[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wyślijcie natychmiast kogoś do wójta z prośbą, by przybył tu jak najszybciej. I
przygotuj konie dla nas wszystkich!
- Oczywiście, wasza wysokość.
Oczy Molly pociemniały ze smutku. Doskonale zdawała sobie sprawę, że do
zwykłego szlachcica czy barona zwracano się jaśnie panie . Ktoś, kogo tytułowano wasza
wysokość , musiał stać dużo wyżej.
Tancred uśmiechnął się do niej z dumą, nieco przekornie. Zrozumiał, że tego się nie
spodziewała.
- Jaki jest tutejszy wójt? - zapytał dziewczynę Alexander.
Zamyśliła się.
- Sądzę, że nie jest najgorszy. Ale nie jest... Nigdy go nie widziałam, ale...
Choć nie dokończyła zdania, i tak zrozumieli, co miała na myśli. Nieszczególnie
przyjemny?
Wkrótce przybył wójt i w krótkich słowach wprowadzono go w całą sprawę. Młodzi
byli już przebrani i wszyscy dosiedli koni.
- Molly, ty wskażesz drogę do Starego Askinge - rozkazał Alexander.
Zapytał wójta, czy coś mu wiadomo o ruinach.
- Nigdy tam nie byłem - orzekł wójt. - Znajdują się na prywatnym terenie, niedaleko
nowego dworu. Ale słyszałem o nich.
Miał grozny wyraz twarzy, co było charakterystyczne dla większości przedstawicieli
królewskiej władzy, pragnących w ten sposób wzbudzić respekt. Ale potwierdziły się słowa
Molly, spotkali już gorszych wójtów.
Molly wahała się.
- Najprostsza droga wiedzie przez Nawe Askinge. Ale sądzę, że...
- Tego powinniśmy uniknąć - stwierdziła szybko Cecylia. - Czy możesz spróbować
pokazać nam mniej więcej tę drogę, którą szedł Tancred?
- Tak, chciałbym ujrzeć księżycową ścieżkę w dziennym świetle. Może w ten sposób
przynajmniej częściowa wymażę z pamięci ten koszmar.
- Las i w dzień sprawia wrażenie zaczarowanego - powiedziała Molly, zachrypnięta.
Nie była jeszcze całkiem zdrowa. - Spróbuję, chociaż on chyba trochę błądził.
- Trochę? - oburzył się Tancred. - Biegałem w kółko jak przestraszony zając w
nieskończenie głębokim lesie.
Jeśli ma być traktowany jak niezdara, to równie dobrze sam może się w takim świetle
przedstawić. Molly i tak na pewno straciła już do niego szacunek.
Odnalazła ścieżkę; pojechali nią. Tamtej nocy Tancred nie widział żadnej ścieżki, ale
być może w tym miejscu w ogóle nie był.
Posuwali się w milczeniu. Tancred, otrzymawszy dodatkowe wyjaśnienia, ponownie
analizował minione wydarzenia. Nie zdołał jednak zebrać myśli, był chyba nadal zbyt słaby.
Uporczywie powracało jedno pytanie: dlaczego Holzenstern i Dieter kłamali, mówiąc
o Starym Askinge?
Alexander i wójt zgodzili się, że tę właśnie zagadkę trzeba rozwiązać przede
wszystkim. Potem będą mogli myśleć o Jessice Cross.
Chwilami Molly miała wątpliwości, czy wybrali dobrą drogę. Nie była to wcale
dziwne; Tancred nie mógł pojąć, jak w ogóle zachowywała orientację w tym bezkresnym
lesie.
Nagle wykrzyknął:
- Tu zaczynają się stare drzewa! Spójrzcie na porosty, są takie, jak mówiłem!
- Masz rację - odpowiedziała Molly. - Jesteśmy już niedaleko.
Chwilę pózniej Cecylia stwierdziła:
- To musi być twoja zaczarowana ścieżka, Tancredzie.
Przystanęli.
- Ależ tak, to ona!
- Pojmuję, jak się musiałeś czuć. - Alexander aż się wzdrygnął.
Pozostali pokiwali głowami. Zcieżki nie oświetlał teraz blask księżyca, a i tak
przejmowała strachem. Stare, pochylone drzewa rosły gęsto obok siebie, porosty zwieszały
się nad ich głowami. Dróżka ginęła w groznej ciemności między pniami.
- Miłe miejsce - mruknął wójt.
Ruszyli naprzód.
Jechali w całkowitym milczeniu, Poddając się panującemu tu nastrojowi. Wszyscy
myśleli, że niebezpiecznie jest tędy chodzić, zwłaszcza że raz po raz słychać było osuwające
się na ziemię gałęzie.
Tancred bardzo się cieszył, że tym razem towarzyszy mu wiele osób. Zadowolony był
również, że nie jedzie jako ostatni. Jak mógł przyjść tu w nocy sam jeden?
Zcieżka zakręciła, a przed nimi rozpostarło się Stare Askinge w całej swej
przerażającej postaci i niesamowitej aurze.
- Niech Bóg ma nas w swojej opiece - szepnął Alexander. - Mój biedny chłopiec!
Bardzo miłe ze strony ojca, że tak myśli, ale mógłby nieco uważać na słowa teraz,
kiedy jest z nami Molly! pomyślał Tancred.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]