[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pociągnął lekko przewód. Trzymający antenę drugi mężczyzna zajrzał pod biurko.
Schyliwszy się wyciągnął rękę. Już po chwili trzymał w niej miniaturowy nadajnik ze
sterczącą króciutką antenką. Rzucił go Krugerowi, który natychmiast wyrwał wystający
drucik.
- Ciągle odbieram sygnał - szepnął operator przyciskając słuchawkę ręką do ucha. -
Musi tu być jeszcze jeden.
Kluger dał mu ręką znak, żeby podjęli pracę.
Przeszukali zasłony, okna, otoczenie parapetu. Drugą pluskwę znalezli w jednej z
doniczek. Była zakopana tuż pod powierzchnią ziemi; wystawała cienka antena, ukryta za
łodygą rośliny. Przekazawszy nadajnik Klugerowi zabrali się za ściany, obrazy, regały oraz
podłogę pod dywanem. Nic nie znalezli.
- Teraz sekretariat. - Kluger wskazał ruchem głowy drugie pomieszczenie.
Kiedy wyszli, Strang i Kluger usiedli z Karin Hartmann koło jej biurka. Strang
przyjrzał się jednemu z nadajników. Był produkcji amerykańskiej.
- Nasz wyrób.
- Ten również. - Kluger położył na blacie drugą pluskwę. Strang poczuł na sobie
wzrok Karin.
- To jeszcze nic nie znaczy. Każdy mógłby kupić sobie taką zabawkę. Zwłaszcza
osoba, której zależało na zmyleniu śladów i skierowaniu podejrzeń na Amerykanów.
Kluger wskazał drucik.
- Ta antenka ma dosyć spory zasięg.
- Wiem, Dieter. Ważne jest teraz, od kiedy? Jak dawno temu założono podsłuch?
- Boże. I pomyśleć, że ktoś słuchał wszystkiego, co mówiłam - odezwała się Karin.
Nie odrywała wzroku od miniaturowych nadajników.
Do gabinetu wsadził głowę któryś z radiowców.
- Tylko jeden. - Pokazał go na dłoni. - Był pod biurkiem sekretarki.
- W ten sposób słyszeli nazwiska osób, które składały pani wizyty - rzekł Kiuger.
Zacisnęła pięści w bezsilnej złości.
- Teraz kolej na twoje mieszkanie, Karin - zdecydował Strang.
Na dole on i Karin wsiedli do jej samochodu i ruszyli przodem, wskazując drogę
Klugerowi. Pojechali do Tiergarten.
Znalezli u niej dwie pluskwy: jedną w fałdach zasłony w saloniku; drugą w sypialni
ukrytą pod stojącym obok łóżka stolikiem. Obydwie były amerykańskie, tego samego typu, co
trzy znalezione wcześniej. Kluger ustawił je rzędem na ławie.
Karin siedziała nieco dalej na sofie, patrząc na nie z obrzydzeniem.
- Czy mamy szukać dalej, Phil? - spytał Kluger.
- Nie. Dziękuję ci, Dieter.
- W takim razie zwijamy się. Pogadamy pózniej.
Karin odprowadziła ich do drzwi. Wracając trzymała ręce skrzyżowane na piersi i
dłońmi przyciskała łokcie do ciała jakby było jej zimno. Usiadła na sofie odwracając wzrok
od leżących nadajników.
- Kto to mógł zrobić? - odezwała się cicho.
- Na pewno nie nacjonaliści. Mieli Rossa, który kręcił się koło ciebie. To im zupełnie
wystarczało.
- Ktokolwiek zostawił te nadajniki, zamordował również Rossa, prawda?
- Tak myślę. A także Lotza, Brandta i Beckera. Mordercy mają dokument Hessa.
- Ale dlaczego Joe musiał zginąć? Skąd wiedzieli, że jest w to zamieszany, że
pomagał w kradzieży koperty? Nic takiego nie wynikało z rozmowy, w czasie której
dowiedział się ode mnie o dokumencie.
- Byli w twoim gabinecie już po kradzieży.
- Co??? - Tego już było jej za wiele. A więc ktoś jeszcze włamał się do jej biura!
- Przyszli i zobaczyli, że koperta zniknęła. Wiedział o niej tylko Ross, w takim razie
niewątpliwie miał udział w kradzieży. To musiało się stać tego samego dnia, w ostatni
czwartek. Wróciwszy z lunchu stwierdziłaś brak koperty, a oni przyszli po nią wieczorem.
Nazajutrz Ross został zastrzelony w celu zdobycia dokumentu.
- Ale dlaczego? Po co? Wszystko to jedynie w celu zdobycia dokumentu?
- Nie widzę innego wytłumaczenia.
- Przecież minęło już trzydzieści lat, odkąd koperta spoczęła w sejfie mojego ojca.
Jaką może mieć teraz wartość? I dlaczego nie skradziono jej wcześniej?
Wpatrywał się w nadajniki.
- Nie mam pojęcia, Karin. - Chyba, że nikt nie wiedział ojej istnieniu, aż do teraz. Czy
było to jednak możliwe?
- O czym myślisz? - spytała.
- Kiedy złożyłaś Hessowi wizytę w Spandau?
- Przed apelacją. W styczniu.
- Mówił ci coś o dokumencie?
- Tak. Nawet się zdziwiłam, że pamiętał o nim po tylu latach.
- Co dokładnie o nim powiedział?
- Spytał, czy mam kopertę, którą przekazał ojcu w Norymberdze. Było to nasze
pierwsze spotkanie i chciał się prawdopodobnie upewnić, że ją otrzymałam.
- Tylko tyle?
- No tak. Odpowiedziałam, że ją mam, na co on uśmiechnął się, zadowolony. Ot i
wszystko.
Boże! Czy to możliwe? Czy naprawdę tak to się stało?
- Gdzie odbyła się wasza rozmowa, Karin?
- W sali odwiedzin. Tylko tam można się z nim zobaczyć.
- Pilnowali was strażnicy?
- Tak. Zdaje się, dwóch.
- Skąd byli?
- Nie rozumiem.
- Chodzi mi o ich narodowość. - Czuł, że chwycił jakąś nić. Był tego prawie pewien.
- Nie pamiętam. - Zmarszczyła na chwilę czoło. - Nie. Nic z tego.
Patrzył, jak się zastanawia.
- Jeden był chyba Francuzem. - Przypomniała sobie, że Hess zwracał się do któregoś z
nich po francusku. - A drugi... może Anglik, nie wiem.
- Nikogo więcej nie było?
- Nie. Prawie na pewno.
- Czy który z nich mógł słyszeć, jak Hess mówił o dokumencie?
Zdecydowanie pokręciła głową.
- Niemożliwe. Sama ledwie go zrozumiałam, bo powiedział to szeptem i bardzo
szybko. - Uśmiechnęła się. - Konspirator. Pochylił się do mnie nad stołem i mówił prędko
ściszonym głosem. Rozmawialiśmy przez kwadratowy otwór w ścianie. Nikt nie mógł nas
podsłuchać. Spojrzałam nawet na jednego ze strażników. Sprawiał wrażenie
niezadowolonego, bo pewnie mają rozkaz przysłuchiwać się uważnie rozmowie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \