[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sali, wąski stół dębowy, do którego przytykała prawie komórka, we środku lewej ściany na-
przeciw drzwi od korytarza się znajdująca. Na stole tuż przy komórce paliła się całą noc lam-
pa. W tej komórce, zaledwie mogącej pomieścić jedno łóżko obsłonięte szarymi firankami 
była moja główna kwatera. Przy rozsłoniętych firankach mogłem widzieć jak najlepiej całą
salę i jedyne drzwi do niej z korytarza prowadzące. Brat gościnny przyniósł mi skromną wie-
czerzę i życząc dobrej nocy wyszedł z sali. Zdaje mi się, żem mu wspomniał, że nazajutrz po
pierwszej mszy klasztor opuszczę.
W pół godziny po udaniu się na spoczynek, a we dwie po jego oddaleniu (około jedenastej
godziny) usłyszałem stąpanie po korytarzu, a wysunąwszy głowę zza firanek, zoczyłem
wchodzącego mnicha. Wpatrywałem się w niego z ciekawością, gdyż zdawało mi się i po-
znawać, i nie poznawać brata gościnnego, zdawało mi się bowiem, że nieco podrósł, że miał
na sobie ciemniejszy, to jest mniej wytarty habit i co dziwna, kaptur na głowę nasunięty.
 Skąd on wraca?  pomyślałem sobie  kiedy klucze u gwardiana , dodając do tej uwagi:
 Dziwna rzecz po korytarzach w nasuniętym kapturze się włóczyć . Mnich zakapturowany
zbliżył się do samego łóżka mego i zapytał nieco zmienionym głosem, stojąc nade mną:
 Czy czuwasz?
 Tak jest.
 O której godzinie chcesz wstać jutro?
 O wpół do piątej z rana.
 Obudzę cię o czwartej. Zpij snem spokojnym.
Patrząc mu w oczy w ciągu całej tej rozmowy zdawało mi się, że miał wzrok jakąś błonką
powleczony, a gdym mu chciał podać rękę na dobranoc, zdawało mi się jeszcze, że cofnął
swoją z pośpiechem. Oddalił się o parę kroków  poprawił lampę  i wyszedł.
31
Przedartezyjska, jak mniemam (p. a.).
92
Przez cały czas tej wizyty jakiś rodzaj nie znanej mi elektryczności owionął mnie wokoło 
a nie była to bojazń wcale, bo gdyby chciał, tobym z nim przez godzinę prowadził pogawęd-
kę. Zastanowiłem się nad tą odmianą w stroju, we wzroście i w mowie i gdym nad tym my-
ślał, jako też nad czymsiś, co tam jeszcze turkotało po korytarzu, zasnąłem jak kamień  w
skutku czteromilowej rannej przechadzki.
Nazajutrz pierwsze drzwi skrzypnięcie rozwarło mi oczy... Wszedł brat w kapturze, po-
prawił lampę i rzekł do mnie:
 Wstawaj!
On wyszedł, a ja wstałem i czekając na należące mi się śniadanie czytałem Biblię. Ciemno
też jeszcze było na dworze, a droga mi nieznajoma.
Jużem czekał więcej jak godzinę, a śniadania nie widać było. Wszedł nareszcie brat go-
ścinny w starym habicie, bez kaptura... i bez śniadania.
 Jużeś to wstał?
 A na cóżeś mnie przychodził budzić, proszę?
 Jako żywo! Jam ciebie nie budził.
 Jeżeli nie ty, to kto inny  jednak zdaje mi się, że i wczoraj, i dziś przychodziłeś po dwa
razy do mnie w jednym celu.
 Wierzaj mi, że nie byłem  odpowiedział mi bardzo naturalnym tonem.
 Mniejsza o to... pójdę tymczasem na dół do kapliczki %7łłobu.
 Idz, to tam zastaniesz gwardiana i wszystkich braci na mszy, a poznawszy tego, co cię
zbudził, możesz się nań po mszy przed gwardianem użalić.
 Nie ma za co, kochany bracie.
Zeszedłem na dół, gdzie już gwardian mszę pasterską odprawiał, a kapliczka właśnie wie-
śniaczkami i pastuszkami napełnioną była. Po mszy przyjrzałem się wszystkim siedmiu księ-
żom, ale mego tam nie było... więcej zaś w całym zakonie nikt by nie zliczył  a ich sąsiedzi,
i ci, i tamci, z brodami.
 Brat gościnny zapewne jest lunatykiem  powiedziałem sobie i skłoniwszy się księżom
opuściłem klasztor, nie pytając nawet, czy brat gościnny w istocie jest lunatykiem  i jak wy-
glądał brat Hiszpan misjonarz, co przybywszy tu niedawno w gościnę  przed kilkoma tygo-
dniami na suchoty umarł. Miałem wielką ochotę się spytać, ale przyznam się, żem się wsty-
dził, mówiąc... robić... Jak się o tym w Europie dowiedzą, to dopiero będzie śmiechu z czło-
wieka, co śmie wierzyć, iż są rzeczy, o których się filozofom ani śniło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \