[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mądry, niezmiernie pyszny z własnej mądrości, pomyślał sobie zaraz, że Sędzia-Królik
pewno chce wypróbować spryt tych ludzi, więc pyta żywo:
 Jakże to, panie sędzio, czy może zapalić się piasek na środku rzeki? Albo czy wodę
można nosić wiklinowym koszem? Nie mogę w to uwierzyć, bo to przeciwne naturze.
 Masz rację  powiada Mądremu Królik z całym spokojem.  Ale ty mi powiedz,
jak krowa może urodzić zrebię albo klacz  cielaka? To też przeciwne naturze. Zabierz więc
z powrotem swoje cielę, a zrebiątko oddaj swemu sąsiadowi Głupiemu.
Spodobało się to orzeczenie Sędziego-Królika mieszkańcom wioski i od tej pory we
wszystkich sporach do niego jako do sędziego się odwoływali.
JAK KROKODYL POSTRADAA SWJ JZYK
Patrzyła raz Wrona na tłustego Krokodyla i aż ślinka napływała jej do dzioba. Umyśliła
więc sobie zabić go jakimś podstępem i tak rzecze:
 Prawdę mówią, miły Krokodylu, że z ciebie stary nieruchawiec. Nie ruszysz się ani
krokiem za ten płytki strumień, choć tak niedaleko masz piękną i o wiele większą rzekę.
 Nigdym o niej nie słyszał  odparł Krokodyl.
 To święta prawda  zaklęła się Wrona.  Mówię to z dobroci serca, bo lubię
każdemu dopomóc.
 A może byś mnie zaprowadziła do tej wielkiej rzeki?  jął prosić głupi Krokodyl.
 Chętnie bym się tam osiedlił.
 Dobrze, zaprowadzę cię  zgodziła się Wrona  to tylko o pół mili stąd. Pewna
jestem, że zwierzę tak duże i silne, jak ty, z łatwością przejdzie ten kawałek drogi.
Krokodyl, zadufały w sobie, przytaknął. Oczywiście, że przejdzie ten kawałek bez
trudu. Za czym ruszyli w drogę: przodem skakała Wrona, a za nią powoli kroczył Krokodyl.
Uszli tak co najmniej milę, aż się Krokodyl odezwie:
 Miła Wrono, chybaśmy już z milę uszli; a gdzież ta twoja rzeka?
 Co mówisz?  odparła Wrona.  Dopiero parę staj zrobiliśmy. Niepodobna, abyś
już był zmęczony: takie duże, mocne zwierzę!
Zawstydził się Krokodyl: jak tu się teraz przyznać, że już mu sił brak? Nie ma rady,
trzeba iść dalej. Na koniec takie go już znużenie ogarnęło, że padł bez czucia na drodze i leżał
nie mogąc nawet ruszyć łapą. A było to już dobre trzy mile od rzeki. Widząc to Wrona roze-
śmiała się na głos i rzecze:
 Słuchaj, ty głupie i tłuste zwierzę! Umrzesz tu niebawem z głodu i pragnienia. Nie
martw się, zjawię się wtedy skosztować twojego ścierwa.
Powiedziała to i odleciała.
A tymczasem nadjechał wozem jakiś poczciwy woznica i ujrzał leżącego na drodze
Krokodyla. Ze łzami w oczach prosiło biedaczysko woznicę, by go zawiózł z powrotem do
rzeki i w ten sposób życic ocalił. Ulitował się woznica nad nieszczęsnym zwierzęciem, ale
wiedząc, że krokodyl to chytra sztuka, związał go wpierw mocnym sznurem, a potem dopiero
ułożył na wozie. Potem skierował wóz ku rzece i stanąwszy nad brzegiem zamierzał złożyć
Krokodyla nad wodą.
 Aaskawy panie  zaczął znów płaczliwie i drżącym głosem Krokodyl.  Miej
litość nade mną. Słaby jestem jak dziecię, a od tego powroza członki mi do szczętu zdrętwia-
ły. Jeśli zostawisz mnie tu, nad brzegiem rzeki, sporo czasu upłynie, zanim się wzmocnię na
tyle, aby odpłynąć na głębię, a tymczasem mogą nadejść zli ludzie, co mnie zabiją. Przeto
błagam cię: wjedz wozem nieco w rzekę, tak aby woda sięgała twoim wołom po uda, i tam
mnie spuść do rzeki.
Woznica tak też uczynił: wjechał w rzekę, tak aby woda sięgała wołom po uda, rozwią-
zał sznur i zepchnął Krokodyla z wozu. A wtedy niegodziwiec kłapnął tylko zębami i już
trzyma w paszczęce goleń jednego wołu.
 Puszczaj, puszczaj, ty niewdzięczny potworze!  krzyczy woznica. Ale Krokodyl
ani myśli puszczać.
A właśnie w tej chwili przyskakał nad rzekę Królik, który chciał ugasić pragnienie, a
widząc z brzegu, co się dzieje, nuż krzyczeć:
 Ościeniem go! Ościeniem go!
Woznica posłuchał rady i tak mocno zdzielił Krokodyla ościeniem, że ów musiał puścić
goleń wołu. Wtedy woznica szybko wyjechał na suchy brzeg, a podziękowawszy Królikowi
za dobrą radę, puścił się w dalszą drogę.
Rozezlony Krokodyl poprzysiągł sobie, że kiedy Królik następnym razem zejdzie pić do
rzeki, nauczy tego wścibskiego rozumu.
Nazajutrz wcześnie rano Krokodyl podpłynął do brzegu rzeki i tam zaczaił się na
Królika. Woda tu jednak była płytka i nie pokrywała całego cielska, tak że grzbiet sterczący
ponad wodę dobrze był widoczny. Ujrzawszy nadchodzącego Królika Krokodyl ani drgnął,
toteż każdy by go wziął za kłodę drzewa. Ale Królika nie na darmo nazywano Mądrym: popa-
trzał bacznie na tę niby-kłodę i zaśpiewał na głos:
Kłody drzewa z prądem płyną
W górą rzeki  krokodyle.
A wtedy Krokodyl, chcąc przekonać Królika, że jest najprawdziwszą kłodą, odpłynął z
prądem na parę stajań. Królik tylko na to czekał: napił się spokojnie i poszedł sobie precz.
Następnego dnia znów zaczaił się Krokodyl na Królika. Leży nieruchomy jak kłoda, a
Królik nadbiega i śpiewa tę samą co wczoraj piosenkę:
Kłody drzewa z prądem płyną
W górę rzeki  krokodyle.
Ale tym razem Krokodyl ani drgnął. Królik pomyślał, że to przecie musi być prawdziwa
kłoda drzewa i pochylił łepek ku wodzie, aby się napić. A wtem Krokodyl haps! chwycił go w
paszczę.
Chwycił, ale nie zjadł od razu: trzymał go w swej ogromnej paszczęce, albowiem
chciał, aby wszystkie zwierzęta dowiedziały się, że nareszcie udało mu się złapać sprytnego
Królika. Pływał więc tu i tam, to w dół, to w górę rzeki, śmigając ogonem i śmiejąc się w
głos:
 Hi, hi, hi!
Królik siadł zaś tymczasem okrakiem na języku Krokodyla, uczepił się go mocno
pazurkami i powiada:
 Wiem o tym, stary głupcze, że potrafisz śmiać się!  Hi, hi. Ale czy potrafisz śmiać
się inaczej? O tak:  Ha, ha, ha.
Na to Krokodyl roześmiał się w głos:
 Ha, ha, ha.
Ale na to, by roześmiać się:  Ha, ha, ha , Krokodyl musiał otworzyć swoją paszczę
bardzo szeroko. Królik tylko na to czekał: w oka mgnieniu wyskoczył z paszczy swojego
wroga i porwał ze sobą jego odgryziony język. I oto wiecie już, dlaczego dziś Krokodyl nie
ma języka.
Królik zaś dał takiego susa, że znalazł się od razu niedaleko brzegu (czy pamiętacie, że
woda była tam całkiem płytka?) i bez większego trudu wydostał się na suchy ląd. Atoli
znalazłszy się na brzegu poczuł się nieco zmęczony, jako że płynął przez chwilę z tym
ciężkim ozorem w pazurach. Nie chciało mu się dłużej dzwigać tego ciężaru, ukrył go przeto
pod jakimś krzakiem. Wędrując zaś do domu spotkał po drodze Kota.
 Jak się masz, przyjacielu  powitał go wesoło Królik. Możeś głodny przypad-
kiem? Jeśli tak, mogę cię poczęstować ozorem.
Po czym opowiedział Kotu całą swoją przygodę z Krokodylem i wytłumaczył przyja-
cielowi, gdzie leży schowany język Krokodyla.
Nie trzeba było Kotu dwa razy tego powtarzać: pobiegł tam co prędzej, ale choć szukał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \