[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ku jej zdumieniu Robert natychmiast je zatrzasnął.
- Hanno... przecież możesz zginąć... możesz zarazić się jakąś grozną chorobą...
- Dostanę szczepionki przeciwko tyfusowi i cholerze...
- Nawet gdyby zaszczepili cię przeciwko wszystkim chorobom znanym ludzkości,
nie możesz tego zrobić!
- Chcesz powiedzieć, że takie rozpieszczone dziecko bogatych rodziców nie zniesie
tej ciężkiej pracy?
- Nigdy nie powiedziałem, że jesteś rozpieszczonym dzieckiem!
- Nie, ale tak myślałeś, prawda? - Z zadowoleniem zauważyła, że jego policzki
czerwienieją. - I miałeś rację, byłam rozpieszczonym dzieckiem. Tak rozpieszczonym, że
mój ojciec trzymał mnie i moją niańkę na najwyższym piętrze domu, żebym nie zakłócała
jego spokoju. Tak rozpieszczonym, że zapisywałam w kalendarzu dni, w których udało mi
się go zobaczyć... w których znalazł chwilę czasu, żeby ze mną porozmawiać.
- Hanno... - mruknął, patrząc na nią z przerażeniem.
- A kiedy dorosłam, rozpieszczał mnie jeszcze bardziej - ciągnęła z goryczą w
głosie. - Nie wysłał mnie do szkoły z internatem, lecz trzymał mnie w domu. Po to, żeby
podczas naszych rzadkich spotkań mógł pytać, jak mi idzie w szkole, i opowiadać mi o
tym, że zawsze chciał mieć utalentowanego syna, który poszedłby w jego ślady. Oraz
tłumaczyć mi, jak jest zawiedziony, mając zamiast tego niezbyt rozgarniętą córkę.
- Hanno, bardzo mi przykro...
111
S
R
- To już przeszłość - stwierdziła pogodniejszym tonem. - Nie widziałam mojego
ojca od dwóch lat i nie zamierzam się z nim spotykać. Muszę żyć swoim własnym życiem,
i to zamierzam robić.
Robert opuścił wzrok, a potem spojrzał jej w oczy.
- Czy jesteś pewna, że chcesz przyjąć tę nową pracę?
- To może być interesujące wyzwanie - mruknęła, wkładając płaszcz.
- Hanno, chyba wiesz, co do ciebie czuję...
- Doprawdy? - spytała, słysząc przyspieszone bicie swego serca.
- Powinnaś to wiedzieć, do diabła! Czy zapomniałaś, co nas łączyło? Jesteś dla mnie
ważna, więc... martwię się o twoją przyszłość.
Być może miesiąc wcześniej to by jej wystarczyło. Być może przed miesiącem z
radością rzuciłaby się w jego ramiona. Ale teraz chciała czegoś więcej. Chciała, by
powiedział, że ją kocha.
- Jak bardzo się martwisz, Robercie? - spytała przez zaciśnięte gardło, oczekując
wyznania miłości. Ale on się na nie nie zdobył.
- Nie mam prawa wtrącać się do twojego życia, Hanno - rzekł cicho. - Więc jeśli
naprawdę tego chcesz...
Chcę ciebie, ty niewrażliwy, uparty durniu! - pomyślała z rozpaczą, odwracając się
w kierunku drzwi.
- Do zobaczenia jutro - rzuciła mu na pożegnanie.
Miała nadzieję, że ją zatrzyma, że pobiegnie za nią. A kiedy tego nie zrobił, ze
łzami w oczach wyszła ze szpitala.
Padał gęsty śnieg i wiał silny, lodowaty wiatr. Pochyliła głowę, by ochronić twarz, i
nie dostrzegła wyjeżdżającego zza rogu samochodu ani nie usłyszała rozpaczliwego pisku
hamulców. Poczuła nagle silny ból w nodze i zdała sobie sprawę, że samochód wlecze ją
po jezdni. Dotarły do niej jakieś stłumione odgłosy... krzyki... tupot stóp... A potem, po raz
pierwszy w życiu, straciła przytomność.
Nie zdawała sobie sprawy, że sanitariusze kładą ją na noszach i wiozą na oddział
nagłych wypadków. Nie widziała przerażonej twarzy Elliota. Nic nie czuła, kiedy Jane
delikatnie mierzyła jej tętno. I nie słyszała rozpaczliwego okrzyku Roberta.
112
S
R
- Chyba będzie lepiej, jeśli ja się nią zajmę - powiedział Elliot, zagradzając mu
drogę.
- Mowy nie ma! - krzyknął Robert. - Ja jestem kierownikiem zmiany. Jeśli nie
zejdziesz mi z drogi, to tak ci przyłożę, że wylądujesz w poczekalni! Jane, EKG,
morfologia, badanie moczu i test guajakowy!
- Zdjęcia klatki piersiowej, miednicy i nóg? - spytała pielęgniarka, szybko
podłączając Hannę do kroplówki.
- Zdjęcia wszystkiego. Chcę mieć zdjęcia wszystkiego.
- Ciśnienie sto trzydzieści na dziewięćdziesiąt, tętno osiemdziesiąt na minutę -
zameldowała Floella.
- To zupełnie niezle jak na kogoś, kto przed chwilą był wleczony przez samochód -
mruknął Elliot, osłuchując klatkę piersiową Hanny. - Mam wrażenie, że jej stan jest o
wiele mniej grozny, niż nam się wydawało.
- Co za idiota zażądał zdjęć wszystkiego? - spytał Craig Larkin, wchodząc do
gabinetu. - Oddział radiologii to nie punkt wywoływania amatorskich fotografii, w którym
można zamawiać wszystko, co komu przyjdzie do głowy.
- Craig... - Jane pokazała mu pacjentkę, a on wydał stłumiony okrzyk przerażenia.
- Dobra, zdjęcia wszystkiego - mruknął, zabierając się do pracy.
- Badanie moczu i test guajakowy w normie - oznajmiła Floella. - EKG trochę
szybkie, ale nie ma powodów do niepokoju. Morfologia idealna.
- A więc wszystko zależy od tego, co wykażą zdjęcia - stwierdził Robert, nerwowo
zaciskając dłonie. - Jane, czy mogłabyś...
- Witaj, królewno Znieżko! - zawołała pielęgniarka, widząc, że Hanna otwiera oczy.
- Jak się czujesz?
- Tak, jakby przeszło po mnie stado słoni - odparła z bladym uśmiechem. Próbowała
się poruszyć, ale zaraz doszła do wniosku, że nie był to dobry pomysł.
- Złamanie jednej nogi, poza tym żadnych obrażeń - oznajmił Craig. - Hanno, chcę
żebyś wiedziała, że śmiertelnie mnie wystraszyłaś.
- Przepraszam... - wyjąkała, krzywiąc się lekko.
- O co chodzi? - spytał Robert. - Czy masz bóle w klatce piersiowej albo trudności z
oddychaniem?
113
S
R
- Nie mam boli w klatce piersiowej ani trudności z oddychaniem, co jest o tyle
dziwne, że jakiś idiota owinął mnie zwojem przewodów.
- Chyba możemy uznać, że Hanna czuje się lepiej - z uśmiechem stwierdził Elliot. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]