[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zeszła z łóżka, wygładziła pościel i ułożyła schludnie
na powrót poduszki, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ do siebie na wspo­
mnienie gorliwoÅ›ci Jolity i zastanawiajÄ…c, ile jeszcze po­
dobnych zakładów dzisiaj poczyniono. Ona sama przed
snem zajrzaÅ‚a do komnaty brata, po raz czwarty dzisiej­
szego dnia, i stwierdziła, że odzyskuje siły nadspodzie-
150
wanie szybko, zważywszy na charakter obrażeń, jakich
doznaÅ‚. Tak jak poprzedniego wieczoru, sir Owain zo­
stał przy nim, aby zrelacjonować wydarzenia dnia, a ona
życzyÅ‚a im dobrej nocy, w grzeczny, ale nie poufaÅ‚y spo­
sób. Wychodząc, zdusiła rodzącą się myśl, od której jej
serce ścisnęło się boleśnie, że jego obraz, siedzącego przy
łożu brata, będzie ostatnim, jaki zostanie jej w pamięci,
a pocaÅ‚unki w kostki palców ostatnimi, jakimi jÄ… obda­
rzył. Kolejny epizod z jej życia. Skończone, już się nie
powtórzy.
Objęła ramionami przystrojoną wiankiem z kwiatów
kolumnę, gorące łzy zaćmiły oczy i nie dostrzegła, jak
cienie zatańczyły niepewnie, gdy przygasły płomienie
Å›wiec, których knoty powinny zostać już dawno przy­
cięte. Natomiast poczuła powiew chłodnego powietrza
na plecach. KtoÅ› otworzyÅ‚ drzwi i zamknÄ…Å‚ je cicho z po­
wrotem. OdwróciÅ‚a lekko gÅ‚owÄ™, spodziewajÄ…c siÄ™ zoba­
czyć Saskie, która pewnie doszÅ‚a do wniosku, że nie mo­
że się położyć, nie sprawdziwszy, jak jej pani się miewa.
Ale to nie była Saskia.
StaÅ‚ przy drzwiach, jakby go sobie wyczarowaÅ‚a. Wy­
soki, muskularny, z ciemnymi wÅ‚osami na klatce piersio­
wej, z prześcieradłem zamotanym na biodrach.
- Eloise - powiedział.
Nie odezwała się, oszołomiona, a zresztą jaki był
sens protestować przeciwko jego obecności, skoro
przed chwilą tak jej gorąco pragnęła. Pierwsze słowo,
które przyszÅ‚o jej na myÅ›l i które bezwiednie wyszep­
tała, brzmiało  nie" i nie odniosło żadnego skutku
151
poza lekkim uÅ›miechem, jaki pojawiÅ‚ siÄ™ na jego twa­
rzy, co jej dodało odwagi:
- Nie... nie możesz - powiedziała, a umysł podsunął
jej szatańską myśl, jak go ugodzić, zranić tak, jak on ją
zranił. Pozwolić mu ten jeden, jedyny raz, a potem niech
cierpi, wspomina, jak ona wspominaÅ‚a. Jutro rano prze­
cież nie będzie jej już tutaj. Równie nagle jak przyszła,
pokusa zgasła. - Nie, nie mogę tego zrobić.
- Nie możesz, moja piękna?
Uśmiech zgasł, stał przy niej, odrywając jej palce od
kolumny, rozchylajÄ…c je jeden po drugim jak pÅ‚atki kwia­
tu. WiedziaÅ‚ już, jak sprzeczne i silne miotajÄ… niÄ… uczu­
cia, że w każdej chwili może zapÅ‚onąć gniewem, goto­
wa boleśnie ranić siebie, byle tylko jego zranić. Wiedział
też, jak jest krucha, wrażliwa i bezbronna wobec emocji,
które nieÅ›wiadomie wzbudziÅ‚ dwa lata temu. Teraz, czu­
jÄ…c, jak drży, jak z lÄ™kiem odsuwa siÄ™ od niego, zrozu­
miał, ile złego uczynił jej ostatni niezgrabny kochanek.
Zmarły mąż.
Przestał odrywać jej palce od kolumny i cofnął się,
stając w pobliżu świec. W ich świetle zobaczyła ślady,
jakie zostawiła tarcza na jego piersi, kiedy przyjmował
ciosy kopii przeciwników, obrzęknięte, poznaczone
podbiegniÄ™tymi krwiÄ… siniaki na barkach i ramio­
nach, odciśnięty kształt wysokiego siodła na udach.
Nie wspomniał o nich dotąd, nie zamierzał się nimi
chwalić, ale zdarzyÅ‚o siÄ™ tak, że to na ich widok zni­
kÅ‚y jej obawy, roztopiÅ‚a siÄ™ gorycz i zalaÅ‚a jÄ… fala czu­
łości. Zobaczył, jak zmienia się jej wciąż mokra od
152
Å‚ez twarz, jak Eloise powoli do niego podchodzi, jakby
każdy krok stawiała z wysiłkiem.
Delikatne palce dotknęły czerwono-niebieskich miejsc
na ramionach.
- Zaopiekuj się mną, Eloise - wyszeptał. - Wylecz jak
Rolpha. Nagrodz mnie. - Rozwiązał plecionkę z łodyg
babki i jej włosy opadły jedwabistą falą na plecy.
PrzyÅ‚ożyÅ‚a usta do miejsca, którego przedtem dotyka­
ły jej palce i zobaczyła, że drgnął, jakby położyła kojący
balsam. Przesuwała delikatnie po jego skórze palcami,
a w Å›lad za nimi wÄ™drowaÅ‚y jej wargi, odkrywajÄ…c pręż­
ność muskułów, jędrność skóry. Pieściła ją oddechem,
świadoma, w jak odmienny sposób jest traktowana, jak
on poddaje się jej rytmowi, zamiast rzucić ją na łóżko
i zmusić do znoszenia pospiesznych, szorstkich piesz­
czot. Włosy opadły jej na twarz, odsunęła je i zapytała
cicho:
-Nie jestem odpowiednio ubrana na takÄ… chwilÄ™,
prawda?
- Nie, nie jesteś - potwierdził, a jego ręce rozluzniły
węzeł prześcieradła.
Usłyszała, jak wciąga głęboko powietrze, kiedy opadło,
odsÅ‚aniajÄ…c jej ciaÅ‚o, w którym Å›wiatÅ‚o Å›wiec rzezbiÅ‚o cie­
nie na połyskującej skórze. Po raz pierwszy w życiu mogła
rozkoszować siÄ™ peÅ‚nym podziwu wzrokiem kochanka, pa­
trzeć, jak rozchylają się z pożądaniem jego usta.
Brak doświadczenia zatrzymał Eloise w pół drogi
i utkwiwszy wzrok w skręconych włosach na jego piersi,
zaczęła mówić niepewnym głosem:
153
-Wydaje mi siÄ™, że... moje... rany sÄ… innej natu­
ry. Niewidoczne. Niezasłużone. Czy to możliwe... -
Urwała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \