[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Racja - zgodził się Cain
- Prawdę powiedziawszy, wydaje mi się, że podawali to dziś na imprezie u Huttona.
- Tak. To, co pijesz, też prawdopodobnie pochodzi z prywatnych zapasów Huttona.
- Jesteś z nim zaprzyjazniony?
- Nie. - Cain odwrócił się, by dopilnować ognia.
- W takim razie to boska Jo musi być twoją... hmm... przyjaciółką - stwierdziła Christy.
- Wystarczy jedna dziwka Huttona za przyjaciółkę i człowiek przestaje poważnie traktować swoich
wrogów.
Christy była zaszokowana pogardą brzmiącą w jego głosie.
- Brzmi to jak skarga odrzuconego amanta - powiedziała.
- To raczej ona może się czuć odrzucona.
- To znaczy?
- Dlaczego cię to interesuje, Ruda?
- Jestem reporterką - odparła pospiesznie. - Zadaję różne pytania.
- Jezu. Dziennikarka.
- W twoich ustach brzmi to gorzej niż  włamywaczka
- Kochanie, sto razy wolałbym mieć do czynienia z uczciwą włamywaczka. Przynajmniej zawsze
wiadomo, co takiej chodzi po głowie.
Wstał i podszedł do barku, który kiedyś musiał być lodówką. Wyjął butelkę w kształcie banjo, nalał
sobie kolejną porcję i pochylił się nad ogniem. Z wprawą trzymał szklankę, ogrzewając ją w
dłoniach. Jednocześnie cały czas obserwował Christy. Jego oczy miały kolor ognia, ale były chłodne,
obserwowały obiekt, jakby próbowały zadecydować, czy jest godny uwagi, niebezpieczny, czy może
zupełnie nieszkodliwy.
- Czy dziś wieczorem u Huttona pracowałaś nad kolejnym reportażem? - zapytał w końcu.
- Tak, to miał być reportaż z pokazu.
- A dokładnie, co to znaczy?
- Piszę dla  Horyzontu - wyjaśniła Christy.
Cain nie odpowiedział.
- To magazyn mody - dodała.
- Widziałem go kiedyś.
- Ach, tak.
40
Pociągnęła kolejny łyk.
- A więc jesteś jeszcze jednym ze sługusów Huttona.
- Nie jestem na niczyich usługach. Ani w życiu, ani w pracy. Jestem równie obiektywna w tym, co
robię, jak krytycy wobec sztuki.
Cain zasalutował ironicznie szklanką.
- A więc po prostu mówisz kobietom, dlaczego powinny nosić towar Huttona, chociaż wygląda jak
chłam z podrzędnego sklepu z tanią odzieżą.
Christy o mało się nie udławiła potężnym łykiem alkoholu. Próbując złapać oddech, śmiała się i
kaszlała jednocześnie. Wreszcie otarła łzy i zauważyła, że Cain się jej przygląda. Tym razem jednak
dostrzegła w jego oczach uśmiech.
- Nie zajmuję się chłamem - powiedziała ochryple. - Zostawiam to Myrze.
- A kto to taki? Kolejna modelka?
- Nie, moja szefowa, przynajmniej dopóki mnie nie wyleje.
- A ma zamiar?
Christy wzruszyła ramionami. Zdała sobie sprawę, że Cain niepostrzeżenie skierował rozmowę na
jej temat. Teraz to on zadawał pytania. Zazwyczaj Christy na to nie pozwalała.
- Czy dziś wieczorem próbowałaś zdążyć przed konkurencją?
- Nowa kolekcja Huttona prawdopodobnie by ci się spodobała - powiedziała zaczepnie Christy. -
Same motywy Anasazich.
Cain przechylił szklankę, wdychając przez chwilę aromat alkoholu. Pozwolił, by łyk złocistego
trunku spłynął mu do gardła.
- Jesteś pewna, że Anasazich? - zapytał bez emocji.
- Tak.
- A skąd wiesz?
- Po prostu. Widziałam kolekcję - odparła Christy.
- Gdzie? W domu?
- Nie, w stajni.
