[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mnie radość życia, że z chęcią wybrałabym się dokądkolwiek.
 Jesteś świetnym pielęgniarzem  mówię, kiedy wracamy. 
Wiesz?
 Mam nadzieję  mówi.  Uwielbiam swoją pracę. To
jedyna rzecz, do której jestem chyba przeznaczony.
Wracamy na moją salę. Stawia wózek obok łóżka.
Podkłada pode mnie ramiona.
 Obejmij mnie za szyję  prosi.
Obejmuję.
Podnosi mnie i trzyma przez chwilę. Cały ciężar mojego
ciała spoczywa w jego ramionach. Jestem tak blisko, że czuję
zapach mydła na jego skórze i czekoladę w jego oddechu. Rzęsy
ma dłuższe i ciemniejsze, niż wcześniej mi się wydawało, wargi
pełniejsze. Pod lewym okiem ma maleńką bliznę.
Kładzie mnie do łóżka. Przysięgam, trzyma mnie o sekundę
dłużej, niż trzeba.
To chyba najbardziej romantyczna chwila w moim życiu, a
ubrana jestem w szpitalny szlafrok.
%7łycie jest nieprzewidywalne ponad wszelką miarę.
 Przepraszam.  Z korytarza dobiega surowy głos.
Oboje, i ja i Henry podnosimy wzrok na pielęgniarkę stojącą
w drzwiach do mojej sali. Jest starsza i ma trochę podniszczoną
cerę. Pofarbowane na jasno włosy, sczesane do góry, przytrzymuje
klamra. Ubrana w bladoróżowe ubranie szpitalne i dopasowany do
tego szpitalny żakiet we wzory.
Henry nagle odsuwa się ode mnie.
 Wydawało mi się, że na drugą część nocy Eleanor ma za
ciebie zastępstwo  mówi pielęgniarka.
Henry kręci głową.
 Musiałaś myśleć o Patricku. Patrick musi mieć zastępstwo
na swojej zmianie do siódmej.
 Okej  mówi.  Mogę z tobą porozmawiać, kiedy tutaj
skończysz?
 Jasne  odpowiada Henry.  Będę w pobliżu.
Pielęgniarka kiwa głową i wychodzi.
Zachowanie Henry ego się zmienia.
 Dobranoc  mówi, zbierając się do wyjścia.
Już prawie jest za drzwiami, kiedy wołam do niego.
 Dziękuję  mówię.  Ja naprawdę&
 Nie mów o tym  odpowiada Henry, nie patrząc na mnie,
już zza drzwi.
Gabby rzuca przedmiotami po domu. Dużymi przedmiotami.
Porcelaną. Charlemagne przytula się do moich nóg. Stoimy w
drzwiach pokoju gościnnego. Próbuję się nie mieszać. Ale jestem
w to bardzo zamieszana.
Gabby już nie wróciła do pracy. Zawiozłam nas do domu,
przez cały czas patrzyła prosto przed siebie, bez kontaktu ze
światem. Przez całe popołudnie niewiele mówiła. Ciągle
próbowałam się dowiedzieć, czy dobrze się czuje. Ciągle
próbowałam dać jej coś do jedzenia albo trochę wody, ale ona cały
czas odmawiała. Przez całe popołudnie reagowała, jakby była
posągiem.
A potem, kiedy Mark stanął w drzwiach i powiedział,
 Pozwól, że ci wyjaśnię , dopiero wtedy wróciło w nią życie.
 Nie interesuje mnie, co masz do powiedzenia , powiedziała
Gabby.
A jemu starczyło czelności, żeby powiedzieć:  Daj spokój,
Gabby, zasługuję na szansę, żeby& 
To wtedy rzuciła w niego czasopismem. Nie mogę jej winić.
Nawet ja zaczęłabym ciskać w niego czymś, gdy usłyszałam, jak
mówi te durne słowa. Zaczęła rzucać tym, co miała pod ręką.
Innymi czasopismami, książką ze stolika. Potem rzuciła pilotem.
Roztrzaskał się, poleciały baterie. To wtedy razem z Charlemagne
błyskawicznie wycofałyśmy się na bezpieczniejszy grunt.
 Co tu robi pies? , zapytał Mark. Zaczął się powoli drapać
po nadgarstku. Nawet nie podejrzewam, żeby wiedział, że to robi.
 Nie pytaj o pieprzonego psa! , powiedziała Gabby.  Suka
była tutaj przez całą noc, a ty nawet nie zauważyłeś. No to się,
kurwa, zamknij i nie mów mi o psie. Dobrze?
 Gabby, porozmawiaj ze mną .
 Pieprz się .
 Dlaczego przyszłaś dzisiaj do mnie do biura? , zapytał.
 No, nie żartuj sobie ze mnie! Masz znacznie większe
kłopoty niż to, dlaczego cię przyłapałam!
To wtedy przeszła do kuchni i zaczęła rozbijać zastawę.
Porcelanową.
I to sprowadza nas do terazniejszości.
 Co to za jedna?!  wrzeszczy Gabby.
Mark nie odpowiada. Nie jest w stanie spojrzeć na Gabby.
Gabby przerywa i rozgląda się po tym, co narobiła. Garbi się.
Widzi mnie. Chwyta moje spojrzenie.
 Co ja wyprawiam?  mówi. Prawda, nie mówi tego ani do
mnie, ani do Marka. Mówi to do ścian.
Korzystam z chwili i podchodzę między skorupami, żeby
wziąć ją w ramiona. Mark też zbliża się do nas.
 Nie  mówię nagle ostro.  Nie dotykaj jej.
Cofa się.
 Masz się wyprowadzić  mówi do niego Gabby, gdy
trzymam ją w ramionach. Zaczynam masować jej plecy, próbuję ją
uspokoić, ale ona mnie odpycha. Zbiera siły.  Zabieraj swoje
graty i wynoś się  mówi.
 To także mój dom  mówi Mark.  Proszę tylko o parę
chwil rozmowy, żeby to wyjaśnić.
 Zabieraj. Swoje. Graty. I wynoś się  mówi Gabby. Głos
ma mocny i opanowany. Jest siłą, z którą trzeba się liczyć.
Mark zastanawia się, czy walczyć dalej; widać to po jego
twarzy. Ale poddaje się i idzie do sypialni.
 Robisz to, co trzeba  mówię do niej.
 Wiem  odpowiada.
Siada przy stole kuchennym, znów zapada w katatonię.
Charlemagne zaczyna do nas iść, Gabby spostrzega ją przede
mną.
 Nie!  krzyczy na psa.  Ostrożnie.
Wstaje, powoli podchodzi do Charlemagne i podnosi ją.
Niesie ją w ramionach nad potrzaskanymi talerzami. Znowu siada
przy stole z Charlemagne na kolanach.
Mark biega po pokojach, zbiera swoje rzeczy. Trzaska
drzwiami. Głośno wzdycha. Teraz nadszedł chyba czas, żebym
zrozumiała, że nigdy go nie lubiłam.
To trwa co najmniej czterdzieści pięć minut. Dom jest cichy,
nie licząc hałasu robionego przez wyprowadzającego się
mężczyznę. Gabby praktycznie skamieniała. Rusza się w zasadzie
tylko wtedy, kiedy chce poprawić Charlemagne na kolanach. Stoję
obok, blisko, w każdej chwili gotowa, żeby poruszyć się albo
odezwać.
Wreszcie Mark wchodzi do salonu. Patrzymy na niego od
stołu.
 Odchodzę  mówi.
Gabby nie odpowiada.
Mark czeka, ma nadzieję. Niczego od niej nie uzyskuje.
Otwiera drzwi wejściowe, a Charlemagne zeskakuje na podłogę.
 Charlemagne, nie  mówię. Muszę powiedzieć to dwa razy,
zanim stanie.
Mark patrzy na nią, najwyrazniej nadal jest zdumiony, skąd
w domu wziął się pies o imieniu Charlemagne, ale wie, że nie
uzyska odpowiedzi.
Podchodzi do drzwi. Już prawie wyszedł, kiedy odzywa się
Gabby.
 Jak długo to trwa?  pyta go.
Głos ma silny i czysty. Nie jest chwiejny. Nie łamie się.
Gabby nie wybuchnie płaczem. W pełni się kontroluje.
Przynajmniej na razie.
On patrzy na nią, kręci głową. Patrzy w sufit. Ma łzy w
oczach. Ociera je i pociąga nosem.
 To nie ma znaczenia  mówi. Też silnym głosem. Ale
słychać w nim wstyd; przynajmniej to jest jasne.
 Zapytałam, jak długo to trwa.
 Gabby, nie rób tego&
 Jak długo?
Mark patrzy pod nogi, potem na nią.
 Prawie rok  mówi on.
 Możesz iść  mówi ona.
On odwraca się i odchodzi. Ona podchodzi do okna i patrzy,
jak on się oddala. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \