nich z
niechęcią, jej samej wcale nie było do zabawy ani radości. Najchętniej siedziałaby teraz przy
Kate; tam było jej miejsce. Pod wpływem nagłego impulsu chciała się zerwać z krzesła, ale w
tej samej chwili pojawiła się kelnerka.
- Oto i Mister Jose Cuervo - powiedziała Chrissy i ustawiła na stole dwie szklaneczki z
tequilą, obok nich umieszczając talerzyk z solą i plasterkami cytryny. Zdjęła także z tacy dwie
Bud Light, pokryte kroplami wilgoci. - Jak będą państwo chcieli następną kolejkę, proszę
głośno krzyczeć. - Cofnęła się i obejrzała wyciągnięte nogi Macka.
- Fajne ma pan buty, doktorze.
- Dzięki.
- Dużo kosztowały?
- Dwie stówy.
Chrissy cicho gwizdnęła i zniknęła na zapleczu.
Mack spojrzał na Joannę.
- Lubisz tequilę?
- Nigdy nie piłam i nie zamierzam dziś zaczynać. Wypiję swoje piwo i wystarczy.
- Rezygnujesz z jednego z największych uroków tego świata.
- Ani myślę się upijać.
- Tequila nie upija, tequila rozjaśnia umysł.
- Ciekawe w jaki sposób?
- Uwalnia od zbędnych zmartwień.
Joanna obrzuciła Macka surowym spojrzeniem.
- Uważasz, że troska o siostrę to zbędne zmartwienie?
- Absolutnie nie, sądzę natomiast, że nie należy przez cały czas trapić się czymś, na co nie
masz wpływu.
- Chcesz powiedzieć, że nie mamy już żadnego wpływu na to, co dzieje się z moją
siostrą?
- Wpływ ma przede wszystkim Bóg. A na razie pokażę ci, jak pić tequilę. Jeśli nie zrobisz
tego odpowiednio, nigdy już nie będziesz chciała jej spróbować.
Joanna nie spuszczała z niego wzroku.
- Twoim zdaniem lekarze nic nie mają do tego, czy ich pacjenci żyją czy nie?
- Bardzo przemawiają mi do przekonania słowa dawnego lekarza wojskowego, który na
polu bitwy mawiał:  Ja leczę, a Bóg uzdrawia . Teraz patrz uważnie. - Na zgięcie kciuka
lewej ręki nasypał sól, prawą sięgnął po szklaneczkę, po czym zlizał sól i jednym haustem
połknął tequilę. Potem jednak zignorował cytrynę i pociągnął łyk piwa. - Znakomite
połączenie - oświadczył.
Joanna podniosła nieufnie szkło i powąchała; trunek miał ostry, zdecydowany aromat.
Zacisnęła palce na nosie i podniosła szklaneczkę do ust.
- Na Boga, Joanno! Masz to wypić, a nie nurkować w tym.
Joanna uśmiechnęła się, zrazu niewyraznie, ale potem coraz szerzej, aż wreszcie
wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Tak lepiej! - powiedział Mack. - No to bierz się do dzieła.
Joanna zlizała sól, jednym łykiem przełknęła tequilę i popiła piwem. Czekała na jakieś
straszliwe pieczenie, ale wcale się nie pojawiło.
- Niezłe - powiedziała - całkiem niezłe.
Mack kiwnął na kelnerkę.
- %7łeby tequila właściwie podziałała, trzeba wypić dwie. Ale mówiąc szczerze, dopiero po
trzech wszystko zaczyna wyglądać naprawdę na tak nowiutkie, jak spod igły.
Joanna uśmiechem skwitowała żart Macka. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że przez
sześć miesięcy, które upłynęły od rozstania z Jakiem, ani razu nie była na mieście. Mack poza
szpitalem wyglądał zupełnie inaczej, wyluzowany i swobodny, niczym kowboj, któremu
zawdzięczał swój przydomek. Zmiało to on mógł być Marlboro Man.
- Jesteś żonaty, Mack?
- Poniekąd.
- Jak to rozumieć?
- Tak, że wedle mojej żony mamy ze mnie mąż - odparł Mack i upił duży łyk piwa. -
Wiesz, za mało o niej myślę, nie jestem dostatecznie troskliwy, za dużo czasu spędzam w
szpitalu, a za mało z nią i chłopcami. Uważa, że lepiej się nie widywać.
- Więc żyjecie w separacji?
- Jak na razie.
- Myślisz, że się znowu zejdziecie?
- Mieliśmy rozmawiać o tobie, a nie o mnie.
- Myślisz, że znowu się zejdziecie? - nie ustępowała Joanna.
Kelnerka przyniosła nową kolejkę tequili i piwa. Szybko ją wychylili, a Joanna poczuła
lekki, całkiem przyjemny zawrót głowy. Bardzo fajnie. Mikrofon na małej estradzie ożył i
piosenkarka przedstawiła się jako Patsy Williams.
- Jak, dobra jest? - zainteresowała się Joanna.
- Zależy od kawałka.
Patsy miała miły, słodki głos, który dobrze brzmiał z gitarą, piosenka jednak, Byłeś moją
największą słabością, była bardzo łzawa. Joanna odchyliła się na krześle i zaczęła myśleć o
Jake u. Przez pół roku nie mogła się z tym uporać, bez względu na to, co robiła. Wydawało
się to wręcz jakimś uzależnieniem.
- Myślisz, że każdy ma jakąś osobę, która jest jego słabością?
- Jasne.
Joanna w zamyśleniu pociągnęła łyk piwa.
- Jak to się dzieje, że wpadamy w coś takiego?
- To całkiem proste - powiedział Mack. - Z początku obie osoby pokazują swe najlepsze
strony, w związku tym silnie się ze sobą wiążą. Dalej, ponieważ siebie uważasz za istotę
doskonałą, takiej samej doskonałości oczekujesz po drugiej stronie. Z czasem jednak po
tamtej stronie ujawniają się różne wady i braki, okazuje się więc, że jesteś związana z osobą
nie tylko niedoskonałą, ale może wręcz marną. Wiesz już dobrze, że powinnaś zerwać, ale nie
możesz. I tak to wszystko w tobie siedzi: wady i związek. - Po wargach Macka przemknął
uśmieszek. - To bardzo częsty układ.
Joanna odpowiedziała mu uśmiechem.
- To mi przypomina taki film z Joan Bennett i Danem Duryea Scarlet Street. Ona mówi:
 Gdybym miała trochę pomyślunku, zerwałabym z tobą , a on na to:  Ale nie masz .
Mack zachichotał.
- Lubisz stare filmy?
- Tak, sprzed 1960 i koniecznie czarno-białe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \