[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak, ale moje uczucia do ciebie uległy zmianie. Je-
stem... w tobie zakochany. - Wpatrywał się w nią z najwięk-
szą powagą, szukając w jej oczach odpowiedzi. - Nie mogę
ofiarować ci luksusów ani tytułu, ale obiecuję ci wygodne
życie, bezpieczny dom i moje oddanie.
Camilla milczała długo. Mogłaby przyjąć jego oświad-
czyny. Wiedziała, że stworzyliby dobre małżeństwo. Arthur
był porządnym człowiekiem, serdecznym, wrażliwym, a ona
nauczyłaby się cieszyć tym, co mógł jej dać. Szybko
S
R
jednak odrzuciła tę możliwość. Gdyby przyjęła propozycję
Arthura, postąpiłaby nieuczciwie. Nie kochała go, co więcej,
kochała Nicholasa. Co mogła ofiarować Arthurowi? Nie-
wiele. Oszukałaby go i zdradziła samą siebie. Uwolniła dło-
nie.
- Arthurze, mój drogi, jesteś bardzo dobrym przyjacielem
i byłbyś wspaniałym mężem. - Widząc, że na twarzy poczci-
wego rejenta odmalowała się nadzieja, dodała pośpiesznie, by
nie zrozumiał jej zle: - Mam dla ciebie wielkie poważanie,
ale nie kocham cię i nie sądzę, bym potrafiła pokochać. Poza
tym musisz przyznać - dodała żartem - że jestem fatalnym
materiałem na żonę dla prawnika.
- Kochasz innego, prawda?
Camilla spojrzała mu w oczy i powiedziała po prostu: -
Tak.
- Myślę nawet, że wiem, o kogo chodzi. - Camilla pod-
niosła dłoń, powstrzymując Arthura przed wypowiedzeniem
imienia. - Ale za niego też nie wyjdziesz.
- Nie. Nigdy nie wyjdę za mąż.
- Co chcesz zatem zrobić ze swoim życiem? - zapytał z
serdeczną troską w głosie.
- To, co zawsze zamierzałam. - Wzruszyła nieznacznie
ramionami. - Zostanę z mamą, będę pomagała Ophelii. Zarę-
czyła się z naszym kuzynem, Stephenem Knightem. Za rok,
dwa zostanę ciotką i będę miała ręce pełne roboty.
Na moment zapadła cisza, po czym Arthur zapytał
ostrożnie: -I to ci wystarczy?
S
R
- Będzie musiało - odparła stanowczym tonem. - Nie
mam zamiaru desperować. Dość smutków. Nie mówmy o
tym więcej. Zawołam Marchy, wyjaśnisz jej, co załatwiłeś w
sprawie pani Babbage.
- Nie! - Ku jej wielkiemu pomieszaniu Arthur Brooke
padł na kolana. - Nie, Camillo. Nie mogę pozwolić, żebyś
zmarnowała sobie życie tylko dlatego, że jakiś nicpoń i hula-
ka z tytułem zabawił się okrutnie twoimi uczuciami, a potem
odszedł.
Camilla położyła mu dłoń na ramieniu.
- Proszę, Arthurze, nie mów nic więcej...
- Będę mówił! Twój szlachetny charakter, twoja wielko-
duszność, chęć służenia matce i siostrze, bez względu na wła-
sne dobro, czynią cię jeszcze mi droższą. Proszę, zastanów
się dobrze, Camillo. Błagam cię, przemyśl swoją decyzję.
Chcę tylko twojego szczęścia. Lubisz mnie przecież trochę,
prawda? Jesteśmy wszak przyjaciółmi? Na tym fundamencie
możemy zbudować miłość. Wielu ludzi ma znacznie mniej,
kiedy wchodzą w związek małżeński, a jednak są szczęśliwi.
Trzeba tylko dobrej woli i uczciwości, a tego nam przecież
nie zabraknie.
