[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lubisz? Czym ty się zajmujesz? Jedyną odpowiedzią było, że
lubi być razem z nim, lubi go uszczęśliwiać i robić to, co on.
Bezustannie skoncentrowana na nim uwaga Sandry Bamfield
sprawiła, że czuł się skrępowany, jak gdyby schwytany w
pułapkę miłości.
RS
141
Sandra tak mocno wsłuchała się w rytm życia Matthew, że
niemal natychmiast zorientowała się w zmianie jego nastroju.
Rysa na jej wizerunku nieco się poszerzyła.
Zaczęła być niesłychanie zazdrosna. Skarżyła się żałośnie, że
jej nie kocha. Nalegała na ustalenie daty ślubu.
On się od niej odsuwał, a ona napierała. W godzinach pracy
zaczęła się pojawiać w hotelach, gdzie spodziewała się go
zastać, zawsze udając, że właśnie przechodziła obok.
Wypytywała go o kobiety znajdujące się w holu hotelowym,
jakby miał obowiązek znać każdą z nich. Zaczęła go wprost
obrzucać prezentami. Zerwał zaręczyny zdumiony tym, jak
łatwo dał się jej wprowadzić w błąd. Zdumiony, że od pierwszej
chwili, kiedy ją poznał, nie zauważył, że jest w niej coś
niepokojącego, wręcz nienormalnego.
Prawdziwe szaleństwo zaczęło się po zerwaniu zaręczyn.
Telefonowała w różnych porach dnia i nocy, raz wygłaszając
całe tyrady, innym razem płacząc. Tkwiła w samochodzie
zaparkowanym naprzeciw jego domu. Przysyłała mu listy i
prezenty.
Było mu jej żal i nie wiedział, jak ma sobie z tym poradzić.
Przygnębiony, jasno zdał sobie sprawę, z jak kruchą psychiką
ma do czynienia i nie chciał brać na siebie odpowiedzialności za
być może nieodwracalne skutki pogłębiania się jej stanu.
Problemy narastające w Anpetuwi nie były na tyle poważne,
żeby się dla nich decydować na podróż do Kanady, ale ogrom
powierzchni groznego zimnego oceanu dzielącego go od Sandry
był zbyt wielką pokusą, żeby się mu oprzeć.
Niefortunne przeżycia osobiste odcisnęły ślad także na jego
psychice. W pewien sposób czuł się odpowiedzialny za
nieobliczalne zachowanie Sandry. Miał do siebie pretensję, że
nie zauważył wcześniej jej dziwnego usposobienia i nie
zrozumiał jego zródła. Zawsze był znakomitym znawcą
ludzkich charakterów, ale obecnie zaczął wątpić w samego
siebie.
RS
142
Na scenie pojawiła się Charity Marlowe. Z miejsca uległ jej
czarowi. Ale, oto do czego doprowadziło go podobne
oczarowanie ostatnim razem. Przestał ufać ludziom i brać
wszystko za dobrą monetę. Czy mógł myśleć inaczej? Tropił
wszelkie oznaki zachowań mające świadczyć o tym, że ludzie
nie byli takimi, za jakich się podawali. Charity wydawała się
następną w kolejce po ostatnim rozczarowaniu.
Zaczęło się od tego, że obserwowała go przez lornetkę, co
było zachowaniem, które mógł porównać tylko z takim rekinem
polującym na mężczyzn, jakim była Sandra. Poza tym był
przekonany, że nie jest zawodową kelnerką. Podobnie jak
Sandra, zdawała się być zdrową, piękną i normalną dziewczyną
rozglądającą się za mężem.
Tym razem postanowił być ostrożny, zapalił czerwone światło
przed piękną panną Marlowe. Zrobił to przede wszystkim po to,
żeby sprawdzić samego siebie, czy stać go na dyscyplinę
wewnętrzną. Charity intrygowała go, wabiła i doprowadzała do
szału.
Zaczął się czuć tak, jakby wsiadł do diabelskiej kolejki w
wesołym miasteczku - rzucało nim od jednego stanu
emocjonalnego do drugiego, znajdującego się na drugim
biegunie. Jakby jeszcze tego było mało, pojawiła się Sandra we
własnej osobie.
Wprost nie wierzył oczom. Nerwy trzymane dotąd na wodzy,
ze względu na chwiejną psychikę Sandry, teraz eksplodowały.
Niestety, zareagowała na jego wybuch w sposób, którego się
najbardziej obawiał. Kompletnie się załamała. Płakała tak
spazmatycznie, że doszło do torsji. Na koniec powiedziała, że
jeśli jej każe wrócić do domu, popełni samobójstwo.
Zgodził się, żeby została, gdyż uważał, że tak będzie
uprzejmiej. Zdawało mu się, że kiedy będzie całkowicie
ignorował jej obecność, nie wykazując najmniejszego
zainteresowania, sama zdecyduje się na wyjazd, choćby dla
ratowania resztek własnej godności. Jedno, co wiedział o niej na
RS
143
pewno, to że bardzo zle znosiła nudę. Sądził, że może wytrzyma
w Anpetuwi najwyżej tydzień.
I stało się, że wpadł we własną pułapkę, zaplątał się jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]