[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaduszonym przez powój.
Dominic zbudził się nieprzytomny i przez chwilę nie
wiedział, gdzie jest. Po nocy spędzonej w fotelu był
zziębnięty i zesztywniały. Nic nowego. Przez sześć lat
zdarzało się to bardzo często. Trzeba zmusić się do
przeżycia ko-lejnego dnia.
Potarł zarośnięte policzki, palcami przeczesał włosy
i przeciągnął się. Zdumiony patrzył przez okno. Promienie
168
słońca padały na krople rosy i ogród wyglądał jak
obsypany brylantami.
Czy został zaczarowany?
Tak. Ponieważ znowu jest w nim ogrodniczka. Tym
razem koło altany.
Dominic zerwał się z fotela i boso wybiegł do
ogrodu.
Nie zastanawiał się nad tym, co robi. Ważne było
jedynie to, że ukochana pracuje w ogrodzie, na klęczkach,
ostrożnie, uwalnia krzew od bezwzględnego zielska. Chciał
natychmiast jej pomóc.
Kay była tak pochłonięta pracą, że nie zwracała
uwagi na różne odgłosy. Dlatego nic jej nie ostrzegło, że
już nie jest sama.
Wprawdzie słyszała szelest, ale sądziła, że to
wiewiór-ka, która uznała, że nie ma kogo się bać, więc
spokojnie żerowała wśród krzewów.
Gdy kątem oka dostrzegła, że tuż obok ktoś
przyklęka, serce załomotało jej ze strachu.
- Saro!
Smutny głos sprawił, że zamarła.
Saro"?
Imię zostało wypowiedziane cichym, melodyjnym
tonem, jakim mówi się do nerwowego zrebięcia, aby nie
spłoszyło się i nie uciekło.
Kay chciała wstać.
- Zostań.
Zabrzmiało to jak rozpaczliwe błaganie. Kay
zorientowała się, że wychudzony mężczyzna o zapadłych
oczach to Dominic Ravenscar. Widząc pochyloną postać i
twarz zasłoniętą kapeluszem, uległ złudzeniu, że żona
powróciła z zaświatów.
169
Intuicyjnie czuła, że każda reakcja będzie
niewłaściwa.
Wszystko zrani tego człowieka. Nim znalazła
stosowne słowa, usłyszała:
- Zawsze będę przy tobie. Już nigdy cię nie
opuszczę.
Kay zastygła w bezruchu. Nie była w stanie myśleć,
nic z siebie wykrztusić. Nawet gdyby wiedziała, co
powiedzieć. Gorączkowo zastanawiała się, jak postąpić.
Jakby to było zupełnie naturalne, Dominic zaczął
usuwać ścięty powój. Niechcący musnął palce Kay, która
poczuła się jak rażona silnym prądem. Drgnęła, więc Do-
minie ją schwycił. Czy bał się, że zniknie? Jego długie
palce zacisnęły się wokół jej ręki.
- Znowu pracujesz bez rękawic - rzekł cicho. - Ile
razy mówiłem, że masz je wkładać?
- Ja... nie...
Usiłowała mówić, lecz słowa uwięzły w ściśniętym
gardle.
Dominic widocznie usłyszał jakiś dzwięk albo
jedynie odczytał ruch warg. Może pomyślał, że żona coś
mu obiecuje, gdy Kay rozpaczliwie starała się uświadomić
mu, że nie jest Sarą. Nim wykrztusiła swe imię, poczuła
jego usta na swoich.
Całował czule, ostrożnie, jakby była czymś cennym
i delikatnym, co łada moment rozpryśnie się na drobne
kawałki lub zniknie.
Jej spragnione czułości ciało odpowiedziało jak po
długiej zimie pierwiosnki na promienie słońca.
Nieświadoma tego, co robi, oddała pocałunek. Zawarła w
nim namięt-ność i tęsknotę wielu pustych lat.
Dominic nabrał pewności, że zjawa nie zniknie i
170
dlatego zaczął całować namiętnie. Mocno przytulił Kay,
wsunął palce w jej włosy, strącił kapelusz. Kay poczuła na
twarzy gorące łzy. Czyje: jego czy swoje?
Kos przeciągle zagwizdał. Czy to ostrzeżenie?
Pocałunek był jak spełnione marzenie, jak cudny
sen.
Minęła wieczność, nim Dominic oderwał się od
słodkich ust i wyprostował.
Kay z trudem łapała oddech.
Minęła druga wieczność, zanim Dominic spojrzał na
Kay i zrozumiał rzeczywistość. Radość na jego twarzy
ustąpiła miejsca zmieszaniu. Nieszczęśnik uświadomił
sobie błąd. Zwiatło zgasło w oczach, które pociemniały,
stały się niezgłębione, nieprzeniknione, mroczne.
Kay czuła absolutną pustkę. Po chwilach uniesienia
nic nie zostało, więc było tym bardziej przykro.
Z trudem się opanowała.
- Pan Ravenscar, prawda? - spytała drżącym głosem.
Dominic zachwiał się.
- Słabo panu?
Tak bardzo mu współczuła, że zapomniała o
własnym rozczarowaniu.
- Kim pani jest? - Nie odpowiedziała, więc
powtórzył gniewnie: - Do licha, kim pani jest? - Wstał i
odsunął się, jakby chciał zachować dystans, jakąś zimną,
nieprzekraczalną odległość. - Co pani tu robi?
- Nazywam się Kay Lovell.
Wstała i zmusiła się do normalnego zachowania,
jakby nie zaszło nic krępującego dla obu stron. Pocałunek
nie był zawstydzający, lecz skutki niestety tak. Już dawno
przekonała się, że z rzeczywistością trudniej sobie radzić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]