[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bez żalu parafię pod opieką dwóch wikarych. Praca duszpasterska jakoś w ogóle mu nie
leżała. Bił rekordy szybkości w odprawianiu Mszy Zwiętych i nabożeństw, a kazania na
religijny temat nigdy z jego ust nie słyszałem.
Jak przystało na człowieka, który zdobył wysoką pozycję w świecie biznesu, ks. prałat
zajął się polityką. Był co prawda tylko radnym w mieście, ale kilka razy dał ostro do
zrozumienia burmistrzowi i jego zastępcy - kto naprawdę rządzi Aleksandrowem. Trzeba
przyznać, że wszyscy liczyli się z jego zdaniem, podziwiali go za przedsiębiorczość i czuli
przed nim respekt. Niestety tak naprawdę nikt go chyba nie lubił. Nie słyszałem o nim nigdy
pochlebnej opinii jako o człowieku czy księdzu, poza uznaniem dla jego głowy do interesów.
Był to również znany w okręgu łódzkim i nie tylko mecenas i poplecznik wielu prawicowych
polityków, m.in. Alicji Grześkowiak, Stefana Niesiołowskiego i wielu innych. Byli oni
częstymi gośćmi w jego rezydencji.
Tak wiec ks. prałat Bogacki aspirował do miana człowieka sukcesu i był nim
rzeczywiście. Miał prywatnego goryla i kierowcę, który woził go na przemian mercedesem-
limuzyną i jeepem. Słynął z tego, że nie liczył się z niczym i z nikim. Kpił publicznie nawet
z biskupów, a w swoich politycznych kazaniach mieszał z błotem większość polskich mężów
stanu. Prywatnie był kpiarzem i cynikiem. Ci, którzy go bliżej poznali mieli o nim opinię
dwulicowca. Niemal każdy kiedyś się na nim zawiódł. Wiele razy spowiadałem ludzi, którzy
skarżyli się na jego obcesowe podejście zwłaszcza do biedy i biedaków. Gardził ludzmi
słabymi, ciężko pracującymi fizycznie - tymi, którym się w życiu nie powiodło. Jego
parafianie autentycznie go nienawidzili, tak samo zresztą jak księża, może oprócz jego pupila
Placka. Czy można się dziwić wiernym skoro swoje owieczki ksiądz prałat traktował jak
jedno z wielu zródeł dochodu. Jako biznesmen z prawdziwego zdarzenia, w swoim interesie
kościelnym, z siedzibą w kancelarii parafialnej, wprowadził stałe opłaty za wszystkie usługi.
Wykorzystując monopol na te usługi na swoim terenie - ustalił ceny na bardzo wysokim
poziomie. Takie przecież są prawidła rynku. W interesach nie ma sentymentów, nawet
Zwięty Boże nie pomoże . W jego kancelarii nie było targowania. Dla przykładu podam, że
w 1995 roku, kiedy tam przebywałem - stawka za usługę pogrzebową u ks. prałata wynosiła 5
mln zł. Wyjątków od ustalonych stawek nie zanotowano. Kiedy jedna kobieta z płaczem
prosiła o spłatę w ratach ww. kwoty - ks. Hedoniusz zapewniał ją, iż tego uczynić nie wolno
bo taka jest stawka . Czy pani nie może pożyczyć kilka milionów aby opłacić pogrzeb
własnego męża? - pytał zdziwiony.
Oprócz słabości do dużych pieniędzy (do czego sam się przyznawał) ks. prałat miał
naturalną słabość do płci przeciwnej. W całym mieście znana jest historia jego związku
z właścicielką baru, z którą miał się jakoby pewnej nocy zakleszczyć . Pomocy namiętnej
parze udzielił wówczas miejscowy lekarz i stąd cała sprawa wyszła poza mury plebanii.
Przyznam się, iż trudno mi było uwierzyć w tę, moim zdaniem, grubymi nićmi szytą
opowieść. Słyszałem ją od wielu osób, w tym od swojego proboszcza, ale znając spryt prałata
nie podejrzewam go o tak głupią wpadkę. Mogę tylko powiedzieć, że widziałem kilka
eleganckich kobiet wychodzących od niego o różnych porach. Przekonałem się na własnej
skórze, że ten człowiek był na prawdę podły i dwulicowy, ale ludzie nienawidzili go zbyt
mocno, aby można było wierzyć wszystkiemu co mówili.
Niewiarygodnie brzmi dla mnie jeszcze inna historia również opowiedziana mi przez
proboszcza Jaremę. Ksiądz Bogacki już jako kleryk, a pózniej młody ksiądz był bardzo butny
i zepsuty moralnie. Wielokrotnie ratowały go niezbadane bliżej chody u ówczesnego
biskupa ordynariusza Michała Klepacza. Jako młody wikariusz, zwykł nasz bohater urządzać
ostre popijawy z podobnymi jak on księżmi - ascetami . Na takie zamknięte rekolekcje
często sprowadzano na pokuszenie parę dziewczyn niezbyt ciężkiego prowadzenia. Jedna
z takich orgii wg. słów księdza Jaremy, tak się rozwinęła, że wikary Bogacki aby uatrakcyjnić
ją jeszcze bardziej wpadł na iście szatański pomysł. W trakcie imprezy przeprosił na chwilę
gości, poszedł do Kościoła, a po chwili wrócił niosąc kilka kielichów mszalnych. Zdumionym
biesiadnikom zaczął serwować w nich drinki. Podobno jeden z nich - jego kolega ksiądz -
wytrzezwiał w jednej chwili, wstał i wyszedł na zewnątrz, ale reszta ekipy świetnie się dalej
bawiła. Ta historia brzmi niewiarygodnie nawet dla mnie.
Choć poznałem setki różnych księży, uważam, że jedynym wśród nich człowiekiem,
który mógłby dopuścić się takiego świętokradztwa - był ksiądz prałat Bogacki. Rzeczą
niewiarygodną, ale prawdziwą jest jego majątek, który (łącznie z prywatną posiadłością)
można porównać z niewieloma współczesnymi fortunami w Polsce. Nie siedzę w kieszeni
księdzu prałatowi Jankowskiemu z Gdańska, ale śmiem twierdzić, że trochę mu do
Bogackiego brakuje. Aączy ich na pewno przeświadczenie o magnackim pochodzeniu, czynne
uprawianie polityki i zamiłowanie do marki mercedes benz .
[ Pobierz całość w formacie PDF ]