- Chwileczkę, niech to sobie poukładam - powiedział Cain. - Przyjechałaś, żeby zrobić reportaż o
nowej kolekcji Huttona, ale kiedy w stajni zaczął się pokaz, wcale cię tam nie było.
- Przegapiłam oficjalny pokaz, ale widziałam wcześniej niektóre tkaniny. Czernie, biele i szarości.
Nietypowe wzory geometryczne, zupełnie takie jak na tej misie na stole.
- Pochodzi z pózniejszego okresu - wyjaśnił Cain. Najwyrazniej domyślił się, że Christy usiłuje
zmienić temat.
- Wszystkie motywy były uderzające, zwłaszcza dziwne dziecięce figurki - ciągnęła Christy.
- To Kokopelli.
Pełen napięcia głos i wymowne spojrzenie Caina przekonały Christy, że Kokopelli to coś więcej niż
tylko wzór. Po chwili przypomniała sobie, że Johnny użył tego słowa jako argumentu, by sprowadzić
Autry ego. I Huttona. Najwyrazniej  Kokopelli było słowem-kluczem. Zastanawiała się, czy Jo-Jo
także o tym wie.
Posłużył się nim Johnny, pomyślała. Cain sądzi, że to właśnie on go postrzelił. Z kolei Johnny jest
powiązany z Huttonem, a Hutton z Jo-Jo. Czy to dlatego jej siostra boi się Caina? Czy to z jego
powodu się ukrywa?
- Co to znaczy Kokopelli? - zapytała.
- To bożek Anasazich, garbus, który gra na fletni i ma niepohamowany apetyt seksualny.
- Symbol płodności?
- Raczej symbol nieposkromionej żądzy.
- To dość dziwny wybór jak na motyw do damskiej kolekcji.
- Nie przy takim doborze modelek. Hutton dobrze wie, co sprzedaje, i wie jak to sprzedać.
Pogarda i jeszcze coś nieokreślonego w głosie mężczyzny sprawiły, że pomimo wypitej brandy i
ognia w kominku Christy poczuła nagły chłód.
A jednak nie bała się Caina. Była czujna, ostrożna i wyprowadzona z równowagi, ale gdzieś w głębi
41
czuła, że jej nie skrzywdzi. Przynajmniej fizycznie. Nie był typem, któremu zadawanie bólu
sprawiałoby przyjemność.
W takim razie jak to się stało, że zabił człowieka? I czy to prawda, że ktoś chciał zabić jego?
Nagle Christy uświadomiła sobie, że cisza trwa już zbyt długo, a złoto-brązowe oczy Caina uważnie
ją obserwują. Zaczęła więc mówić o pierwszej rzeczy jaka przyszła jej do głowy, nie związanej ze
śmiercią ani z Jo-Jo.
- Tkaniny są oczywiście miękkie, nie tak sztywne jak glina, ale wzory Huttona wyglądają na nich
całkiem niezle. Są intrygujące, prymitywne, a jednocześnie skomplikowane dzięki odpowiednio
wyważonej asymetrii.
Cain milczał.
- Po tych mdłych pastelach, jakimi nas raczył w ubiegłych sezonach, to naprawdę powiew
świeżości.
- Nie lubisz go, co?
Christy poczuła się zakłopotana przenikliwością Caina. Zazwyczaj ludziom nie udawało się czytać
w niej jak w otwartej księdze. Jej reakcje również na ogół były rozsądniejsze.
- Nie muszę go lubić, żeby o nim pisać.
- Spotkałaś się z nim kiedyś?
- Pewnie. Czemu pytasz?
- Większość kobiet mdleje z zachwytu na jego widok - powiedział Cain, uśmiechając się lodowato.
- Ja nie należę do tej większości.
- Chyba rzeczywiście. Ty jesteś kobietą, którą złapałem, kiedy uciekała na czworakach przed
strażnikami Huttona.
Christy pociągnęła łyk armagnacu, czując, że gra na zwłokę. Wkrótce będzie musiała odkryć karty.
Albo powie Cainowi prawdę, albo pośle go do diabła. Wolałaby raczej wyznać wszystko, i to nie
tylko dlatego, że taki miała zwyczaj. Po prostu nie potrafiła dłużej walczyć z przekonaniem, że może [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \