[ Pobierz całość w formacie PDF ]
a on wreszcie może będzie mógł zasnąć. A jednocześnie uświadomił
sobie, że myśli dziwnie niechętnie o jej odejściu i o dojmującym
uczuciu samotności.
39
RS
To jakieś gorączkowe, skonstatował w duchu, powracając do
dyktowania.
Pól godziny pózniej Angie zaniknęła notatnik i wstała z krzesła.
Jeżeli ma zdążyć to wszystko wykonać, powinna już wyjść. Rhys leżał
znużony na poduszce. Miał przymknięte powieki, mizerną twarz i
nadal gorączkowe wypieki na policzkach.
Syrop trochę pomógł, ale piersią Rhysa wstrząsał jeszcze od
czasu do czasu męczący kaszel, a Angie zdawało się, że to ona sama
cierpi. Przyniosła drugą szklankę soku pomarańczowego i podała mu
proszki.
- Proszę wziąć jeszcze dwie aspiryny. Trzeba obniżyć
temperaturę.
Patrzyła na niego zmartwiona obserwując, jak Rhys potulnie
połyka lekarstwo.
- Czy ktoś nie mógłby z panem przez jakiś czas pomieszkać? -
spytała. - Przykro mi, że muszę zostawić pana samego. - Nie miał
rodziny, to wiedziała. Ale może jest ktoś bliski, powiedzmy, trudno jej
było nawet w duchu wyrazić to słowo, kochanka?
Nadal z zamkniętymi oczami, Rhys pokręcił przecząco głową.
- Nic mi nie będzie. Powinna już pani iść. I niech pani pamięta o
telefonie do Rona Andersona.
- Oczywiście. Wpadnę do pana pózniej. Jeżeli będzie pan czegoś
potrzebował, proszę zadzwonić do biura, dobrze?
- Mhm. - Uchylił powieki. - Jeszcze raz dzięki. Za wszystko.
- Nie ma za co, panie Wakefield.
40
RS
Zamknął oczy z nachmurzoną miną. Coś powiedziała nie tak jak
trzeba. Gdy była w drzwiach, już spał. Spojrzała na niego jeszcze raz z
niespodziewanym poczuciem winy i wyszła z pokoju.
Po południu Angie uświadomiła sobie, że przez cały dzień nie
miała nic w ustach. Postanowiła w czasie przerwy zjeść coś w
miejscowym bufecie. Zebrało się już tam na kawę wielu
pracowników. Rzucali na Angie zaciekawione spojrzenia, gdyż do tej
pory nie zdarzyło się, żeby korzystała z przerw w pracy.
Kupiła sobie jabłko i sok owocowy, po czym zaczęła szukać
wzrokiem wolnego stolika.
- Angie, tutaj. - To był głos Gay.
Obie z Darią siedziały w towarzystwie innych urzędniczek, które
z nie ukrywanym zdziwieniem przyjęły ten przejaw zażyłości Gay
wobec zwykle tak powściągliwej asystentki pana Wakefielda. Angie
zajęła puste krzesło i powitała obie koleżanki z uśmiechem:
- Cześć.
Pozostałe kobiety popatrzyły, jakby zdziwione odkryciem, że
ona w ogóle potrafi się uśmiechać. Po raz pierwszy Angie zaczęła się
zastanawiać, czy nie przesadziła postanawiając, że musi się trzymać
na uboczu, dopóki nie uporządkuje swych osobistych problemów.
Czy rzeczywiście była dotąd tak odstraszająco niedostępna? Nie
zdawała sobie nawet sprawy z tego, że potrafi onieśmielać ludzi.
Poprzednio nigdy nie miała problemów z zawieraniem przyjazni, choć
obecnie zrozumiała, że jej tak zwani przyjaciele pozostawali przede
wszystkim pod wrażeniem jej pozycji społecznej, no i pieniędzy.
41
RS
- June mówiła, że pan Wakefield jest chory - odezwała się Daria
współczująco. - Czy wiesz, co mu dolega?
- To chyba grypa. Ma gorączkę, boli go gardło, głowa i w ogóle
wszystko.
- Widziałaś się z nim, prawda? - spytała Gay, patrząc na Angie z
zaciekawieniem.
- Zaniosłam mu parę dokumentów do podpisu.
- Założę się, że jako pacjent jest nie do wytrzymania.
- Wygrałaś zakład. - Angie nie mogła powstrzymać chichotu.
Do rozmowy wtrąciła się przystojna blondynka.
- Gdybym miała odwiedzić szefa chorego i obolałego w domu,
chyba umarłabym ze strachu. Ja się go wystarczająco boję, kiedy mija
mnie w holu - stwierdziła, jakby wstrząsając się z przerażenia.
- Tak naprawdę, to on nie jest taki straszny. - Angie nie mogła
się powstrzymać od wypowiedzenia tej opinii. - To po prostu typowy
maniak pracy. Całkowicie pochłaniają go obowiązki zawodowe i
zapomina, że życie, również w biurze, to nie tylko praca.
Poczuła, że się rumieni. Zdała sobie bowiem sprawę, że właśnie
znakomicie scharakteryzowała swoje własne zachowanie w ciągu tych
kilku miesięcy.
Musi się zmienić i nawiązać przyjazne kontakty ze
współpracownikami. I to od razu.
Tego dnia Angie pracowała do szóstej. Zmierzając znużonym
krokiem w stronę samochodu, usiłowała zwalczyć pokusę ponownego
odwiedzenia Rhysa. Przecież nawet jej nie zapraszał. Ewentualne
42
RS
polecenia służbowe mogły z pewnością poczekać do poniedziałku.
Rhys powinien odpocząć przez weekend, a jeśli będzie czegoś
potrzebował, ma przecież telefon i może zadzwonić.
Westchnąwszy głęboko, Angie włożyła klucz do stacyjki.
Pojedzie do Rhysa. Nie miałaby spokoju przez cały wieczór, gdyby
się nie upewniła, że nic mu się złego nie stało.
Troska o mężczyznę tak bardzo niezależnego i liczącego
wyłącznie na własne siły była oczywiście śmieszna. Ale Angie
poznała samotność i łatwo mogła sobie wyobrazić, jak bardzo czułaby
się nieszczęśliwa, gdyby musiała całkiem sama leżeć chora w domu.
Pojedzie do niego, bez względu na to, czy on doceni jej troskliwość.
Nadal nie mogła otrząsnąć się po wysłuchaniu smutnej i wzbudzającej
współczucie historii podrzutka wychowanego bez rodziny i własnego
domu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]