Czuła się osaczona. %7łarliwe deklaracje Arthura i jej sła-
bość sprawiały, że zaczynała się wahać. Jakże łatwo byłoby
powiedzieć  tak". Arthur byłby naprawdę dobrym mężem,
dobrym ojcem, czuła to. Być może małżeństwo z nim sta-
nowiło jedyną dla niej szansę założenia rodziny.
Rozbrojona serdecznością rejenta, Camilla ujęła jego
twarz w dłonie i pocałowała w policzek.
S
R
- Nie, Arthurze, przykro mi. Jesteś mi najdroższym przy-
jacielem i niech tak pozostanie.
Lecz on był tylko człowiekiem. Być może miał jedyną w
życiu sposobność, by pocałować Camillę. Wziął ją w ra-
miona. Kiedy zbliżył usta do jej ust, drzwi otworzyły się z
impetem i do salonu, mimo protestów przerażonego lokaja,
wkroczył Nicholas.
Na moment cała czwórka zamarła.
Nicholas odezwał się pierwszy:
- Będę panu wdzięczny, sir, jeśli puści pan pannę Knight.
- Do diaska! Przyszedł powiedzieć jej, że ją kocha, że okazał
się zadufanym w sobie głupcem. Chciał się ukorzyć, ofia-
rować jej swoje serce, i co zastaje? Ukochaną kobietę w ra-
mionach tego sztywnego rejenta!
Drzwi zamknęły się za chociaż raz potrafiącym okazać
dyskrecję lokajem.
Pan Brooke, czerwony ze złości i zakłopotania, zerwał się
z klęczek. Nie był w tej chwili najemnym sługą paragrafów,
jakim chciał go widzieć Nicholas. Równie wysoki jak hrabia,
ubrany w doskonale skrojony surdut od najlepszego krawca,
gniewny, postawny, prezentował się tak samo godnie jak
Lovell.
Camilla też podniosła się z kanapy.
- Arthurze... milordzie... proszę...
Ale zaperzeni w złości dżentelmeni nie słyszeli jej zaklęć.
- Jak pan śmie wdzierać się przemocą do salonu panny
Knight, milordzie? - Arthur zaciskał dłonie ze złości i mierzył
Nicholasa gniewnym wzrokiem.
S
R
- Bardzo dobrze uczyniłem. Kto wie, na co jeszcze by się
pan ośmielił wobec niej pod nieobecność przyzwoitki - od-
parował Nicholas z taką miną, jakby szykował się do pierw-
szej wymiany ciosów, choć oczywiście nie miał w ręku broni.
Camilla stanęła między nimi i powiedziała do Nicholasa
tak spokojnym głosem, na jaki tylko była w stanie się zdo-
być:
- Pańskie oskarżenia są zupełnie nieuzasadnione, a za-
chowanie niewybaczalne, milordzie. Pan Brooke nie miał
złych intencji i w niczym mi nie uchybił. To moja i tylko mo-
ja sprawa, kogo przyjmuję w swoim domu w towarzystwie
czy bez towarzystwa przyzwoitki.
- Powinna być mi pani wdzięczna, panno Knight, że bro-
nię jej reputacji, zamiast czynić mi wyrzuty i pouczać o nie-
stosowności mojego zachowania. Co by powiedziała pani
matka, gdyby zobaczyła scenę, jakiej ja stałem się świadkiem
przed chwilą?
- Pan śmie mówić mi o reputacji?! - napadła ze wściekłą
furią na Nicholasa, całkiem zapominając o obecności Arthu-
ra. - Od kiedy to troszczy się pan o moją reputację? Moja
matka nie miałaby najmniejszych zastrzeżeń, bo pan Brooke
złożył mi uczciwą deklarację. Moja matka z pewnością nie
pochwalałaby też faktu, że ingeruje pan nieproszony w nasze
sprawy rodzinne. To wprost niesłychane! Nie jest pan, milor- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \