[ Pobierz całość w formacie PDF ]

historycznymi. Wspomniałem też, że dawniej delektowałem się obrazami, a
jeszcze bardziej muzyką. A teraz od wielu już lat nie mogę się zmusić do
przeczytania jednego wiersza poezji; ostatnio próbowałem czytać Szekspira, lecz
okazało się to nudne nie do wytrzymania, wręcz przyprawiało mnie o mdłości.
Straciłem wszelkie zamiłowanie do malarstwa i muzyki. Kiedy słucham muzyki,
zaczynam intensywnie myśleć o tym, co mam do zrobienia, zamiast czerpać z niej
przyjemność. Zachowałem jeszcze upodobanie do piękna krajobrazu, ale i to nie
budzi we mnie, jak to było dawniej prawdziwego zachwytu. Natomiast powieści,
które są wytworem wyobrazni, chociażby nawet pozbawione większych wartości,
przez długie lata dawały mi wytchnienie i przyjemność, toteż często błogosławię
wszystkich powieściopisarzy. Czytano mi ich bardzo wiele na głos i podoba mi się
każda, o ile jest przeciętnie dobra, i o ile nie kończy się nieszczęśliwie, co powinno
być prawnie zakazane. Powieść, moim zdaniem, nie należy do najlepszych, gdy nie
występuje w niej osoba, którą byśmy mogli serdecznie pokochać. A jeżeli jest nią
piękna kobieta, to tym lepiej.
Ten ciekawy i godny pożałowania zanik wyższego odczucia estetycznego jest tym
dziwniejszy, że książki historyczne, biografie i książki podróżnicze (niezależnie od
faktów naukowych, które mogą zawierać), jak również różnego rodzaju eseje
interesują mnie obecnie tak samo jak dawniej. Umysł mój stał się czymś w rodzaju
maszyny, która przerabia wielkie zbiory faktów na ogólne prawa, lecz nie
rozumiem, dlaczego spowodowało to atrofię tylko tej części mózgu, od której
zależą te wyższe upodobania. U człowieka, którego umysł jest o wiele wyżej
uorganizowany lub lepiej zbudowany niż mój nie powinno, jak przypuszczam,
nastąpić coś takiego. I jeżeli miałbym żyć jeszcze raz, trzymałbym się zasady, aby
przynajmniej raz w tygodniu poczytać trochę poezji i posłuchać muzyki. Być
może, że te części mózgu, które u mnie uległy atrofii, zachowałyby aktywność
wskutek używania. Utrata tych zamiłowań jest utratą szczęścia i może być
szkodliwa dla umysłu, a zapewne i dla moralnych właściwości, bo osłabia
uczuciową stronę naszej natury.
Sprzedaż moich książek w Anglii miała szeroki zasięg, przetłumaczono je na wiele
języków i doczekały się one licznych wydań w obcych krajach. Słyszałem, że
powodzenie dzieła za granicą jest najlepszym probierzem jego trwałej wartości.
72
Wątpię, czy jest to prawda, lecz jeśli przyjąć tę miarę, nazwisko moje powinno
przez kilka jeszcze lat przetrwać [w pamięci ludzkiej]. Dlatego może warto byłoby
spróbować poddać analizie właściwości umysłowe i warunki, na których opierało
się moje powodzenie, chociaż jestem pewien, że nikt nie jest w stanie dokonać tego
w sposób poprawny.
Nie odznaczam się ani wielką lotnością pojmowania, ani bystrością, co cechuje w
dużym stopniu niektórych tak zdolnych ludzi, jak na przykład Huxley. Jestem
przeto marnym krytykiem; praca lub książka, którą czytam po raz pierwszy, budzi
zazwyczaj we mnie podziw i dopiero po dłuższym zastanowieniu dostrzegam słabe
jej punkty. Moja zdolność do śledzenia długiego i abstrakcyjnego toku myślowego
jest bardzo ograniczona, nigdy zresztą nie osiągnąłem niczego w metafizyce lub
matematyce. Pamięć mam rozległą, lecz nieco przyćmioną; wystarcza ona jedynie,
aby uprzedzać mnie mgliście, że dostrzegłem lub przeczytałem coś, co przeczy
moim poglądom, albo też, przeciwnie, co za nimi przemawia, a dopiero po upływie
pewnego czasu przypominam sobie zazwyczaj, gdzie należy szukać
rozstrzygnięcia. Pod pewnymi względami pamięć moja jest tak słaba, że nie mogę
zapamiętać dłużej niż na kilka dni jakiejś szczególnej daty lub wiersza poezji.
