[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie wiedziała, jak długo jezdziła i jakimi ścieżkami.
Wiedziała tylko, że nie zniesie już dłużej krwi, brudu
i bólu. Nad White Creek, toczącą swe wezbrane wody,
zatrzymała się i zsunęła z siodła. Azy nadal płynęły.
Jednak jakiś głos podpowiadał jej, że prawo w końcu
Generated by Foxit PDF Creator Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
dosięgnie zbrodniarza.
Trzymając konia za uzdę, szła brzegiem rzeki. Roz-
miękła ziemia uginała się pod jej stopami. Co tu robiła,
w tej posępnej, surowej krainie, gdzie jeśli człowieka
nie zniszczą kaprysy natury, to zabiją go inni ludzie?
Co ją powstrzymywało od przekazania gospodarstwa
bratu i powrotu do Filadelfii?
Ciało jej przebiegł dresz. Była przestraszona, zła
i zmęczona. Rzuciła się na młodą trawę i wybuchnęła
głośnym płaczem.
" Nie, nie jadę do Cheyenne - powtórzył Logan.
- Kto jak kto, ale ty powinnaś o tym wiedzieć.
" Nigdy dotąd nie opuściłeś tego przyjęcia u John-
sonów - zauważyła Mary Rosa, wychodząc ze spiżar-
ni z jakimiś słoikami w koszyku. - Inni mogą poczuć
się zawiedzeni... szczególnie Melissa - dodała z uda-
ną naiwnością w oczach.
" Wielkie nieba, Mary Rosa! Odkąd to tak ci spie-
szno zobaczyć mnie na ślubnym kobiercu? - Wesoły
ton głosu Logana nie odpowiadał jego zasępionej twa-
rzy.
" Ty i Melissa, zdaje się, przyjazniliście się kiedyś
ze sobą...
" Mniejsza z tym - zmarszczył brwi. - Sprawy
sercowe są moją prywatną sprawą.
" Mówisz jak mężczyzna, który ma na widoku inną
kandydatkę. Na przykład, powiedzmy, córkę owcza-
rza.
" Nie mam czasu na takie ględzenia - rzekł sucho
mężczyzna.
" Dziwne, że jak na człowieka, któremu bardzo się
śpieszy, miałeś czas wykąpać się i wpałaszować tę po-
trawkę z kurczęcia.
" Jasne, przecież trzeba dbać o siebie - odsunął
pusty talerz.
W przeciągu ostatnich dwóch tygodni nic szczegól-
nego się nie wydarzyło. Bydło zostało zagnane na miej-
sce bez przeszkód, jednak końcowe straty okazały się
ogromne. Około trzech tysięcy sztuk. Dodając do tego
ubytki spowodowane dwiema poprzednimi zamiecia-
mi, zima zadała hodowcom prawdziwy cios. Szcze-
gólnie dotkliwy okazał się on dla mniejszych rancz,
takich jak Bromleyów czy Morrisów. Logan miał nad-
zieję przetrwać.
Miał też nadzieję na spotkanie z Katherine. Zaim-
ponowała mu swoją postawą tam, przy południowym
ogrodzeniu. Natomiast Daniel budził troskę. Znając się
trochę na ludziach Logan wiedział, że chłopak nie da-
ruje mu tamtego upokorzenia.
Do tego wszystkiego dochodziła rzecz najbardziej
niepokojąca. Okupione licznymi ofiarami wejście stada
Generated by Foxit PDF Creator Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
podczas śnieżycy na ogrodzenie Thornów narobiło
strasznego rumoru wśród ranczerów. Już nie winiono
zamieci, winiono druty i ludzi, którzy się przy nich
upierali. Pół biedy, dopóki sarkania i grozby stanowiły
tylko element sąsiedzkich pogaduszek. Mogła jednak
nadejść chwila...
" Jest tam ktoś? - rozległ się męski głos, po czym
drzwi otworzyły się i stanął w nich szeryf Dorn.
" Bob, ty stary piep... - Logan przerwał, obrzuca-
jąc ciotkę wesołym spojrzeniem.
Mary Rosa powitała gościa najjaśniejszym ze swo-
ich uśmiechów.
- Bob, nie stercz tak na progu, tylko wchodz, siadaj
i mów, co byś zjadł.
Szeryf wszedł na czyste, sosnowe deski podłogi
z brzękiem ostróg i stukiem obcasów.
- Jadę do fortu Laramie po odbiór dwóch
więzniów, których tam dla mnie przetrzymują -
wyjaśnił, kładąc na krześle brązowy kapelusz.
Mary Rosa postawiła przed szeryfem talerz
z połówką duszonego kurczaka i pajdą ciemnego
chleba.
- Trochę zboczyłeś z drogi, Bob. Czyżbyś zabłą-
dził? - zapytała przekornie.
Szeryf z trudem oderwał wzrok od smakowicie
wyglądającej potrawy.
- Nie sądzę - powiedział z wielką powagą. - Cho-
ciaż nie mam nic przeciwko zbaczaniu z drogi, jeśli
nagrodą mają być twoje smakołyki, Mary Rosa.
Logan zauważył zdradliwe rumieńce na policzkach
cioteczki. Tych dwoje było gorszych od pary dziecia-
ków. Jeżeli Bob przyjechał tu w zaloty, to on, Logan,
był całkowicie zbędną osobą.
Pod pierwszym lepszym pretekstem przeprosił ich
i poszedł do swego pokoju. Wyjął z komody kilka ko-
szul i pozostałą zapasową bieliznę. Teraz jedynie mu-
siał uprzedzić ciotkę, że wyjeżdża. Wchodząc do ku-
chni, usłyszał słowa Dorna:
" Nie spodziewałem się, że panna Thorn aż tak to
przyjmie.
" To znaczy, co się stało? - zapytał Logan z nie-
pokojem w głosie. Usiadł przy stole, ściskając pod pa-
chą tłumok z bielizną.
" Wybrałem się na ich ranczo, aby powiedzieć im,
że nie znalazłem mordercy starego Thorna i że
w związku z tym zmuszony jestem zamknąć sprawę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \