[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie możemy jej nazwać, synku. Pan Jorgensen ją kupi, więc pewnie sam będzie
chciał nadać jej imię.
21
- Nie możemy jej zatrzymać?
- Chris... - Abby spojrzała na niego, potem na Bena. - Przecież wiecie, że nie.
Rozmawialiśmy o tym.
- Ale mnie i Bena nie sprzedałaś.
- Konie rosną szybciej - wtrącił Dylan. - Pewnego dnia będziecie mieli własny
dom. A ta klaczka już za kilka miesięcy będzie dorosła.
- Będziemy ją odwiedzać. - Ben najwyrazniej pogodził się z losem.
- Oczywiście - uśmiechnęła się Abby, dumna z takiego dojrzałego syna. - Pan
Jorgensen jest bardzo miły.
- Będziemy mogli patrzeć, jak Gladys rodzi?
- Jeśli nie będziecie akurat w szkole. - Abby usłyszała warkot silnika i spojrzała na
swe ręce. Dopiero teraz zauważyła, że są we krwi. - To na pewno weterynarz. Muszę się
umyć.
Chłopcy byli tak przejęci, że długo nie chcieli iść spać. Abby pozwoliła im jeszcze
pożegnać się ze zrebaczkiem, a potem, przyjemnie zmęczona, usiadła przy kominku w
salonie.
- Co za dzień! - westchnął Dylan, siadając obok niej. - Jeszcze jaki. Tak się cieszę,
że chłopcy przy tym byli. Nigdy tego nie zapomną.
Ogarnęło ją dziwne, dawno zapomniane uczucie. Pamiętała, jak to jest, kiedy
rodzi się w tobie nowe życie, jak sprowadzasz je na ten niezbyt idealny świat. Czy
jeszcze kiedyś będzie znów nosić w sobie dziecko?
- Zmęczona?
- Trochę.
Abby zapatrzyła się w ogień.
- O czym myślisz?
- Jutro znów zaczniesz mnie pytać, a ja będę musiała ci odpowiedzieć.
- Po to tutaj jestem. Abby. - Nie był już jednak pewien czy na pewno.
- Wiem. Obiecałam i spróbuję tej obietnicy dotrzymać.
- Ale teraz nie będzie żadnych pytań. - Dylan pogładził ja po włosach.
22
Abby zamknęła oczy. Może jednak zostało jeszcze trochę miejsca na marzenia i
tęsknoty...
- Dziś wieczorem chciałabym udawać, że nie ma żadnej książki, żadnych pytań.
Wiedział, że mógłby wywrzeć na nią presję. Czuł. że akurat w tym momencie, w tym
nastroju wyznałaby mu wszystko. Gdyby tylko nacisnął właściwy guzik, odpowiedzi
popłynęłyby same. Powinien tak zrobić. Otoczył ją ramieniem i razem patrzyli w ogień.
- W domu mieliśmy wielki, kamienny kominek. Mama mawiała, że można by na
nim upiec wołu.
- Byłeś szczęśliwy? - W jego objęciach czuła się zadziwiająco dobrze. Spokojnie i
tak... zwyczajnie.
- Tak. Nie zachwycało mnie, że o świcie muszę doić krowy, ale byłem szczęśliwy.
Mieliśmy strumień i ogromny dąb. Siadywałem pod nim, wsłuchiwałem się w szum wody i
czytałem książki. Dzięki nim podróżowałem po całym świecie.
- I postanowiłeś zostać pisarzem.
- Postanowiłem samotnie szerzyć prawdę. Pewnie dlatego na początku wybrałem
dziennikarstwo. Wszedłem w nie z Pierwszą Poprawką do Konstytucji w głowie. -
Zaśmiał się sam z siebie, nie wiedząc jeszcze, że nauczył się tego od niej. - Odkryłem,
że aby coś osiągnąć, często trzeba unurzać się w błocie.
- Prawda... Chyba jest dla ciebie bardzo ważna. - Bez niej reszta to tylko
dekoracja, wykręty. Tak, w tym jestem dobra, pomyślała Abby.
- Dlaczego więc zająłeś się biografiami?
- Bo badanie czyjegoś życia jest fascynujące. Masz jakąś z początku zupełnie ci
obcą osobę, stopniowo poznajesz ją bliżej, analizujesz potknięcia i błędy.
- Czasami błędy bywają prywatne.
- Właśnie dlatego nigdy nie opublikowałem żadnej biografii bez autoryzacji.
- A jeśli któregoś dnia ktoś napisze twoją? Chyba go to rozbawiło. Usłyszała koło
ucha jego ciche parsknięcie. Nie miał pojęcia, że mówiła poważnie.
- Może sam bym to zrobił, ale tak bez owijanie w bawełnę.
- Zrobiłeś kiedyś w życiu coś, czego się wstydzisz?
23
Nie musiał się długo zastanawiać. Każdy mężczyzna po trzydziestce ma coś na
sumieniu.
- Zdarzyło się.
- I napisałbyś o tym? Nie przejmowałbyś się, co inni o tobie pomyślą?
- Z prawdą nie można się targować, Abby. - Przypomniał sobie, co opowiedziała
mu o poczęciu Chrisa, i dodał: - Czasami, kiedy jest dla kogoś bardzo ważna, możesz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]