[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przecież ksiądz wie, że to się stało z mojej winy. Byłem niedobry i gdybym wyzdrowiał,
mógłbym znowu stać się takim. Dlatego wolę raczej być chory. A co więcej...  Co
więcej?...
 Gdybym wyzdrowiał, ksiądz nie przychodziłby mnie odwiedzać. Niech mi ksiądz
coś opowie.  A więc dobrze, słuchaj! W La Salette, w jednej z wiosek Delfinatu,
objawiła się Matka Boża dwojgu małym pastuszkom: Maksyminowi, który jest w twoim
wieku, oraz piętnastoletniej dziewczynce, która ma na imię Melania. Dzieci widziały Ją na
łące, gdzie pasty krowy.
 A jak Ona wyglądała?  Cudnie! Była ubrana w suknię białą jak śnieg,
ozdobioną perłami. Na głowie miała wianek z róż. Na nogach zaś złote buciki,
przystrojone pięknymi kwiatami. Ale twarz ukrywała w dłoniach i płakała.  A dlaczego
płakała?  Powiedziała to dzieciom. Płakała nad Francją i przepowiadała wielkie
nieszczęścia, ponieważ ludzie nie szanują dni świętych, nie chodzą na Mszę świętą i
swoimi bluznierstwami pobudzają Pana Boga do gniewu.
 Przecież w Ars wszyscy ludzie chodzą na Mszę świętą w niedzielę i nikt nie
przeklina.  Tak, ale nie wszędzie we Francji jest tak jak w Ars. Matka Najświętsza
zapowiedziała czasy głodu i nędzy. Już na Boże Narodzenie ma zabraknąć ziemniaków, a
winogrona zgniją na krzewach.
 Czy to były dzieci bardzo pobożne, te, którym ukazała się Matka Boża?  Nie
wiem  odrzekł proboszcz, kręcąc głową.  Maksymin zaledwie umiał odmawiać Ojcze
nasz, a Melania nie znała nawet tej modlitwy.  I Matka Boska im się objawiła?... 
zapytał Piotruś zamyślony.
137
 Pan Bóg udziela swoich łask, komu chce. Nie patrzy na nasze zasługi. Na swoje
narzędzie może wybrać byle, kogo. Ale już muszę iść. Czekają na mnie penitenci. Mój
mały Piotrusiu, ofiaruj Panu Bogu wszystkie swoje cierpienia. Ksiądz pobłogosławił
dziecko i odszedł.
Szedł wzdłuż ulicy pełnej ludzi, którzy pozdrawiali go z szacunkiem. Przechodząc
obok pewnego straganu, usłyszał, jak młody chłopiec głośno zachwalał swój towar: 
Portrety świętego proboszcza! Kupujcie portrety księdza Vianneya!
 Na miłość boską, Bernaś, co się tak wydzierasz, jakbyś miał nóż na gardle?
zagadnął kapłan, podchodząc i biorąc do ręki jeden z portretów.  Ile kosztuje proboszcz
z Ars?  Pół franka  odrzekł Bernaś Matin.  Za taki nędzny portret to za drogo. I to
ma być proboszcz z Ars? Spójrz, jaką ma głupią minę, głupią jak gęś.
 Ludzie się o niego rozbijają  odrzekł młody sprzedawca, zadowolony.  W
takim razie oni także są głupi  stwierdził proboszcz, odkładając z powrotem portret, i
odszedł.  Po pół franka proboszcz z Ars  powtórzył sprzedawca.
Przez dłuższy czas ksiądz Vianney opierał się sprzedaży swoich portretów w
kioskach. W końcu ustąpił, żeby nie pozbawiać sprzedawców znacznego zarobku. Nie
lubił jednak tego rodzaju handlu.
Zresztą tej jesieni, 1846 roku, miał dosyć innych kłopotów. Kilka tygodni temu
przyjechał do Ars podprefekt z Trevoux, żeby zwizytować Dom Opatrzności. Jeżeli z
jednej strony stwierdził, że dzieci miały dobrą opiekę i były dobrze zapoznane ze
sprawami potrzebnymi do prowadzenia gospodarstwa, to z drugiej, przeciwnie, były
zaniedbane w innych dziedzinach wiedzy.
 Niech ksiądz patrzy, księże proboszczu  zwrócił uwagę wysoki urzędnik  te
dziewczęta nauczyły się prząść, szyć i robić na drutach, ale nie znają zupełnie ortografii. A
co gorsza, że ich nauczycielka zdaje się niewiele więcej umieć.
 Czy nie uważa pan, panie prefekcie, że dla tych dzieci umieć prząść i robić na
drutach znaczy więcej niż poprawnie pisać?  Księże proboszczu, cóż to za szkoła, w
której sama nauczycielka nie zna ortografii.  Po prostu, dlatego, że poczciwa Katarzyna
Lassagne nie miała czasu na kształcenie się. Mogłem jej zapewnić zaledwie kilka miesięcy
nauki.
Wobec tego trzeba ją zmienić. Nie możemy tolerować nauczycielki, która nie zna
ortografii. Po tej rozmowie ksiądz Vianney nie mógł się powstrzymać, by nie zwierzyć się
ze swego zmartwienia księdzu Raymondowi, który od roku był jego wikarym.
 Niech, więc ksiądz wezmie na nauczycielki zakonnice. Siostry Józefitki chętnie
przyjdą do Ars.  W takim razie od razu mógłbym ubrać w habity nauczycielki z Domu
Opatrzności. Wystarczy ufarbować na czarno ich ubrania i mamy gotowe zakonnice.
 Oczywiście, ale ten fakt automatycznie nie nauczy ich ortografii. Księdzu
potrzeba prawdziwych sióstr nauczycielek, które mogłyby uczyć tak, żeby podprefekt nie
miał nic do zarzucenia.  Pomyślę o tym  przerwał rozmowę ksiądz proboszcz.
138
Myśl o powierzeniu nauczania siostrom zakonnym na pierwszy rzut oka nie była
do pogardzenia. Ale co wtedy zrobić z tymi poczciwymi duszami, które dotychczas z tak
wielką gorliwością i poświęceniem prowadziły Dom Opatrzności?
Ksiądz Vianney, bardzo zatroskany, udał się do kościoła. Uklęknął przed
tabernakulum, błagając o światło Boże, a następnie poszedł do zakrystii, gdzie od kilku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \