[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wycofa wymówienie.
Gdyby jednak miał być do końca szczery, przyznałby, że chwilowo
wolał unikać towarzystwa swojej sekretarki. Gdy była blisko, miał ochotę
obsypać ją pocałunkami i pieszczotami, a potem powoli, guziczek po
guziczku, rozpiąć jej służbowy kostium...
- Tak, Abigail potrafi załatwiać takie sprawy. - Tubalny głos Raya
przerwał tok niezbyt skromnych myśli Callana. - Masz szczęście, że ta
dziewczyna dla ciebie pracuje. Kiedy do nas dołączy? Już nie mogę się
doczekać.
Callan po raz kolejny tego wieczoru zerknął na wejście do
restauracji. Abby się spózniała, co było do niej zupełnie niepodobne.
Zgodziła się przyjść na kolację z Palmerami i Callan był przekonany, że
dotrzyma obietnicy.
Tak przynajmniej zrobiłaby Abby, którą kiedyś znał, teraz jednak nie
był już niczego pewien.
- Zaraz powinna być - uspokoił Raya i sięgnął po piwo. Nie zdradził
ani słowem, że Abby złożyła rezygnację. Nie było takiej potrzeby,
wziąwszy pod uwagę, że panna Thomas i tak nie odejdzie. - Jeśli nie
chcesz na nią dłużej czekać, możemy zamówić jedzenie.
109
RS
- Nie ma mowy! - krzyknął Ray z oburzeniem. - Moja ostatnia żona,
Isabel, nauczyła mnie kilku rzeczy, między innymi i tego, że kobiety lubią
efektowne wejścia. Dlatego często się spózniają. Prawda, synu?
- Tak, tato - odparł Jack, bawiąc się kieliszkiem. -Uważaj, Callan,
twoja sekretarka najwyrazniej wpadła w oko mojemu ojcu.
Sinclair zacisnął mocno zęby i zmusił się do uśmiechu. Ku jego
rozpaczy Jack w niczym nie przypominał swego niskiego, pulchnego i
łysiejącego tatusia. Palmer junior dobiegał trzydziestki i był przystojnym,
wysokim mężczyzną o kręconych, czarnych włosach i błękitnych oczach.
Wydawało się, że ubrany w garnitur od Armaniego i włoskie, szyte na
zamówienie, buty przystojniaczek lada moment zmruży swe lazurowe
oczęta i rzuci od niechcenia:
- Nazywam się Bond. James Bond.
Nie chodzi o to, że jestem do tego faceta uprzedzony, szukał
gorączkowo usprawiedliwienia Callan. Jack Palmer wzbudzał sympatię
pomimo swej małomówności. A jednak było w nim coś niepokojącego, co
przyprawiało o gęsią skórkę.
Jack nagle zamarł ze wzniesionym do ust kieliszkiem.
Callan podążył za wzrokiem Palmera i również skamieniał. Abby?
Płynęła ku nim, ubrana w obcisłą, krótką sukienkę. W czarnych
pończochach i szpilkach jej nogi wydawały się nieprawdopodobnie długie
i smukłe.
I co ona, na litość boską, zrobiła z włosami?! Zazwyczaj związane,
teraz bujną kaskadą okalały piękną twarz dziewczyny. Gdzie podział się
jej biurowy kostiumik? Skromny koczek i nieodłączne okulary? Do diabła,
110
RS
to przecież spotkanie w interesach, pomyślał Callan z irytacją, a nie randka
w ciemno.
Gdy uśmiechnęła się promiennie do siedzących przy stoliku
mężczyzn, Callan poczuł, że pot zrasza mu skronie. Zerwał się
nieporadnie, prawie przewracając stół. Ray i Jack również wstali,
wpatrując się w Abby z jawnym zachwytem.
- Mam nadzieję, że nie czekaliście na mnie zbyt długo - szepnęła
słodko.
Aasi się jak kotka, pomyślał Callan z wściekłością.
- Cieszę się, że mogę wreszcie pana osobiście poznać, panie Palmer -
dodała, wyciągając rękę na powitanie.
Nawet w panującym półmroku Callan zauważył rumieniec na twarzy
Raya, nalegającego, by Abigail mówiła mu po imieniu. Zgodnie ze starym
przysłowiem, że jabłko pada niedaleko od jabłoni, Jack zachował się
równie niestosownie jak jego tatuś. Bez żenady wpatrywał się w Abigail,
niczym wygłodniały wilk w owieczkę.
Callan miał zamiar przysunąć krzesło Abigail, lecz uprzedził go Ray.
Dziewczyna wydawała się nie dostrzegać, że żaden z towarzyszących jej
mężczyzn ani na chwilę nie spuszcza z niej wzroku.
Gdy Ray skinieniem przywołał kelnerkę, zamówiła kieliszek białego
wina, a potem starannie rozpostarła na kolanach serwetkę.
- Dziękuję za zaproszenie, Ray i cieszę się, że mogłam poznać
twojego syna.
Coraz bardziej ponury Callan w milczeniu sączył piwo.
- Młoda damo, jest pani osobą obdarzoną wspaniałym gustem -
odezwał się Ray nieco ochrypłym głosem. -Próbki, które pani mi
111
RS
przysłała, w pełni mnie zadowoliły. Cena jest nieco wygórowana, ale za to
jakość materiału pierwszorzędna, o co dzisiaj bardzo trudno.
- Masz racje, Ray - zgodziła się Abigail. - Mogłabym wybrać coś
tańszego, ale wiem, że stawiasz na jakość.
Ray odruchowo wyprostował się w krześle. Ponieważ spojrzenie
Jacka stawało się coraz bardziej nachalne, Cal-Iana zaczynały świerzbić
ręce. Postanowił ignorować bezczelne zachowanie Palmera juniora i
skupić się na rozmowie o interesach. Najchętniej wziąłby Abby pod ramię
i siłą wywlókł z tej cholernej restauracji, a potem poszliby do sypialni...
Były to jednak zupełnie nierealne marzenia, dlatego zadowolił się
kolejnym kuflem piwa. Mógł tylko siedzieć i z wściekłością przyglądać
się, jak ta bezwstydnica Abigail wdzięczy się do Raya i Jacka.
112
RS
ROZDZIAA DZIESITY
Niełatwe jest życie kobiety fatalnej, doszła do wniosku Abby trzy dni
pózniej. Makijaż i fryzura zajmowały jej teraz o wiele więcej czasu, zaś
stopy buntowały się przeciwko wysokim obcasom.
A przede wszystkim ten niepraktyczny i niewygodny pas do
pończoch. To Cara namówiła ją do zamiany rajstop na bardziej seksowne
pończochy.
No cóż, bycie wampem wymagało wielu poświęceń, lecz Abby coraz
lepiej wczuwała się w nową rolę.
Gdy zadzwonił telefon, po podniesieniu słuchawki usłyszała
energiczny głos Cary:
- To już czwarty dzień  Operacji Callan". %7łądam wyczerpującego
raportu.
Abby zerknęła w kierunku gabinetu szefa. Kolacja z Rayem i
Jackiem Palmerami to był pierwszy dzień  Operacji C". Abby była pełna
podziwu dla samej siebie, bowiem pomimo zdenerwowania zachowała
zimną krew i wykazała się niezwykłym opanowaniem. Z pewnością
pomogło jej obycie sceniczne. Nie da się ukryć, że był to jeden z jej
najbardziej udanych występów. Zazwyczaj opanowany i pewny siebie,
Callan był tego wieczoru dziwnie małomówny, spięty i nerwowy.
Dzień drugi  Operacji C". Abby, co prawda, przyszła do pracy w
kostiumie, lecz jakże innym od jej dotychczasowych mundurków. Zamiast
bluzki, spod czerwonego żakietu kokieteryjnie wyzierało koronkowe body,
a wąska spódniczka ledwie sięgała kolan. Abigail mogłaby przysiąc, że na
113
RS
jej widok Callan wstrzymał oddech, a przez resztę dnia zachowywał
kamienny wyraz twarzy.
Dzień trzeci. Wczoraj. Bez zmian, mimo że Abby wbiła się w obcisłą
czarną spódniczkę i o numer za mały sweterek. Callan, który zjawił się w
biurze pięć minut pózniej, zaszczycił swoją sekretarkę zaledwie
przelotnym spojrzeniem i cały dzień spędził w swym gabinecie. Jedynym
niezwykłym zachowaniem było to, że wychodząc z biura, trzasnął
drzwiami z takim impetem, że wiszący na ścianie kalendarz wylądował z
szelestem na podłodze.
Dzień czwarty  Operacji C', czyli dzisiaj. Abby ubrała się w zielony
sweterek podkreślający kolor jej oczu oraz w czarną plisowaną
spódniczkę. Sądząc po zachowaniu Cal-Iana, równie dobrze mogłaby
przyjść do biura w worku.
- Melduję, pani komandor, że na froncie bez zmian - szepnęła Abby z
westchnieniem. Bardzo szybko zaprzyjazniła się z Carą, choć znały się
przecież krótko.
- Od rana nie wyściubił nosa ze swojego gabinetu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • antman.opx.pl
  • img
    \