Niektórzy moi krytycy mówili: "O, on jest dobrym obserwatorem, lecz nie ma
zdolności wyprowadzania wniosków". Nie sądzę, aby to było prawdą, gdyż
"Powstawanie gatunków" jest przecież od początku do końca jednym długim
dowodzeniem, które potrafiło przekonać niemało zdolnych ludzi. Nikt nie mógłby
napisać tej książki nie posiadając pewnej zdolności wnioskowania. Odznaczam się
dużą pomysłowością i mam sporą dozę zdrowego rozumu, czyli rozsądku, tak jak
każdy prawnik lub lekarz mający przeciętne powodzenie, lecz nic więcej.
Na swoje dobro muszę, jak sądzę, zapisać, że mam większą niż przeciętny ogół
ludzi zdolność dostrzegania rzeczy łatwo uchodzących uwadze oraz dokładniej je
obserwuję. Moja gorliwość w obserwowaniu i gromadzeniu faktów była chyba tak
wielka, jak to jest w ogóle możliwe. A co jest o wiele ważniejsze, żywiłem zawsze
niezmiernie gorące zamiłowanie do nauk przyrodniczych. To czyste umiłowanie
podtrzymywała ambicja pozyskania szacunku moich kolegów-przyrodników. Od
wczesnej młodości moim największym pragnieniem było zrozumienie i
wyjaśnienie wszystkiego, cokolwiek podpadało mojej obserwacji, czyli
podporządkowanie wszystkich faktów ogólnym prawom. Te wszystkie przyczyny
razem wzięte złożyły się na cierpliwość w rozważaniu i rozmyślaniu przez lata całe
nad jakimś nie wyjaśnionym problemem. O ile mogę sądzić, nie mam skłonności
do ślepego naśladowania bliznich. Zawsze usiłowałem zachować taką swobodę
73
umysłu, aby móc odrzucić każdą, najbardziej choćby ulubioną hipotezę (a nie
mogę się oprzeć stawianiu hipotez we wszelkim przedmiocie), jeśli tylko
stwierdziłem fakty przemawiające przeciw niej. Zresztą nie miałem innego
wyjścia, jak tylko postępować w ten sposób, gdyż z wyjątkiem teorii raf
koralowych nie pamiętam ani jednej takiej hipotezy, której by nie trzeba było
pózniej poniechać w jej pierwotnej postaci lub znacznie zmodyfikować.
Doprowadziło mnie to do przekonania, że w naukach mieszanych [mixed sciences]
nie należy polegać na rozumowaniu dedukcyjnym. Z drugiej strony, nie jestem
nastawiony bardzo sceptycznie, a jestem przekonany, że taka struktura umysłu jest
szkodliwa dla postępu wiedzy. Zdrowa doza sceptycyzmu jest pożyteczna, bo
pozwala człowiekowi nauki unikać większej straty czasu; spotkałem się z tym, że
brak tego powstrzymał, jak jestem o tym przekonany, wielu ludzi od doświadczeń i
obserwacji, które by bezpośrednio lub pośrednio mogły być pożyteczne.
Dla ilustracji podam jeden z najbardziej dziwacznych znanych mi wypadków.
Pewien gentleman (jak się pózniej dowiedziałem, dobry botanik) napisał do mnie z
jednego z hrabstw wschodnich, że nasiona, czyli ziarna zwyczajnego bobu
polnego, w tym roku wszędzie wyrosły po niewłaściwej stronie strąka. Odpisałem,
prosząc o bliższe wiadomości, ponieważ nie zrozumiałem, o co chodziło; przez
długi czas jednak nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Pózniej znalazłem w dwóch
gazetach, jednej wydawanej w Kent, a drugiej w Yorkshire, wzmiankę o bardzo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \