[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wychodzi; bierze ten swój narkotyk, ten wschodnioniemiecki preparat, wpada w trans
tuż obok Ricarda Hastingsa, w pobliżu nie ma żadnych innych umysłów, żeby jej nie
rozpraszać. A mimo to, gdy przychodzi do siebie, okazuje się, że...
 Robi te same stare szkice, które pochodzą od Orala Giacominiego.
 Nie.
 Jest pan pewny?
Ospały i znużony Lars nagle oprzytomniał.
 Te szkice są zupełnie inne od wszystkiego, co dotąd rysowała. Zbadał je Pete Freid
i też to stwierdził. I ona to mówi. Szkice zawsze przedstawiają to samo.
Lars przeraził się.
 Co?
 Proszę się uspokoić. To w ogóle nie jest broń, to coś nawet trochę nie przypomi-
na Generatora Zakrzywienia Czasoprzestrzeni. Szkice przedstawiają anatomię i fizjolo-
gię...
Generał Nitz zawahał się. Nie wiedział, czy zdradzić Larsowi sekret, bo ludzie z KVB
prawdopodobnie podsłuchiwali rozmowę.
 Proszę dokończyć  rzekł Lars chrapliwie.
 Szkice przedstawiają androida. Jest to android dość nietypowy, ale jednak andro-
id. Przypomina te, które Stowarzyszenie Lanfermana wykorzystuje do testowania broni.
Wie pan, co mam na myśli? Ten android do złudzenia przypomina człowieka.
 Przylecę możliwie najszybciej  powiedział Lars.
26.
Na ogromnym lądowisku na dachu szpitala wojskowego spotkał trzech elegancko
umundurowanych młodych żołnierzy piechoty morskiej. Obstawili go tak, jakby był sa-
mym generałem Nitzem czy może, przyszło mu na myśl, kryminalistą albo zlepkiem
jednego i drugiego. Razem ruszyli w dół rampy na poziom o ograniczonym dostępie,
na którym znajdowało się t o.
To. Nie takie słowo jak oni. Lars zwrócił uwagę na swoją próbę odczłowieczenia dzia-
łalności, z którą miał mieć do czynienia.
Zwrócił się do eskorty:
 To i tak lepiej, niż wpaść w ręce, o ile mają ręce, obcych łowców niewolników z ja-
kiegoś odległego systemu gwiezdnego.
 Co, sir?
 Nic  odparł Lars.
Najwyższy z nich, a naprawdę był wysoki, powiedział:
 Ma pan coś tam, sir.
Gdy ich grupa minęła ostatnią barierę zabezpieczającą, Lars powiedział do wysokie-
go żołnierza:
 Widziałeś tego starego weterana, tego Ricardo Hastingsa, na własne oczy?
 Przez chwilę.
 Ile według ciebie ma lat?
 Może dziewięćdziesiąt. Sto. Może jest nawet starszy.
 Ja nigdy go nie widziałem  powiedział Lars.
Przed nimi otworzyły się ostatnie drzwi  musiały mieć jakiś superczujnik, dzięki
któremu odgadywały, ile dokładnie osób może przez nie przejść; za nimi Lars zobaczył
odziany w biel personel medyczny.
 Ale założę się z tobą  powiedział, gdy wrażliwe drzwi zamknęły się cicho za ich
plecami  o wiek Ricardo Hastingsa.
 Okay, sir.
Lars powiedział:
135
 Sześć miesięcy.
Trzej żołnierze wytrzeszczyli oczy.
 Nie  ciągnął Lars.  Poprawka. Cztery miesiące. Nie dodał ani słowa i zostawił
swoją eskortę, bowiem zobaczył Lilę Topczew.
 Cześć.
Odwróciła się od razu.
 Cześć.  Uśmiechnęła się przelotnie.
 Myślałem, że jesteś w domku Prosiaczka  powiedział.  W odwiedzinach
u Prosiaczka.
 Nie  odparła.  Jestem w chatce Puchatka w odwiedzinach u Puchatka.
 Kiedy ta beretta wypaliła...
 O Chryste, myślałam, że już po mnie, ty też tak myślałeś; byłeś pewien i nie mo-
głeś spojrzeć. Czy to miałam być ja? Chyba nie. I ja zrobiłabym to samo; nie spojrzała-
bym, gdybym przypuszczała, że to ty dostałeś. Jak postanowiłam, myślałam i myślałam,
nie przestawałam myśleć... Tak cholernie się o ciebie martwiłam, nie wiedziałam, do-
kąd poszedłeś  byłeś w transie i po prostu odszedłeś. Ale, wracając do niej, doszłam
do wniosku, że nigdy wcześniej nie strzelała z tego pistoletu. Nie miała najmniejszego
pojęcia, co robi.
 A ty co teraz robisz?
 Pracowałam. O Boże, jak ja pracowałam. Chodz do sąsiedniego pokoju i obejrzyj
go sobie.  Ponuro wskazała mu drogę.  Mówili ci, że nie miałam szczęścia?
Lars powiedział:
 Mogło być gorzej, zważywszy, co dzieje się z nami mniej więcej co godzinę.
 W czasie podróży na wschód zorientował się w rozmiarze dokonywanego przez
wroga spustoszenia. To była groteska. Jako nieszczęście nie miała odpowiednika w hi-
storii.
 Ricardo Hastings mówi, że oni są z Syriusza  rzekła Lila.  Są łowcami niewol-
ników, jak podejrzewaliśmy. Są chitynowi i ich fizjologiczna hierarchia datuje się na mi-
liony lat wstecz. Na planetach ich systemu, nieco mniej niż dziewięć lat świetlnych stąd,
formy życia zmiennocieplnego nigdy nie wyszły poza etap lemurów. Nadrzewnych, o li-
sich pyskach, głównie nocnych, niektórych z chwytnymi ogonami. Z tego powodu uwa-
żają nas jedynie za zdolne do odczuwania dziwolągi. Po prostu wysoko zorganizowane
woły robocze, które są nieco zręczniejsze manualnie. Podziwiają nasz kciuk. Możemy
wykonywać wszelkie rodzaje niezbędnych prac; myślą o nas tak, jak my o szczurach.
 My przez cały czas testujemy szczury. Staramy się je poznać.
 Ale  kontynuowała Lila  posiadamy lemurzą ciekawość. Gdy usłyszymy ha-
łas, wystawiamy łebki z naszych norek, aby zobaczyć, co się dzieje. Oni nie. Wydaje się,
że wśród form chitynowych, nawet wysoko rozwiniętych, nadal ma się do czynienia
136
przede wszystkim z maszynami działającymi na zasadzie odruchu. Porozmawiaj o tym
z Hastingsem.
 Nie jestem zainteresowany.
Przed nimi, za otwartymi drzwiami, siedział chudy niczym szkielet starzec, którego
zapadnięta, podobna do zwiędłej dyni twarz obracała się powoli jak napędzana silnicz-
kiem. Oczy nie mrugały. Nie odbijały się w nich żadne emocje. Organizm został spro-
wadzony do poziomu odbierającej bodzce maszyny. Narządy zmysłów nieprzerwanie
pobierały dane, chociaż Bóg wiedział, ile ich trafiało do mózgu i podlegało zarejestro-
waniu i zrozumieniu. Może absolutnie nic. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \