[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rzeczypospolitej wybawcą Jana Sobieskiego uczyniła jednak rotmistrza tatarskiego Samuela Murze Krzeczowskiego.
Jego potomkowie jeszcze w połowie XIX stulecia twierdzili, że właśnie za ten czyn przodek ich otrzymał Kruszyniany.
Opowiadali również, że w 1688 roku Sobie-ski w czasie podróży na sejm do Grodna odwiedził swego wybawcę. Po
odsieczy wiedeńskiej zostawiono kilka chorągwi tatarskich w armii koronnej. Element tatarski w tych oddziałach zaczął
się powoli roztapiać w żywiole polskim, ruskim i wołoskim, niemniej burzliwym, niespokojnym i gwałtownym.
Jednak kadra oficerska oraz tradycja pozostały tatarskie. Chorągwie te tak jak i kiedyś słynęły z rozboju. Z ludnością
miejscową poczynały sobie bardzo
swobodnie.
W 1685 roku miał miejsce wypadek, który zbulwersował opinię szlachecką w Rzeczypospolitej. Mianowicie doszło do
krwawej potyczki między chorągwią tatarską namiestnika Józefa Sienkiewicza a szlachtą ze wsi Lewkowicze i
Niewmierzyce w ziemi owruckiej na Polesiu kijowskim. Mieszkańcy tych wsi dowiedziawszy się, że ma stacjonować u
nich chorągiew tatarska postanowili zmusić ją do odjechania z tej okolicy. Zabarykadowano ulice czym się dało, a
szlachta stanęła zbrojna w strzelby, szable, dzidy i rohatyny. Pan namiestnik wjechawszy ze swymi ludzmi do
Lewkowicz spostrzegł co się święci. Nie mając zamiaru ustąpić, nakazał chorągwi obwarować się w ogrodzie. Szlachta
zdając sobie sprawę, że siłą nie wyrzuci intruzów ze wsi wysłała parlamentariusza do pana Sienkiewicza. Ten zaś
posła w głowę ciął tak szkodliwie, że aż do mózgu czaszkę obnażył". Potem pan namiestnik razem z całą
kompanią uderzył na ukrytą za barykadami szlachtę. Doszło do starcia zbrojnego. %7łołnierze nie zważając na ostrość
prawa pospolitego i artykuły wojskowe strzelali, siekli i bili". Szlachta wycofała się do monastyru lewkowskiego.
Wkrótce wtargnęli tam rozgrzani walką Tatarzy z chorągwi pana Sienkiewicza. Doszło do nowego starcia
zakończonego siekaniną owruckich zaściankowców. Zabitych było stosunkowo niewielu, ostatecznie zakończyło
się na ciężkich poranieniach. Pózniej wielu owruczan prezentowało w sądzie rany
181
cięte, kłute i rąbane. Zdobycie monastyru nie zakończyło walk. U-tarczki zbrojne z okoliczną szlachtą trwały do
zmroku. Po zwycięstwie wojsko zaczęło rabować wszystko co wpadło pod rękę. To czego nie można było zabrać,
niszczono. Tratowano zasiewy, rozbijano pasieki i rżnięto bydło. Według pózniejszych wyliczeń straty w obu
zaściankach wynosiły 5000 złotych.
182
Ostatni raz doszło do poważniejszych starć tatarskich renegatów z regularną armią polską podczas wypraw króla Jana
do Mołdawii w latach 1686 i 1691. Mimo że ekspedycje te nie przyniosły spodziewanych efektów, to jednak pojawienie
się wojsk Sobieskiego na Podolu wywołało wśród części tureckich Lipków chęć powrotu do Rzeczypospolitej. Wielu
też nie oglądając się na konsekwencje zbiegło pod sztandary królewskie. Według ówczesnych relacji Jan Sobieski
zbiegów przyjmował łaskawie i chojnie obdarowywał ziemiami w ekonomii grodzieńskiej.
Niepowodzenie wypraw mołdawskich spowodowało, że Polacy próbowali wyprzeć Turków z Podola poprzez blokadę
twierdzy ka-mienieckiej. Umocniwszy się w kilku pogranicznych miejscowościach na prawym i lewym brzegu
Dniestru zamierzali nie dopuszczać do Kamieńca żywności i amunicji. Posunięcie to nie przyniosło jednak
spodziewanego efektu, bowiem nie tylko nie zdołano przeszkodzić w zaopatrywaniu twierdzy przez tatarskie podjazdy,
ale również nie powstrzymano wypraw ordy w głąb Rzeczypospolitej. W przełamywaniu polskiej blokady niepośledni
udział mieli tureccy Lipkowie, spośród których rekrutowały się załogi takich fortec jak: Kamieniec, Bar, Chocim czy
Międzybórz. Działania wojenne prowadzone przez kilka lat na wołoskim pograniczu były mało skuteczne, ograniczały
się jedynie do niewielkich potyczek, które w żaden sposób nie mogły zadecydować o losach Podola. Wojna tego typu,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]